[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ja wstanę – zaoferował rozczulony.Kochany mąż, pomyślałam, odpływając w błogość.Ale nie zdążyłam odpłynąć.Co jakiś czas dochodziłymnie pokrzykiwania dziecięcia.Wrócili do łóżka po pół‑godzinie.Fallon zmarznięta (w samej piżamce), głodna(„jeszcze za wcześnie na śniadanie” – tata), nieprzewinięta(pieluszka aż ciężka po całej nocy) i rozdrażniona (jak to,znowu do łóżka? Przecież pierwsza drzemka jest dwie i półgodziny po obudzeniu).– Wszędzie marudzi – naskarżył Blejk.– Śpij, Fallon –polecił jej jeszcze i zasnął.Nie rozpłakałam się ani nie zrobiłam mu awantury.Niewzięłam ich też na przeczekanie, bo jakoś nie miałam sercasprawdzić, jakie natężenie jej płaczu potrafi zmienić jegozdanie.Po prostu wstałam i się nią zajęłam.Ale za to teraz mogę ich obsmarować.3 Pułapka: z jednej strony biorę na siebie większość obowiąz‑ków przy Fallon.Z różnych przyczyn, ale tu chcę napisaćo jednej.Otóż wciąż mam nadzieję, że uda się nie rozkręcićw naszej rezydencji męczącej spirali licytacji:– Ja ją już dziś karmiłam, teraz twoja kolej!– Ale ja ją karmiłem wczoraj dwa razy!158– Ale raz deserem, to się nie liczy!– Ale za to ja ją stale przewijam!– Ale ja ją karmiłam piersią i uważam, że przewijam jączęściej!Dziecko zmienia się w ten sposób w śmierdzące jajo, a ro‑dzice tylko patrzą, jak je sobie sprytnie podrzucić.No więc z jednej strony biorę na siebie większość obo‑wiązków, z drugiej chciałabym jednak – a wręcz tego o cze‑kuj ę – że Blejk w oporządzanie Fallon sam ochoczo sięwłączy.Oczekuję też, że jego zaangażowanie będzie rosło,i to najlepiej w tempie wprost proporcjonalnym na przykładdo mojego zmęczenia.A wzmoże się zwłaszcza w chwili,gdy poziom mojej wytrzymałości przeznaczonej na danydzień osiągnie kres.Przy czym tego, że kres się właśnie zbliża, Blejk domyślisię, patrząc mi czule w oczy.To już kompletnie irracjonalne.(Blejk, który obserwuje zza moich pleców każdą napisanąliterkę, zauważa w tym momencie: żona zdjęła obrączkę!I ja zauważam: zdjęłam obrączkę! Freudowski geścik? Czypodzwaniała mi po prostu przy pisaniu?).Ale kontynuujmy: ponieważ nawet w stanie kresu wy‑trzymałości zdaję sobie sprawę, że powyższe oczekiwaniasą kompletnie irracjonalne, posuwam się do magicznej for‑muły: prośby o pomoc.I tu od razu pierwsza pułapka.Pro ś b a o pomoc naprzykład przy przewinięciu dziecka sugeruje, że przewija‑nie jest moją sprawą, Blejk zaś, podając pieluszkę, robi midżentelmeńską przysługę.– Posprzątałem ci kuchnię – mawia, gdy upora się z na‑szym generatorem chaosu.Ci kuchnię: to najlepiej oddajespecyfikę pierwszej pułapki.159Druga pułapka jest dla mnie dużo bardziej frustrująca.Polega na tym, że Blejka wzywam na odsiecz zazwyczajw sytuacji podbramkowej.A obserwowałam przez wielelat inne matki usiłujące zaangażować ojców do robót wo‑kół dzieci i obiecywałam sobie solennie, że ja tak nigdynie będę.Otóż matka wzywająca ojca w sytuacji podbramkowejjest już zazwyczaj bliska kresu.Wskutek tego gdy rzucakwestię:– P., podaj mi pieluszkę!Brzmi to często tak, jakby matka w rzeczywistościwołała:– P., do nogi, aport, przynieś pańci pieluszkę!Albo:– P., teraz przyniesiesz mamusi pieluszkę, bardzo ładnie,grzeczny chłopiec, o nie, znowu nie podałeś pieluszki, niebędzie deserku, tyle razy cię ostrzegałam.Albo wręcz:– P., ty nierobie, gówno cię obchodzi nasze dziecko, ca‑łymi dniami się opieprzasz, kasy z tego nie ma, służbaodesłana, wszystko na mojej głowie, zajmuję się domem,dzieckiem, a ty nawet nie możesz jej od czasu do czasuprzewinąć?!No więc zaklinałam się swego czasu na wszystko, że ni‑gdy w życiu nie wejdę w tę rolę.Aż tu wczoraj Blejk w sytuacji podbramkowej zostałwezwany do przyrządzenia kaszki.I nawet nie pamiętam,jakimi słowy instruowałam go, jak mianowicie przyrzą‑dza się codzienną kaszkę naszego jedenastomiesięcznegoniemowlęcia.Dość, że Blejk położył się potem na kanapiei wyczerpany psychicznie zasnął.1604 – Nie znam pary, która po narodzinach dziecka nie przeszłaby kryzysu – powiedział na wspólnym spacerze J.,kolega z dawnej pracy.W kontakcie z J.ludzie stają się szczerzy i otwarci.Tojedna z cech, które czynią go tak dobrym reporterem.Sam J.również potrafi przyznać, jak bardzo ucierpiało jego własnemałżeństwo, gdy urodziła się słodka, śliczna M.Może dziękitej bezpośredniości J.umie rozmawiać z innymi bez oporówo najtrudniejszej sprawie po porodzie.O tym, jak bardzo zmienia się związek.Jeżeli explicite nie napisałam jeszcze o tym ani słowa,to dlatego że temat jest zbyt potężny, by go ująć w kilkuobrazkach.Myślę też, że (pomijając umiejętność wyciągania z lu‑dzi zwierzeń, którą dysponuje J.) jest to jedno z najpilniejstrzeżonych tabu.OK, jeśli dzieciaci czytelnicy prychająw tej chwili wniebogłosy, chętnie przyznam: to efekciarskiesłowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl