[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas wspinaczki mu­siaÅ‚a żonglować plastikowym pojemnikiem, któryprzyniosÅ‚a, ale w koÅ„cu wczoÅ‚gaÅ‚a siÄ™ do domku,uÅ›miechajÄ…c siÄ™ bez tchu.- Zwietnie.ByÅ‚o Å‚atwiej, kiedy miaÅ‚am siedemna­Å›cie lat.Shane spojrzaÅ‚ na niÄ… z leniwym uÅ›miechem, któryzawsze wywoÅ‚ywaÅ‚ ciarki na plecach i zapowiadaÅ‚ kÅ‚o­poty.Niestety, miaÅ‚a wrażenie, że byÅ‚ to rodzaj kÅ‚opo­tów, które sprawiaÅ‚y jej uciechÄ™, i to wielkÄ….Przesu­nÄ…Å‚ po podÅ‚odze znajomÄ… kopertÄ™.- PrzyniosÅ‚em ci zdjÄ™cia na wypadek, gdybyÅ› jesz­cze chciaÅ‚a je przejrzeć.Co tam masz? - zapytaÅ‚, pa­trzÄ…c na pojemnik w jej rÄ™ce.- Ciasteczka.Nie dostaniesz ich jednak, póki minie powiesz, dlaczego tu jestem.Przez telefon byÅ‚eÅ›okropnie tajemniczy.- Wzięła z podÅ‚ogi kopertÄ™i wetknęła jÄ… do torebki, po czym przesunęła siÄ™pod przeciwlegÅ‚Ä… Å›cianÄ™ domku.WyprostowaÅ‚a nogi,by stworzyć barierÄ™ miÄ™dzy sobÄ… a Shane'em.Blask księżyca zapewniaÅ‚ dość Å›wiatÅ‚a, by mogÅ‚awidzieć jego twarz.UÅ›miechaÅ‚ siÄ™, ale czuÅ‚a, że jestspięły.- PamiÄ™tasz noc, kiedy kochaliÅ›my siÄ™ tutaj? - za­pytaÅ‚ Shane.- ByÅ‚em w zÅ‚ym humorze, obraziÅ‚em siÄ™na caÅ‚y Å›wiat.Nie chciaÅ‚em, żebyÅ› tu przychodziÅ‚a, alesiÄ™ tu wepchnęłaÅ› i już nie wyszÅ‚aÅ›.- 289 - - MusiaÅ‚am siÄ™ wepchnąć, inaczej byÅ› mnie odtrÄ…ciÅ‚.- Kiedy siÄ™ poznaliÅ›my, myÅ›laÅ‚em, że jesteÅ› nie­Å›miaÅ‚a i sÅ‚odka, ale potrafiÅ‚aÅ› też być uparta.Wraca­Å‚aÅ› nawet, kiedy ci powiedziaÅ‚em, żebyÅ› odeszÅ‚a.- Dlatego, że naprawdÄ™ nie chciaÅ‚eÅ›, żebym ode­szÅ‚a.PragnÄ…Å‚eÅ› mnie nawet, kiedy tego nie chciaÅ‚eÅ›.WidziaÅ‚am tÄ™ walkÄ™ w twoich oczach.ByÅ‚am zdecy­dowana wygrać i przekonać ciÄ™, że jestem dla ciebieideaÅ‚em.- Tyle że ja nie byÅ‚em ideaÅ‚em dla ciebie.MiaÅ‚emmnóstwo wad.Nie powinienem byÅ‚ w ogóle siÄ™ z tobÄ…wiÄ…zać, ale sprowadzaÅ‚aÅ› demony Å›licznymi bÅ‚Ä™kitny­mi oczami, szczerym uÅ›miechem, szlachetnÄ… duszÄ….PozwoliÅ‚aÅ› mi wziąć od ciebie zbyt wiele, Lauren.- Przesadzasz.Ja też wiele od ciebie wzięłam: two­jÄ… siÅ‚Ä™ i pewność.SprawiÅ‚eÅ›, że spróbowaÅ‚am rzeczy,których nie próbowaÅ‚am wczeÅ›niej.PoczuÅ‚am siÄ™dzielna i wyjÄ…tkowa.W domu zawsze zajmowaÅ‚ammiejsce po Abby.W szkole nie odznaczaÅ‚am siÄ™szczególnÄ… bystroÅ›ciÄ… ani talentem do sportu.Kiedyjednak wybraÅ‚eÅ› mnie spoÅ›ród innych dziewczÄ…t, po­czuÅ‚am siÄ™ o wiele lepsza od przeciÄ™tnej.- Nigdy nie byÅ‚aÅ› przeciÄ™tna - powiedziaÅ‚ i zmarsz­czyÅ‚ brwi.- Nie wierzyÅ‚aÅ› tylko w swoje siÅ‚y, to wszyst­ko.PozwalaÅ‚aÅ› na to, żeby bardziej liczyÅ‚y siÄ™ opinieinnych.ChciaÅ‚aÅ› uszczęśliwić wszystkich, tylko niesiebie.- Dość dobrze siÄ™ na mnie poznaÅ‚eÅ›.- ZamilkÅ‚ai obrzuciÅ‚a go przeciÄ…gÅ‚ym spojrzeniem.- Za to ja nieznaÅ‚am ciÄ™ dobrze, prawda? Czy nie dlatego zaprosi­Å‚eÅ› mnie tutaj?PotaknÄ…Å‚.- ChcÄ™ to naprawić.- DomyÅ›liÅ‚am siÄ™.SÅ‚yszaÅ‚eÅ› o aresztowaniu żonySorensena za potrÄ…cenie Devlina?- 290 - - Tak, szef policji przekazaÅ‚ mi tÄ™ wiadomość dziÅ›rano, kiedy do niego oddzwoniÅ‚em.PowiedziaÅ‚, żenie ma żadnego dowodu Å‚Ä…czÄ…cego Tima Sorense­na z morderstwem Abby, ale ja przypuszczam, że siÄ™znajdzie.- A ja nadal nie mogÄ™ uwierzyć, że Abby mogÅ‚amieć romans z nauczycielem.Potrzebny mi na totwardy dowód.Nie wyobrażam też sobie reakcji ojca,kiedy siÄ™ o tym dowie.W jego wyobrazni ona jest pra­wie Å›wiÄ™ta.- MiaÅ‚a tylko piÄ™tnaÅ›cie lat.Wszyscy w tym wiekupopeÅ‚niajÄ… bÅ‚Ä™dy - przypomniaÅ‚ Shane.- Zamierzasz mi teraz opowiedzieć o swoich bÅ‚Ä™­dach? - spytaÅ‚a Lauren.- O jakiejÅ› tajemnicy, którejchcesz dochować dla kogoÅ› innego?- Tak.- WziÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boki oddech.- Chodzi o to, dla­czego poszedÅ‚em do kancelarii prawniczej tego wie­czoru, kiedy umarÅ‚a Abby.- Dobrze.JeÅ›li jednak powiesz mi o czymÅ›, co mo­Å¼e zmienić kierunek Å›ledztwa dotyczÄ…cego Abby, nieobiecujÄ™, że nie pójdÄ™ z tym na policjÄ™.- To nie ma nic wspólnego z Abby.Niemniej to tyzdecydujesz, co zrobisz z tym, co teraz ode mnie usÅ‚y­szysz.- SkrzyżowaÅ‚ rÄ™ce na piersi.- Powiem ci rzecznastÄ™pujÄ…cÄ…: moja matka trzydzieÅ›ci parÄ™ lat temumiaÅ‚a romans.Ja jestem jego owocem.Ogarnęło jÄ… kompletne zdumienie.Rodzice Sha­ne'a zdawali siÄ™ zawsze sobie tacy bliscy.CaÅ‚a rodzi­na Murrayów wydawaÅ‚a siÄ™ bliska ideaÅ‚u.- Kiedy to odkryÅ‚eÅ›?- Kiedy byÅ‚em w drugiej klasie.Pewnego dnia wró­ciÅ‚em wczeÅ›niej i podsÅ‚uchaÅ‚em, jak matka rozmawia­Å‚a przez telefon z moim biologicznym ojcem.Naszarodzina miaÅ‚a kÅ‚opoty finansowe i ona chciaÅ‚a od nie­go pomocy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •