[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No i masz!  powiedział Włodek. Zaraz.Możecie wynająć pokój, jakby się uprzeć, to nawet dwa, warunki luksusowe,łazienka, ciepła woda, plaża pod nosem& Ja nie po to wyszłam za mąż, żeby mi się obcy ludzie po domu plątali! zaprotestowała natychmiast Bozenka, bardzo gwałtownie. Odezwały się we mnie lekkie wyrzuty sumienia.Gdybym go poślubiła trzy czy cztery latawcześniej, nie miałby teraz żadnych problemów, stanowisko architekta powiatowego wPucku to była posada intratna, uratowałaby sytuację bez trudu.Poza tym, nie miałabym nicprzeciwko serwowaniu kawy na werandzie, przepis na kruche ciasteczka posiadałamznakomity, a zawód kelnerki był moim marzeniem od lat.Bozenka dom prowadziła idealnie,acz niechętnie, ale finansowych korzyści nie przysparzała.Pokłócili się wówczas potężnie iwyraznie stało się widoczne, że musimy wystąpić w charakterze rozjemców.Wystąpiliśmy,zdaje się, że nawet z niezłym skutkiem, ale trwało to dokładnie do rana.Rano zaś należałowrócić do domu, spakować się, pozbierać dzieci i wyruszyć tak, żeby przed trzecią zdążyć doBydgoszczy.No i proszę, konflikty samochodowe nagle znikły, Wojtek się wcale nie rwał dokierownicy, to ja miałam prowadzić, a nie on.Mogłam się wypiąć, bo on urwał wlew, a nie ja,ale mój wstrętny charakter znów wystąpił.Coś jest niezbędne, zatem należy to zrobić,odpowiedzialność, żeby ona zdechła, zaraza jakaś we mnie tkwiła.Ruszyłam do Bydgoszczypo całkowicie nie przespanej nocy.Jedno, co mi nie groziło z całą pewnością, to zaśnięcie przy kierownicy.Wojtek siedziałobok mnie, trzech naszych chłopaków z tyłu.Zrobili sobie konkurs, kto pierwszy rozpoznamarkę samochodu, jadącego z przeciwka, kto pierwszy wrzaśnie właściwe słowo.Pierwszeństwo przeszło w natężenie, wyszło na to, że ten wygrywa, kto wrzaśnie głośniej, abrali w tym udział wszyscy czterej.Co chwila rozlegał mi się nad uchem krew w żyłachmrożący, przerazliwy krzyk: Warszawa& !!! Mercedes& !!! Wołga& !!!Przeważnie darli się chórem, bo spostrzeżeń dokonywali prawie równocześnie.Jechałamsto trzydzieści, więcej skoda nie lubiła, prawie cały czas na klaksonie.Kiedy zwalniałamodrobinę w miejscach zabudowanych, Wojtek mówił kąśliwie: To już rezygnujemy z tej Bydgoszczy& ? Zatrzymałam się przed sklepem za kwadranstrzecia i w ciągu trzydziestu sekund zasnęłam, wsparta na kierownicy.Wojtek wyskoczył ipopędził do magazynu, a dzieci bawiły się w ten sposób, że przelatywały na durch przezsamochód z tyłu, trzaskając drzwiczkami.Nie interesowało mnie to, nie słyszałam trzaskania.Do Warszawy prowadził już Wojtek, znacznie spokojniej, nadal biorąc udział w konkursie.Szczęścia, swoją drogą, do tej skody nie miałam, ale zanim o tym napiszę, niech jużskończę z Bożenką, bo miała służyć za przykład pouczający w odwrotnym sensie.Powszystkich klęskach, wysiłkach i perypetiach Wódek zbankrutował, sprzedał fermę,posiadłość i samochód i przeniósł się do Warszawy, częściowo pod wpływem żony, któranienawidziła morza i chciała wrócić do miasta.Kupili mieszkanie spółdzielcze.W parę latpózniej, po wizycie u nich, siedziałam z Bożenką w samochodzie i usiłowałam wydębić z niejnader istotną informację. No dobrze  mówiłam wręcz w rozpaczliwym przygnębieniu. Bożenką, powiedzmi& Biura projektów nienawidzisz, morza nie znosisz, gospodarstwa domowego nie cierpisz,w ziemi grzebać nie lubisz, Włodek przestał ci się podobać, gotowanie napełnia cię wstrętem.Na litość boską, co ty lubisz& ?!!! Czytać książki  odparła Bożenką bez namysłu. I nic więcej& ?!!! Nic.Lubię czytać książki.Powiesić się, jak Boga kocham& W dodatku śmiała się przy tym i była urocza.Koniecznie chciałam znalezć jakieś wyjście i błysnęło mi nawet, że mogłaby robić korektydrukarskie, czyta się przy tym bez opamiętania, ale natychmiast przyszło mi do głowy, żegdyby czytanie stało się jej zawodem, przestałaby je lubić.Rzecz polegała na tym, że siedzenie w domu nudziło ją i denerwowało, a równocześnie żadna praca nie odpowiadała jejgustom.Odbijało się na Włodku.W rezultacie rozwiedli się z potężnym hukiem, akurat naślubie Roberta, nie będę teraz robiła dygresji aż tak daleko do przodu i napiszę o tym pózniej.W każdym razie Bożenką wyszła z tej imprezy chyba nie najlepiej.Lucyna pochorowała się na nietypową przypadłość, mianowicie zaburzenia błędnika.Nastąpiło to po tarchocylinie, którą była leczona na coś innego, nie wiem na co, bo wdziedzinie chorób dysponowała dużym zestawem.Zdaje się, że w grę wchodziła operacjanerki.Chodzić po płaskim już mogła, ale schody odpadały.W tym właśnie czasie umarłababcia.Nic nie poradzę, że różne rzeczy przytrafiały się równocześnie.Od wyjazdu Teresybabcia mieszkała z moimi rodzicami i szczęścia przysparzał jej Robert.Jerzy był już za duży,a Robert, jak na upodobania babci, w sam raz.Między innymi chodziła z nim do kościoła i zlekkim oporem wyznała, że wstyd jej było do niego się przyznawać, moje dziecko bowiemsiadało w byle którym pustym konfesjonale i warczało.Prowadził ten konfesjonał, był topojazd mechaniczny, a warczał tak, że nie tylko ludzie, ale nawet ksiądz się od ołtarzaodwracał.Kiedyś przyjechałam po dzieci i ujrzałam babcię płaczącą na ulicy przed domem. Co się stało?  spytałam z niepokojem.Okazało się, że Robert zginął.Wyszedł sobie inie ma go już dwie i pół godziny.Wrócił ze szkoły Jerzy, razem z babcią szukali, nie znalezlii teraz babcia nie wie, co zrobić.Słabość w sobie odczułam, ale przed zaangażowaniem milicji postanowiłam jeszczepopatrzeć.Pojawił się Jerzy, wysłałam go w stronę Madalinskiego, a sama poszłam nazaplecze.Ledwo znalazłam się na ulicy za domem, ujrzałam, że od strony Różanej idzie cośszalenie czarnego.Z pewnym trudem rozpoznałam własne zaginione dziecko.Gdzie ty byłeś?!  spytałam z jękiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •