[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na jej końcu znajdował się jakiśkompletnie zrujnowany budynek, z którego pozostała jużwłaściwie tylko kupka cegieł, kamieni i drewna.- Czy to mógł być Hawthorne Cottage? - spytała Pat-sy, doganiając przyjaciółkę.- Być może - odparła Meredith spokojnie, czując, jakogarnia ją smutek i przygnębienie.Podczas jazdy z Lon-dynu zaczęła już niemal wierzyć, że Hawthorne Cottageciągle stoi nietknięty, a matka nadal w nim mieszka.Leczteraz zdała sobie sprawę, że były to tylko pobożne życze-nia.Jakaż byłam niemądra, pomyślała, spodziewając się,że wszystko pozostało bez zmian przez niemal czterdzie-ści lat.Meredith podeszła do ruin budynku i okrążyła je kilkarazy, a potem odwróciła się twarzą w stronę rzeki Aire,doskonale widocznej z miejsca, w którym się znajdowały.Błyszczała w bladym wiosennym słońcu.Tuż za nią widaćbyło kanał.Zastanawiała się, dlaczego będąc dzieckiemnigdy nie dostrzegła, że obie drogi wodne biegną równo-legle.Wypowiedziała tę myśl na głos.244 - Byłaś jeszcze wtedy bardzo mała - odparła Patsy.Miałaś zaledwie pięć czy sześć lat.Nie zwróciłabyś w ogó-le uwagi na coś takiego.A może po prostu o tym zapo-mniałaś.- Chyba masz rację - Meredith uśmiechnęła się le-ciutko.- A poza tym byłam przecież wówczas o wiele niż-sza i mogłam w ogóle tego nie dostrzec.Patsy roześmiała się.- To prawda.Meredith stała przez chwilę przed stertą gruzów,nadal wpatrując się w rzekę.Starała się cofnąć czas, sku-pić się na szczegółach i powrócić do przeszłości, tak jakradziła jej doktor Benson.Nagle, oczami wyobrazni, dostrzegła mały trawnik irabatki z kwiatami, a z tyłu, za ogrodem, białą furtkę,osadzoną w starym, ceglanym murze, porośniętym pną-cymi różami.Pośpieszyła przed siebie, kierując się w stronę rzeki, akiedy stanęła na brzegu, odwróciła się i poza rozkrzewio-nymi tu bujnie chwastami dostrzegła mur i pozostałościbramy.Mur był już tylko co prawda rozwaloną stertąkamieni, lecz nadal porastały go krzewy pnących róż i wpełni lata zapewne szczątki ogrodzenia niknęły pod masąkwiecia.Serce zabiło jej mocniej.Rozpoznawała to miejsce,kiedyś musiała znać je bardzo dobrze.A potem zauważyła skałę.Stała w bezruchu, poddającsię napływającej gwałtownie fali wspomnień, która nie-mal pozbawiła ją tchu.Zobaczyła siebie jako małą dziewczynkę, siedzącą sa-motnie na skale i pogrążoną w marzeniach.Ta skała,stercząca wysoko nad brzegiem rzeki, była jej ulubionymmiejscem i często tam wówczas siadywała, obserwującotaczający świat.Podeszła do skały i usiadła na niej, wilgotnymi oczamiprzyglądając się przepływającej poniżej wodzie, która245 pluskała i rozbijała się o kamieniste dno rzeki.Nad rzekągniazdowało dużo dzikiego ptactwa i Meredith terazprzypomniała sobie, jak bardzo lubiła przyglądać sięigraszkom kaczek, siewek i innych skrzydlatych stwo-rzeń.Objęła ramionami kolana, oparła na nich głowę i po-grążyła się we wspomnieniach.Zobaczyła swoją matkę - piękną kobietę o złoto-rudych włosach i oczach tak niebieskich, że ich błękitwręcz oślepiał.Matka kochała dziecko na skale, kochałaje do szaleństwa.Dziecko było jej całym światem.Zatem dlaczego odesłała mnie tak daleko? Dlaczego?Meredith nie znała odpowiedzi na to pytanie.Znała jątylko Kate Sanderson.Jeżeli w ogóle uda im się ją odna-lezć, co wcale nie wydawało się takie oczywiste.Nagle znowu poczuła zaznany w dzieciństwie ból, zktórym zżyła się będąc małą dziewczynką.- Mamusiu,mamusiu, gdzie jesteś? - usłyszała swój płacz i serce sięjej ścisnęło.Jak często śniła o tej twarzy, o ślicznej twarzyswojej matki.Jak bardzo za nią tęskniła, za jej miękkimiramionami, za ciepłem jej miłości, za kojącym brzmie-niem jej głosu i otuchą płynącą z jej obecności.Serce Meredith zachowało te wspomnienia.Tkwiłytam głęboko ukryte, ale nietknięte.nienaruszone.taśliczna twarz, te błękitne, błyszczące oczy, miłość, czu-łość, zapach jej matki.to wszystko, czego nigdy nieprzestała kochać i za czym zawsze tęskniła.jej matka.Kate Sanderson.Meredith z trudem przełknęła łzy.Bolało ją zaciśniętez napięcia gardło.- Nic ci nie jest? - spytała z niepokojem Patsy.Meredith przez chwilę nie odpowiadała, niezdolnadobyć głosu.Wyprostowała się tylko i otarła palcami łzy zpoliczków.246 - Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego onato zrobiła - powiedziała w końcu.- Przed chwilą sądzi-łam, że nigdy jej nie odnajdziemy.Lecz teraz wiem, żemusimy to zrobić.Choćby po to, by zadać jej to pytanie.Dlaczego?Patsy nie odezwała się, tylko skinęła głową, poruszonacierpieniem widocznym na twarzy przyjaciółki.Wreszcie Meredith wstała i spojrzała na towarzyszkę,która przypatrywała się jej uważnie.- Widzisz, Patsy,matka bardzo mnie kochała.Tak jak ja kocham Cat i Jo-na.i właśnie dlatego nie mogę sobie wyobrazić, dlacze-go to zrobiła.To istna zagadka.Patsy otoczyła ramieniem plecy przyjaciółki.- Odnaj-dziemy ją, obiecuję ci to.Wróciły powoli przez zarośnięty ogródek.Gdy prze-chodziły obok rumowiska, Patsy spytała: - Czy sądzisz, żeto właśnie jest Hawthorne Cottage?Przez chwilę Meredith nie odpowiadała.Stała wpatru-jąc się niewidzącym wzrokiem w ruiny, lecz zamiast nichwidziała Hawthorne Cottage takim, jakim był trzydzieściosiem lat wcześniej.Widziała błyszczące szyby, czystezasłony z białej koronki, miedziane rondle, wyczyszczonedo połysku.Zobaczyła swoją czyściutką sypialnię z po-ścielą w różany wzór.I usłyszała słodki głos, deklamujący: Czarodziejsprzedaje na swoim straganie, możesz tu kupić, co wmyśli postanie.Głos powoli odpływał.- Tak - powiedziała Meredith.- To Hawthorne Cotta-ge, a przynajmniej to, co z niego zostało.- A oto Green Hill Road numer 3 - powiedziała Patsy,zwalniając przed wielką wiktoriańską budowlą, odgro-dzoną od ulicy solidną bramą z kutego żelaza.- Tu wła-śnie przyszłaś na świat, Meredith [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •