[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz ten babochłop Małgo-sia.Kto to widział.To Małgoś bardziej niż Małgosia.Nibycórka lekarza i do tego ginekologa, a nie dbają o dziecko,bo ja się pytam, kto ją tak ubraną z domu wypuszcza?Portki, koszula, włosy na zapałkę.I ten gwózdz w wardze368 niehigieniczny.%7ładnej figury, buciska jak do gnoju.I ty wtakich samych musisz mi na złość chodzić? Jadzia wypina-ła miękki, ciążący ku dołowi biust, jakby upewniała się, żeona ciągle ma wyeksponowany jak należy ten atrybut ko-biecości, gotów jej bronić niczym galaretowata tarcza.Ipowiem ci, że czysta to ona nie jest, ta Małgosia Lipka.Copójdzie sikać, to potem patrzę, deska cała popryskana.Dołazienki pójdzie, to potem wszystkie ręczniki zmieniam,bo nie wiadomo, w który ręce wytarła.Na stojąco sika jakchłop czy co? Tak, odpowiadała Dominika.Tata Małgosijest bardzo tolerancyjny i chciała, to przyszył jej kutasa,ale dopiero się uczy nim posługiwać.Zaczynało się.Jadziazapominała na chwilę o ślubie na Jasnej Górze i wytaczałagrzmiące działa swojej dojrzałej złości.To już nie byłocichutkie za co, szeptane do zezowatej Madonny, wybu-chała jak prezerwatywy z barwioną na czerwono wodą,które w Lany Poniedziałek chłopcy zrzucali z dachu Babe-la.I za co to wszystko? Taka zapłata za moją krwawicę.Za matki się poświęcanie.Za jej jak najlepiej chcenie.Mordą rycie, żeby ci niczego nie brakowało, ty mi jakieśbabskie zboczki homoniewiadomo do domu przyprowa-dzasz.Za plecami się śmiejecie ze starej matki.I za co?Gdyby na mnie matka tak chuchała-dmuchała jak ja naciebie.Gdyby mnie tak kochała.Wszystko pod nos poda-ne.W kolejkach wystane.Czyściutkie.Oddałaś mnie dobabci Haliny, mówiła Dominika.Jakoś nie kochałaś mnietak bardzo na początku.Chorowałam, Jadzia zrywała się ztapczaniku, podwinięta spódnica ukazywała udo podziur-kowane celulitem jak śladami po kulach.Inaczej nigdybym cię tej wrednej babie nie oddała.Chorowałam! Zwa-riowałaś, a nie chorowałaś.Ze smutku, że ta ładniejsza369 umarła, a nie ja.Zmówiły się, krzyczała Jadzia.Zmówiłysię, żeby mnie pognębić.Co ona ci naopowiadała? Prze-ciw mnie ponastawiała! Wez nóż, zabij starą matkę.Albonie, nie zabijaj, ja już i tak nie żyję.Gdybyś ty wiedziała,ile ja się z twoją babką nawalczyłam, żebyś miała wszyst-ko, jak trzeba, czyściutko pod nos podane.Poprasowane.Nawet majteczki w środku przejechane żelazkiem.Co jasię jej natłumaczyłam, że trzeba uważać na bakterie.Ponocach nie spałam ze zmartwienia, że cię nie dopilnuje.Itaka wdzięczność.A bakterii tego niemieckiego kurduplasię nie bałaś? Jadzia spłakana trzaskała drzwiami, wypla-skiwała z pokoju córki, a po godzinie, dwóch słychać było,jak krząta się w kuchni, i w końcu wołała przez ścianęgłosem udającym obojętność, a nawet beztroskę, bo prze-cież nic się takiego nie stało - dobrze czasem zrzucić, cokomu leży na sercu, a jak trafi w córkę, to od czego sąchusteczki higieniczne - nie zjadłabyś omlecika z powi-dełkami?Po którejś z takich kłótni Dominika poszła przezKrzaki na pierwsze spotkanie oazowe i spózniona weszłado salki, rozczochrana, z oczami błyszczącymi od łez, aksiądz Adaś spojrzał na nią i zamarł w pół słowa.Niechbędzie pochwalony! Prostokąt drzwi wypełniony świa-tłem, wysoka postać w wojskowych butach, dżinsowejkurtce i czerwonej sukience, z płóciennym żeglarskimworkiem wypełnionym nie wiadomo czym.Niczego pięk-niejszego do tej pory nie widział! Sukienka z farbowanejbawełny na pieluszki szmyrgnęła przez salkę jak betlejem-ska kometa i przygasła w ławce, a ksiądz Adaś poczułniespodziewane i jeszcze nienazwane ukłucie zazdrości,370 bo nowa uczennica usiadła obok niepokojąco chłopięcejMałgosi Lipki.Dlaczego akurat koło tej ostrzyżonej tak,że zwróciłby jej uwagę, gdyby nie to, że chce być równymksiędzem, wyrozumiałym i młodzieżowym.A ta nachyliłasię ku Dominice i zaszeptała jej coś do ucha, dotykającustami ciemnych włosów, może nawet delikatnie różowejmuszelki uszka, które znalazło się tuż koło przekłutychsrebrną szpilką ust ostrzyżonej i chłopięcej.Tego dniaksiądz Adaś śpiewał z uczuciem, bo coś w nim posypałosię jak szklane kulki po schodach, jedna po drugiej, całakaskada.W salce katechetycznej zrobiło się gorąco, deli-katny zapach mydełka Zielone Jabłuszko stłumiły oparypotu i młodzieńczych kroczy, co do których czystości Ja-dzia miałaby wiele zastrzeżeń, gdyby mogła dokonaćprzeglądu.Dominika też śpiewała, wyrwij muuurom zęęę-by krat i ruszaj się, Bruno, bo ksiądz Adaś wydawał jej sięinny.Inny taki, szepnęła Małgosi.Wprost niezwykle inny!Inny od Zbyszka Lepkiego, który zapłodnił jej przyjaciół-kę Iwonę Zledz i zamiast pytać czule, czy ciężarna mał-żonka nie ma smaku na kiszone, co oznacza chłopca jakon, lub słodkie, co znaczy dziewczynkę jak ona, ćwiczyłmuskuły w siłowni Górniczego Domu Kultury i marzył ozabijaniu żółtków, czarnuchów albo innych, byle go wzięlina zawodowego.Inny od Andrzeja Knapika, z którymDominika pomagała słabszym w matematyce i fizyce ko-legom, Andrzeja w ogóle pozbawionego muskułów, bojedyna rzecz, jaka mu twardniała, nie wymagała woli, awręcz przeciwnie.Czerwieniał wtedy aż po korzonki tłu-stych włosów, mówiąc, przepraszam, muszę tam, gdziekról piechotą, a Dominika przewracała oczami zupełnietak jak Jadzia.Ksiądz Adaś był inny od wszystkich371 dwudziestu dwóch kolegów z klasy matematyczno-fizycznej, gdzie oprócz Dominiki i Małgosi były jeszczetylko dwie dziewczyny.W tym jedna po znajomości, bojej ojciec sprowadzał używane auta z Niemiec, a z takimiplecami każdy by się dostał do dowolnej klasy w Wał-brzychu, włączając najwyższą.Inny w końcu był ksiądzAdaś od jej zmarłego ojca Stefana.Wyrolowany przezPana Boga i Polskę Ludową, nie grał na żadnym instru-mencie i nawet gdy chrapał, fałszował.Uwagi Dominikinie przyciągali najpopularniejsi chłopcy z Piaskowej Góry,tacy jak Zbyszek Lepki czy Adrian Pypeć, bo w każdym znich widziała jak w lustrze życie, które upodobniało ją doJadzi.Byli tacy sami! Jadzi podobał się Krzysztof Kraw-czyk i troszkę też, o czym nie wspominała już córce, Zdzi-sław Zledz, a Dominice - Boy George.W wizerunkuchłopca-dziewczyny z kotem Calimero i jakąś gejszą przyboku, który oglądała kiedyś w niemieckim numerze Brava , nie mieścili się ani Jadzia, ani Babel, bo Jadziaszukała tego samego, a jej córka tęskniła za innością, wktórej jej własna odmienność znalazłaby w końcu imię ikształt.Tęskniła za siostrą i za wymyśloną prababką Wiel-kopańską, za ojcem, który na długo przed śmiercią przestałbyć tym, którego kochała; czasem śnił jej się ktoś, ktokładzie się na niej i w nią wchodzi, czasem to ona we śniebyła kimś, kto pochyla się nad Małgosią.Nie wiedząc otym, szukała tego, co nie mieści się w granicach PiaskowejGóry, co poza nie wykracza, to było szukanie po omacku,jak w szafie babci Kolomotywy.Wysłała więc kartkę zgłosem na piosenkę Boya George'a do radiowej listy przebo-jów Marka Niedzwieckiego i nuciła, kama, kama, kamiiilia,372 bo przecież nie znała dobrze angielskiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •