[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej słomiany kapelusz miałszerokie rondo i ścięty czubek, jakby zawartość jej głowy wielokrotnieeksplodowała. Lea mówi, że on życzyłby sobie umrzeć w ten sposób powiedziałam. W płomieniach męczeństwa. Guzik mnie obchodzą jego życzenia. A  odparłam.Kolana jej spodni naciągały wilgocią, którarozprzestrzeniała się jak ciemne plamy krwi. Nie jest ci smutno, że nie żyje? Ada, co to może mieć dla mnie teraz za znaczenie? Więc dlaczegojest ci smutno?Wzięła sadzonki z kuwety i rozplatała delikatne białe korzonki.Wciskałakwiaty gołymi rękami do ziemi, poprawiając i głaszcząc, jakby kładła do łóżkacałą chmarę małych dzieci.Wierzchem lewej dłoni starła łzy z obu stron twarzy,zostawiając na policzkach ciemne smugi ziemi.%7łyć to być naznaczonym,powiedziała bez mówienia.%7łycie to nieustanna przemiana, umieranie stokrotnąśmiercią.Jestem matką.Ty nie jesteś, on nie był. Chcesz zapomnieć?Przerwała pracę, położyła rydel na kolanie i spojrzała na mnie. Czy wolno nam pamiętać?  Kto nam może tego zabronić? Ani jedna kobieta w Bethlehem nigdy mnie nie zapytała, jak umarłaRuth May.Wiedziałaś o tym? Domyślałam się. I wszyscy ci ludzie, z którymi pracowałam w Atlancie, worganizacjach obrony praw człowieka i pomocy Afryce.Ani razu nierozmawialiśmy o tym, że mam obłąkanego męża ewangelistę, który wciąż jestgdzieś w Kongu.Ludzie wiedzieli, ale to był dla nich krępujący temat.Pewniesądzili, że to nie świadczy zbyt dobrze o mnie. Grzechy ojca. O grzechach ojca się nie mówi.Tak to już jest. Wróciła dodziurawienia ziemi.Wiem, że ma rację.Nawet Kongo usiłuje wyśliznąć się ze swego staregociała, aby móc udawać, że nie jest okaleczone.Kongo było kobietą z cienia, omrocznym sercu, poruszającą się w takt bębnów.Zair jest wysokim młodymmężczyzną, któryrzuca sól przez ramię.Wszystkie stare rany przemianowano: Kinszasa,Kisangani.Nigdy nie było króla Leopolda, zawadiackiego Stanleya, pogrzebaćich, zapomnieć.Nie macie nic do stracenia prócz swoich kajdan.Ja się jednak z tym nie zgadzam.Jeśli byłaś zakuta w kajdany, to natwoich ramionach zawsze pozostaną po nich ślady.Masz wiele do stracenia:twoją historię, twoje skrzywienie.Spojrzysz na blizny pokrywające ramiona izobaczysz jedynie brzydotę lub też będziesz starannie odwracała od nich wzroki wtedy nic nie zobaczysz.Tak czy owak nie będziesz miała słów, którepozwoliłyby ci opowiedzieć historię o tym, skąd pochodzisz.  Ja będę mówiła o grzechach ojca  powiedziałam. Gardziłamnim.To był człowiek godzien pogardy. No, Ada, ty zawsze nazywałaś rzeczy po imieniu. Wiesz, w których momentach najbardziej go nienawidziłam? Kiedynaśmiewał się z moich książek.I kiedy uderzył którąkolwiek z nas.Zwłaszczaciebie.Wyobrażałam sobie, że biorę naftę i podpalam go w łóżku.Niepodpaliłam go tylko dlatego, że ty też tam leżałaś.Spojrzała na mnie spod ronda kapelusza.Jej oczy miały twardy,ciemnoniebieski kolor granitu. Naprawdę  powiedziałam.Widziałam tę scenę bardzo wyraznie.Czułam zapach zimnej nafty i czułam pod palcami, jak nasiąka niąprześcieradło.Wciąż mam w nozdrzach ten zapach.Wiąc dlaczego tego nie zrobiłaś? Nas oboje jednocześnie.Trzeba było.Ponieważ wtedy ty również byłabyś wolna.A ja tego nie chciałam.Chciałam, żebyś pamiętała, co on nam zrobił.Może wydaję się wysoka i prosta, ale w środku zawsze pozostanę Adą.Poskręcaną osobą, która próbuje powiedzieć prawdę.Siła tkwi w równowadze:jesteśmy naszymi ranami, w takiej samej mierze, co sukcesami.Lea Price NgembaDystrykt Kimvula, Zair, 1986Mam czterech synów, wszyscy noszą imiona mężczyzn, których zabrałanam wojna: Pascal, Patrice, Martin-Lothaire i Nataniel.Tanieł to nasz cud.Urodził się w zeszłym roku, miesiąc przed czasem, potej długiej, wyboistej jezdzie do góry nogami landrowerem, w wyniku której nasza rodzina przeniosła się z Kinszasy na farmę w dystrykcie Kinwula.Jakieśdziesięć kilometrów od wioski mój chroniczny ból pleców rozlał się napodbrzusze w postaci głębokich, twardych jak kamień skurczów i zdałam sobieze zgrozą sprawę, że zaczęła się akcja porodowa.Wysiadłam i bardzo powoliposzłam za samochód, aby zdusić w sobie panikę.Anatole musiał byćprzerażony moim dziwnym zachowaniem, ale nie ma sensu się spierać z rodzącąkobietą, więc wysiadł i przyłączył się do mnie, podczas gdy chłopcy kłócili się oto, który z nich ma prowadzić.Mgliście przypominam sobie czerwone tylneświatła landrowera, który podskakiwał przed nami monotonnie na ciemnejdrodze przez dżunglę, jak również fałszywe zapowiedzi popołudniowej burzy.Po jakimś czasie, nic nie mówiąc, zeszłam z drogi i poło-s żyłam się na sterciewilgotnych liści pomiędzy wysokimi korzeniami puchowca.Anatole uklęknąłkoło mojej głowy i głaskał mnie po włosach. Powinnaś wstać.Tutaj jest ciemno i mokro, a nasi domyśl nisynowie pojechali i zostawili nas.Podniosłam głowę i poszukałam wzrokiem jeepa, który rzeczywiściezniknął.Potrzebowałam coś wyjaśnić Anatole'owi, ale akurat złapał mniebardzo mocny skurcz.Nad głową miałam drzewo, z pierścieniem kończyn, któreodchodziły promieniście od wielkiego jasnego pnia.Odmierzałam swojemęczarnie tymi gałęzmi, jakby to były cyfry na tarczy zegara, powoli, jedengłęboki oddech na jedną cyfrę.Siedemnaście.Bardzo długa minuta, możegodzina.Potem skurcz ustąpił. Anatole  powiedziałam. Chcę urodzić to dziecko tu i teraz. Och, Beene [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •