[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Swoimi dużymi dłońmi pianistyEdward powoli rozpinał jej bluzkę.W wyobrazni Anny ręce te dokładniewiedziały, co robić, jakby wygrywał na jej ciele sonatę.Anno! Już mówiłam, opanuj się! Otrząsnęła się z tej wizji, ale zdążyłasię zarumienić i znowu rzuciło ją na Edwarda.Pachniał mydłem Dial. Przykro mi, że tak cię trącam  wydusiła. A mnie nie  oświadczył Edward.Posłał jej szeroki uśmiech i zacząłsię śmiać.Zmiał się z siebie? Czy z niej? Czyżby była śmieszna? Niech godiabli porwą.Anna stanęła mocniej na nogach, postanawiając, że niepozwoli, by znowu ją na niego zarzuciło.Wysiedli na stacji przy ulicy Czternastej, a właściwie przy Trzynastej,naprzeciwko czegoś, co Harold nazwał Centrum Gejów i Lesbijek.Trzymając Edwarda za rękę, Anna poczuła się wręcz demonstracyjnieheteroseksualna  z pewnością wyglądali na parę, gdy tak trzymali się zaręce jak zakochani przy świetle księżyca.122RLT Jej optyk rezydował przy ulicy Zachodniej Jedenastej w maleńkimzakładzie wciśniętym między koreański warzywniak a księgarnięezoteryczną. Jesteśmy na miejscu  powiedziała do Edwarda.Puścił jej rękę ipotknął się, wchodząc do środka. Edwardzie, jesteś ślepy jak nietoperz  pogodnie oświadczył optyk.Anna lubiła go, bo był szczery, bezpośredni i bardzo rozsądny, a takżeszybki. To prawda  przyznał Edward. Na pewno nie chcesz szkieł kontaktowych?  zapytał doktor Willis.Był łagodnym siwowłosym mężczyzną, wysokim jak Edward, ale się garbił być może od schylania się przez całe lata nad pacjentami. Nie, dzięki  odmówił Edward. Wolę okulary, naprawdę.Czy mamwybrać oprawkiZ pomocą Anny Edward zdecydował się na znacznie mniej tradycyjneniż poprzednie.Zamiast tamtych, czarnych plastikowych  wybrał metalowew złotym kolorze.Wyglądał w nich szykowniej, bardziej przypominałintelektualistę.Czekając, aż okulary będą gotowe, Edward i Anna poszli do oddalonejo kilka przecznic Tea and Sympathy, popularnej  angielskiej" herbaciarniprzy Greenwich Avenue.Tam, za cenę pełnego posiłku w greckiej tawernie,zamówili dwie filiżanki herbaty w chińskiej porcelanie i kawałek ciasta mar-chewkowego z kleistym lukrem ze śmietany i sera.Nawet gdy usiedli,Edward nie puszczał ręki Anny, jakby się bał o życie.Anna też byłakrótkowidzem, z niewielką wadą wzroku, ale szkła kontaktowe pozwalały123RLT temu zaradzić.Jak radośnie powiedział Edwardowi doktor Willis:  W innejepoce stałbyś się ofiarą naturalnej selekcji". Dzięki  odparł ten dzielnie.Gdy popijali herbatę  on zwykłą orange pekoe, a ona bardziejegzotyczną złotą yorkshire  Anna dowiedziała się, że Edward pochodzi zWilton w stanie Maine, nie jest z rodziny muzyków, ale jego sąsiedzi, czyteż sąsiedzi rodziców, państwo Oliverowie, bezdzietne małżeństwo,pozwalali mu ćwiczyć na swoim fortepianie i co niedziela wozili go do od-ległego o sześć godzin Bostonu na lekcje dla zaawansowanych.Nadal gowspierali, podobnie jak w college'u i gdy robił magisterium w klasiefortepianu.Teraz pracował nad doktoratem i stwierdzał, że studia, wprzeciwieństwie do gry na fortepianie, naprawdę wymagają kucia.Edwardopowiedział jej to wszystko, jakby streszczał pracę astronauty.Annadoceniała jego bezpretensjonalność i szczerość, choć przypuszczała, że toteż jest jakaś sztuczka socjotechniczna, jakaś poza.Edward wciąż trzymał ją za rękę jak zakładnika.Anna poradziła mu,żeby jednak zainwestował w szkła kontaktowe.I w dobrą fryzurę, która byujarzmiła jego niesforne rude włosy.Bo w okularach i z tą szopą na głowiewygląda jak szalony naukowiec.Może muzycy bardziej przypominają szalo-nych naukowców niż mnichów  zastanowiła się Anna.Edward ściskał jejrękę zdecydowanie nie jak mnich.Kiedy przyszło do uregulowania rachunku, Edward znowu nalegał, żesam zapłaci; starannie odliczył sumę w banknotach jednodolarowych,uwzględniając piętnaście procent napiwku, i zanotował ją w małymkieszonkowym notesiku, który najwyrazniej nosił ze sobą właśnie w tymcelu.%7łeby to wszystko zrobić, musiał puścić jej rękę.Uff  pomyślała Anna124RLT  nareszcie nie wyglądamy jak zakochana para.Ale Edward znowu ujął jejdłoń, gdy wychodzili na ulicę.Skierowali się z powrotem do optyka.W nowych metalowych okularach Edward wyglądał jak Strielnikow,młody radykał z Doktora %7ływago, jednego z ulubionych filmów Anny.Oprawki stopiły się z jego twarzą.Nagle stał się atrakcyjny  choć sam tegonie zauważył.Był bardzo zajęty testowaniem swoich nowych okularów.Wyjął z tylnej kieszeni starannie złożony papier nutowy i oglądał gęstedrobne nutki pod rozmaitym kątem.Odczytywał po kilka razy znaki natablicy do badania wzroku. Jestem pianistą  wyjaśnił optykowi. Koniecznie muszę dobrzewidzieć. Ach, wy, muzycy. Doktor zaśmiał się ze zrozumieniem.Doradzałbym ci operację laserową, ale to zbyt duże ryzyko. Beethoven był głuchy, a nie ślepy  zażartował Edward.Doktor Willis rozpoczął wykład o ogniskowych, polu widzenia,kontrastach.Dla Anny on i Edward równie dobrze mogli rozmawiać pochińsku. Ponoś je przez kilka tygodni  w końcu poradził doktor Willis  iwróć,jeśli coś będzie nie tak.Annie nigdy czegoś takiego nie zaproponował.To, że nosiła szkłakontaktowe, wynikało zwyczajnie z próżności.Gdy wyszli z gabinetu doktora Willisa, zapadał już zmrok.W oknachmieszkań widniały wydrążone dynie ze świeczkami, uśmiechnięteszczerbate dynie spoglądały też z witryn sklepowych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •