[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pani mąż odbywał z nim stosunki seksualne, tak?Wtedy znów wtrącił się adwokat: Moja klientka ma prawo milczeć. Ale twierdzi, że Dean kradł przedmioty z państwa domu?Tym razem Gilly Leech zadziwiła ją.Uniosła wysoko głowę. Domyślałam się  odparła  że Ashford dawał mu prezenty.Niemiałam tylko pojęcia, dlaczego. Ale pani mąż obdarował go czymś jeszcze, prawda?  Wszyscy,nawet adwokat, usłyszeli w tonie głosu Mike'a nutę agresji. Nie wiem, o czym pan mówi. Nie słyszała pani o AIDS, pani Leech?161 Zamrugała oczami.Joanna tymczasem podeszła do fortepianu i wzięła zdjęcie uśmiech-niętej młodej kobiety w stroju akademickim. To chyba pani córka?Gilly Leech, oniemiała, wpatrywała się w Joannę z rozdziawionymiustami.Zamiast niej znów odezwał się jej syn. Fleur jest w Ameryce  rzucił szorstko. A czy pani córka miała syna? Nie. wyjąkała zaszokowana Gilly. Fleur? Nie, nigdy. Podejrzewamy, że pani mąż podawał się za dziadka Deana.Adwokat zerwał się z miejsca. Proszę to udowodnić  syknął. Inaczej odpowiecie przed sądemza fałszywe oskarżenia. Skradziono wam biżuterię  ciągnęła Joanna spokojnym tonem.To nie było nic kosztownego.Należało do pani córki? Chyba tak  wycedziła Gilly Leech przez ściśnięte wargi. No cóż, dziękuję pani. Joanna wstała do wyjścia. Bardzo nampani pomogła.Herbert Machin w granatowej czapce z pomponem na głowie spoglą-dał na dwoje oficerów policji. To jak pani mówi, kiedy to się stało?Sierżant Hannah Beardmore o łagodnym, cierpliwym głosie, dosko-nale rozumiała powolny tryb życia tutejszych farmerów, bo sama dora-stała w tych okolicach. W nocy z niedzieli na poniedziałek  odparła. Nad ranem wdzień targowy.W poniedziałki jezdzi pan na targ do Newcastle, prawda?Spojrzał na nią zaczepnie. A skąd pani wie?  spytał. Od właścicielki pubu  Pod Mrugającym Okiem. Och, to stara, wścibska wiedzma  syknął z wściekłością. Ale mówiła prawdę, tak? Chodzi o to  wtrącił Alan King, który wychował się w mieście inie miał tyle cierpliwości, co jego koleżanka  czy słyszał pan coś tamtejnocy. Nad ranem w dzień targowy. powtórzył stary. Coś chyba tak. W takim razie niech pan sobie przypomni  poprosiła Hannah.162 Co dokładnie pan słyszał?Przez chwilę milczał, mrużąc oczy w skupieniu. Około trzeciej czy czwartej  zaczął wreszcie  słyszałem samo-chód na drodze do Flash, no tak. przerwał. Ale on tylko zawrócił.Nawet nie minął farmy, tylko zawrócił. A w którym miejscu zawrócił? Na moim podjezdzie. I wyjrzał pan przez okno?Herbert Machin zachichotał i pokręcił głową. Zimno było jak diabli.Leżałem nakryty kołdrą po samą szyję.Te słowa dotkliwie ich rozczarowały.Oboje byli jeszcze młodzi ibrakowało im doświadczenia, by zrozumieć, że nie zawsze mogą pole-gać na zeznaniach świadków o tym, co widzieli i słyszeli.Gdyby ludziezwykle mieli oczy szeroko otwarte, spoglądali we właściwym kierunku idokładniej zapamiętywali, kogo i co widzieli, a potem zeznali to w są-dzie pod przysięgą, to liczba przestępstw spadłaby co najmniej o połowę.Wyszli przed dom obejrzeć podjazd, ale podłoże było miękkie odkrowich odchodów i zdążyło tamtędy przejechać już tyle aut i traktorów,że nic nie dało się wypatrzyć.Herbert Machin rozejrzał się po podwórzu. A czemu to się tak gorączkujecie?  spytał. Zaginęło dwoje kolejnych wychowanków domu dziecka  wyja-śniła Hannah. Martwimy się o ich bezpieczeństwo.Herbert Machin skrzywił się. Wcale się nie dziwię tym dzieciakom, że stamtąd uciekają  przy-znał. Dom dziecka to przecież żaden dom, nie?Funkcjonariusze przekonali się, że taka była opinia większościmieszkańców okolicy wrzosowiska.13.W wojsku uznawano zasadę samosądu.Wiadomość o tym, jak Swin-ton traktował dzieci w sierocińcu, szybko rozeszła się po jednostce ikoledzy postanowili ukarać go przez upokorzenie.Rozebrali go do naga,163 rozciągnęli mu ręce i nogi, przywiązali do łóżka i zaciągnęli się papiero-sami, aż końcówki rozżarzyły się na jasnoczerwono.Kręcąc szyją na wszystkie strony, Swinton przyglądał im się pogar-dliwie.Dopiero kiedy zaczęli gasić papierosy na koniuszku jego penisa,wydał z siebie głuchy jęk.Tom stał, przywarty do framugi drzwi.Bałsię, że do niego też się przyczepią, lecz mimo to trwał przy swym jedy-nym przyjacielu.Wiedział, że nawet gdyby poszedł po oficerów, nie-prędko by się zjawili, bo sami nie przepadali za Swintonem, a poza tymnie mieli nic przeciwko takiemu wymierzaniu sprawiedliwości. Jezu Chryste  jęczał Tom. O Jezu Chryste.Policjant, który przyszedł zabrać Swintona na komendę, zastał jużtylko zapłakanego Toma i Gary'ego przywiązanego do łóżka.Rzucił rozwścieczonemu Swintonowi ubranie, rozwiązał mu ręce inogi.Pierś Swintona poruszała się gwałtownie. A to gnojki  powtarzał tylko szeptem. Zbieraj się, jedziemy na komendę  rzucił posterunkowy Farthingbez cienia współczucia dla żołnierza.Joanna spostrzegła, że tego dnia Swinton był bardziej zawzięty niżzwykle.Miał obrażoną minę i wzrok wlepiony w podłogę.Joanna włą-czyła dyktafon. Gary, wiemy już, że kilkakrotnie znęcałeś się nad Deanem.Skinął głową, powoli żując gumę. Czy to ty go zabiłeś?Gary Swinton przestał na chwilę żuć, po czym kilka razy gwałtownieporuszył szczęką i podniósł wzrok. Nie wrobicie mnie w to  odrzekł. Nic z tego.Gdy zamordowa-no tego dzieciaka, przez całą noc byłem z kolegami.Mike pochylił się nad nim. A o której zamordowano Deana?Gary otworzył usta, wciąż żując gumę. Nie wrobicie mnie w to  powtórzył. Nie mam zielonego poję-cia.Widziałem tylko, jak się palił.Ale nie cały. przerwał i zamyśliłsię. Miał zimne ręce  dodał. A ty lubiłeś przypalać Deana papierosem, co?Swinton zaniepokoił się. Ale to nie to samo  zaprotestował.164  Pewnie, że nie to samo. Mikę wpatrywał się w jego twarz. Zażycia przynajmniej go bolało.Od razu rozpoznałeś swąd palonego ciała,co?Swinton odwrócił się gwałtownie. Niczego mi nie udowodnicie  odparł. Ale mamy świadków  inne dzieci.Joanna zerknęła na Mike'a.Obojgu jednocześnie przyszła do głowy tasama myśl.Swinton tymczasem nadal nonszalancko żuł gumę, powolnie i ryt-micznie, jak zwierzę przeżuwające trawę.Jego zachowanie wyraznieirytowało Joannę; przypominało jej to chińskie tortury wodne. Tamci mnie nie sypną  odrzekł powoli. Oni też nie są bez winy.Joanna poczuła gniew, ale uznała, że lepiej nie okazywać tego Swin-tonowi.Wiedziała, że to go nie wzruszy, bo chłopak zbyt często ma doczynienia z gniewem.Postanowiła więc dać wyraz swej niechęci doniego. Niezle urządziłeś tego dzieciaka  zauważyła.Swinton nadal żułgumę. I pewnie jeszcze dobierałeś się do niego?Spojrzał na nią spode łba. Nie jestem ciotą  odparł. Niech pani spyta laski z klubu. Wy-szczerzył zęby w uśmiechu, ukazując gumę. One pani powiedzą.Oparł się wygodnie na krześle. Mam niezłe powodzenie u kobiet. Naprawdę?  spytała chłodno. Nigdy bym nie pomyślała. A chce się pani przekonać? Raczej nie  odparła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •