[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Januszek umilkł na moment i na wspomnienie nocnej sceny wzdrygnął się z lekką zgrozą.— I szkielety widziałem — kontynuował.— Możecie sobie obejrzeć, leżą tam, w krzakach.A ten samochód przyjechał i co? I cześć pracy.Nie odjechał…Milczenie zapanowało na znacznie dłuższą chwilę.— Nie podoba mi się to — rzekł nagle Zygmunt.— Faktycznie, co z tym samochodem? Słyszał kto później warkot?Trzy osoby pokręciły głowami.— Mogliśmy spać — zauważyła krytycznie Tereska.— Nie chcę twierdzić, że w tym kraju nikt nigdy nikogo nie zabił i że takie rzeczy się w ogóle nie zdarzają, ale… Ale jeżeli załatwili tego jakiegoś donosiciela, powinni byli usunąć i samochód.Widzieli nas, świeciliśmy, może czekali, aż zaśniemy…— Trzeba to sprawdzić! — zadecydował energicznie Zygmunt.— Idziemy!— Gdzie ty chcesz iść? — przeraziła się Okrętka.— Tam, gdzie on warczał.To było blisko, po tej stronie rzeczki.Idziemy w las tyralierą, jak ktoś coś zobaczy, to krzyknie.Patrzeć na ślady opon, teraz wilgotno, powinny być.Jazda!Tereska i Januszek poderwali się z zapałem, zarażeni energią Zygmunta.Odpowiadało im takie postawienie sprawy, wyjaśnić sytuację, a nie trząść się w niepewności.Okrętka wydała z siebie cichy, rozpaczliwy jęk, ale posłusznie podniosła się również, tyle że znacznie wolniej.Z determinacją postanowiła w razie zobaczenia czegokolwiek natychmiast zamknąć oczy.Krzyczeć może, proszę bardzo…Tajemniczy samochód znalazł się zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, na zarośniętej, leśnej drodze.Był pusty i zamknięty.Został poddany bardzo dokładnym oględzinom, mimo iż jego zasadniczy mankament rzucał się w oczy.Stał mianowicie tylko na dwóch kołach, zamiast dwóch pozostałych widniało jakieś dziwne rusztowanie, złożone z drągów i kamieni.Ponadto dwa obecne koła nie zawierały w sobie ani odrobiny powietrza.Trudno było zawyrokować, czy nie odjechał dlatego, że właściciela zamordowano, czy też dlatego, że nie miał na czym.— No? I co teraz? — spytała Tereska.— Teraz to ja bym zjadł śniadanie — zakomunikował spokojnie Januszek.— No wiesz…?! — zgorszyła się Okrętka.— Takie rzeczy, zbrodnie, groby, a ty chcesz jeść?!— No to co, że zbrodnie i groby? Pewnie że chcę jeść, jeszcze przecież jestem żywy!Zygmunt ze zmarszczoną brwią oglądał teren wokół poszkodowanego samochodu.Dostrzegł coś, co umknęło uwadze pozostałych.W jednym miejscu krzaki były połamane, trawa zdeptana, zniszczenia prowadziły w głąb lasu.Robiło to takie wrażenie, jakby ktoś gwałtownie i na oślep przedzierał się przez zarośla, przewracał się w nich, być może przedzierały się tak dwie osoby, toczące ze sobą walkę.W dziedzinie różnych walk wiedza Zygmunta była obszerna.Pasowało mu to do tamtego miejsca, w którym Okrętka ujrzała straszną mordę.Ktoś tu chyba uciekał, ktoś go zatrzymywał, dopadli się wreszcie bliżej bagienka…Już otworzył usta, żeby podzielić się spostrzeżeniami, ale nagle zrezygnował.Postanowił nie wprowadzać paniki.Jakaś potężna draka rozgrywała się tu z całą pewnością, żadnych zwłok co prawda nie znaleźli, ale to wcale nie oznacza, że przeciwnicy rozeszli się w dobrym zdrowiu i o własnych siłach.Jego siostra widziała jednego, niewykluczone, iż drugi został ładnie uklepany na zboczu pagórka… Nie będzie się w to wdawał w towarzystwie dwóch dziewczyn i jednego i smarkacza, należy po prostu zawiadomić milicję, tyle że nie tak zaraz.Zawiadomienie zaraz automatycznie zniweczyłoby wszelką możliwość polowania na raki…W ten sposób, mimo różnicy wieku i doświadczenia, Zygmunt doszedł dokładnie do tych samych wniosków co Januszek i podjął identyczną decyzję.On też uważał te raki za jedyną okazję w życiu, nie miał nadziei na cud, objawiający się nagłym oczyszczeniem wszystkich wód w kraju.Porzucił skraj lasu i podszedł do tamtych trojga, stojących wciąż przy samochodzie.— Śniadanie możemy zjeść, czemu nie — zgodził się.— Nic tu i tak nie wystoimy.Wracajmy do namiotów, tam się możemy zastanowić nad dalszym ciągiem, z tym, że po drodze dyplomatycznie pozbierałbym skarby.— Dyplomatycznie, to znaczy jak?— No wiecie… Jakoś ukradkiem i bez krzyku… Dyplomatycznie pozbierane i starannie owinięte w ręcznik skarby ukryto w namiocie Tereski i Okrętki.Tereska zajęła się ogniskiem, Okrętka i Januszek ostrożnie przekładali raki, moszcząc im wiaderka pokrzywami.Zygmunt otwierał puszki z gulaszem i kroił chleb.W atmosferze pojawił się trochę niemiły i bardzo emocjonujący cień niepokoju i niepewności, z którym dość skutecznie walczyła beztroska pogodnego, słonecznego pleneru.Zbierając porozrzucane dookoła ogniska drewno, Tereska natknęła się nagle na jakiś przedmiot, nie drewniany.Już chciała odrzucić go na bok jako niepotrzebny śmieć, ale zawahała się.Coś jej zamigotało w pamięci, kształt przedmiotu był jakby znajomy.Z pewnością kojarzył się z czymś, co musiała kiedyś widzieć i co musiało chyba coś oznaczać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •