[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dominika ciążyła ku tym miejscom i w magmie tysiąca języków umiała wyławiać polskiezdania, które przechowywała w pamięci niczym piaskową górę słów, dla których potem szukałaobrazu w swoich pracach; przypadkiem posłyszane fragmenty życia - moja Liluś ma tysiące zdjęć, niebędzie mi byle Arab, włóż na spód cebuli, to będzie się wydawać, że dużo - były zarodkamiopowieści, których istotę chciała uchwycić w obiektywie aparatu.Zmieciara, żartowała z niej Małgosia, zbierasz jakieś obrzynki rzeczywistości, trociny z normalnegożycia, papierki od cukierków.Normalna się znalazła, krzywiła się Dominika, seryjna monogamistka ztendencją do amne-zji.Tym razem to jest to, naśladowała przyjaciółkę, która do każdej kolejnejrelacji miłosnej podchodziła ze świeżą nadzieją i entuzjazmem; tym razem to jest to i jeszcze niemiałam tak cudownego seksu.Małgosia, sama chętna do zwierzeń i roztrząsania szczegółów,wyciągała z ma-łomównej Dominiki informacje o jej przelotnych londyń-skich przygodach.Kim jest? Gdzie go spotkałaś? A jeśli zajdziesz w ciążę? Jest malarzem, uwielbiaLuciena Freuda, ma na imię Pete, mieszka na poddaszu z okrągłym oknem w dachu, spotkałam go wNational Gallery, do-429kładnie pod portretem Arnolfinich, a od tego, co robimy, nie zachodzi się w ciążę na szczęście,odpowiadała po namyśle Dominika.Dominiko Chmuro, powinnaś poczytać książki dziadka LucienaFreuda, Zygmunta, zobaczyłabyś, że jesteś zafiksowaną na fazie oralnej wariatką.Małgosiu Lipko, czytałam je wszystkie dla Eulalii Barron, która uwielbiała zwłaszcza interpretacjesnów, i wiem, że życie, jak mówi moja gospodyni Apostolea, nie jest łatwe.Powiedz coś jeszcze oswoim malarzu, dlaczego ten właśnie Pete spod Arnolfinich? Jeśli nie miłość, to co?Dominika wzdycha wtedy tak, jak wzdycha jej matka Jadzia w obliczu konieczności podliczeniarachunku.Pete opowiedział mi piękną historię o swoim dziadku, fizyku, który na starość zrobił sięfiksum-dyrdum i pracował nad maszyną do odczytywania i pomiaru ludzkiej aury, uwa-żał, że dobrzy ludzie emanują błękit i fiolet, zli musztar-dowe odcienie żółci.Poza tym depiluje sobietors, Pete, nie dziadek.Małgosia patrzyła na przyjaciółkę i myślała o różnicy między nimi; dlaMałgosi takie spotkanie pod portretem Arnolfinich z jakąś żeńską odmianą malarza imieniem Peteoznaczałoby początek opowieści, która miałaby rozwinięcie w postaci wspólnego życia,niedzielnych wyjazdów za miasto, planowanych precyzyjnie wakacji, i zapewne miałaby teżzakończenie jak wszystkie jej miłosne historie, podczas których wyciągała z problemów kobietyzatrważająco podobne do swojej wiecznie zapitej matki, by w końcu zostać raz jeszcze opuszczoną.Czego ty chcesz więcej, co ci nie pasuje w malarzu, który goli tors i lubi Luciena Freuda, wolałabyś,żeby był włochaty i czytał.Daily Mail"? Sęk w tym, że nie chcę od niego nic więcej.Więc możewiesz, czego się boisz? Może, 430 krzywi się Dominika, bo za dużo tu już dla niej psycholo-gii jak na jedną rozmowę.Może boję się, żespadnę z jakichś schodów, jak moja mama w ramiona taty, i zostanę gdzieś, zanim będę wiedziała,czy mi się tam naprawdę podoba.Za tydzień czy dwa nie było już mowy o malarzu, więc rozmawiałyo Sabinie, studentce rumuńskiego pochodzenia, którą Małgosia poznała ostatnio i z któ-rą zamierzała zamieszkać, a na lato pojadą do Rumunii, w góry, będą przez dwa tygodnie wędrowaćz namiotami po Transylwanii, już ma opracowany cały plan i marszrutę ściągniętą z internetu,zapisała właśnie Sabinę na kurs wspinaczkowy.A ty? co będziesz robić latem? Może cię tozaskoczy, ale nie mam planów turystycznych, śmieje się Dominika, ani marszruty z internetu.Napewno będę robić zdjęcia i odwiedzę mamę.A właściwie mam plan, Apostolea nauczy mnie robićbaklawę.Zrobię ci, gdy wrócisz z Rumunii, z Sabiną czy z transwestytą z Transylwanii.Japrzynajmniej próbuję ułożyć sobie życie, a ty?nie poddaje się Małgosia.Ułożyć to możesz sobie majtki w szufladzie, mówi Dominika i dodaje, żema dość gadania, idzie na basen popływać.Tej wiosny, gdy w Polsce zaczynały się deszcze stulecia, a Małgosia planowała trekking przezTransylwanię, londyńskie życie Dominiki płynęło w rytm wykładów, warsztatów i fotografowania;na zakończenie roku pracowała nad cyklem zdjęć z opuszczonych londyńskich cmentarzy.Ludzie,którzy będą je oglądać, zachwycą się światłem i nastrojem, nierealnym wymiarem postaci w tle, aDominice chodziło głównie o studium rozkła-du i uchwycenie różnicy między umieraniem kamienia,drewna i metalu.Układała właśnie na kuchennym sto-431le wizerunki kalekich Chrystusików, spróchniałych krzy-ży i macew zarośniętych trawą, gdy do kuchni wpadła Apostolea.Przyjeżdżają! mój wnuczek Tedprzyjeżdża z Berlina, stara Greczynka wtoczyła się ze swoim kracias-tym wózkiem na zakupy iuściskała Dominikę; będą za tydzień, trzeba zacząć przygotowania, jest tyle do zrobienia.Dominikaznała takie przygotowania i wiedziała, że wkrótce inna kobieta, jej matka, będzie z taką samą werwąprzygotowywać za duże ilości jedzenia w ocze-kiwaniu na córkę.Gdy Dominika była młodsza,denerwowało ją marnotrawstwo, nadmiar i to, co w swej młodzieńczej naiwności brała za tracenieenergii na rzeczy błahe.Teraz wiedziała, że na świecie żyją miliony kobiet, które tylko w ten sposóbpotrafią okazywać miłość, a żadnej prawdziwej miłości nie okazuje się, wyliczając racjonalnie, ilepierogów czy dolmades zje ten, kogo ko-chamy.Nabierała nawet dziwnej chęci, by potrawy, któ-rych przyrządzania uczyła ją Apostolea, zrobić kiedyś swojej matce, Jadzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •