[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do bożego miasta.Już samo przejście odchodzącymi od Zwiętego Pawła ulicami Ave Maria i Paternoster było aktemmodlitwy.Wierzyłam, że portret naszej rodziny pędzla mistrza Hansa jest także dziełem bożym, wyrażonym wzupełnie nowej formie podziękowaniem za szczęśliwe czasy.Czułam się też wyróżniona i zaszczycona tym, żeojciec mówił ze mną o własnej wizji Boga i o swojej tęsknocie za utraconą niewinnością dzieciństwa.Był tokolejny dowód na to, że mój Bóg uśmiecha się do mnie i czyni moje życie lepszym.Nawet jeśli w tymspotkaniu zabrakło serdecznego uścisku, o jakim marzyłam od dziecka, była to największa bliskość, do jakiejprzybrany ojciec kiedykolwiek mnie dopuścił.RLT - Co powiedziałby ojciec? - Pijana szczęściem patrzyłam, jak John rozprostowuje moje ramię, na któ-rym tańczyły plamy słońca przesianego przez liście, i bardzo wolno przesuwa palcem po skórze.Gdy dotknię-cie dotarło w okolice nadgarstka i dłoni, zadrżałam z rozkoszy i przymknęłam oczy.- On wie - wymruczał w odpowiedzi.Palec dotarł do końca drogi.John uniósł moją rękę do ust.Lekkopocałował niewielką wypukłość obok kciuka, dotykając językiem skóry i delikatnie skubiąc ją zębami.Prze-rwał rozpromieniony.- Oczywiście, i ty wiesz, Meg, że on wie.Zabawne, ale tak właśnie było.Tamtego ranka nagle wszystko stało się proste.I stopniowo stawało sięcoraz prostsze - w cienistym lasku, dokąd poszłam za nim w drodze powrotnej z wioski, w której na szczęścienikt więcej nie zachorował, rozkosznie senna od brzęczenia owadów i widoku słońca odbijającego się w złotejwodzie rzeki.Pokiwałam głową, jakbym świetnie rozumiała.Wydawało mi się, że rozumiem.John ujął moją rękę, jeszcze czującą na sobie jego pocałunek, i położył ją sobie na biodrze.Drugą rękądotknął mojej talii i przesunął ją w dół.Było to jak taniec, w którym nasze ciała znały wszystkie kolejne kroki.Oparłam się o pień drzewa, a on stał blisko, tak blisko, że czułam na sobie bicie jego serca.Patrzył mi w oczy ina jego ustach błąkał się lekki, radosny uśmiech, kiedy szeptał między oddechami:- Pewnie kazałby mnie wychłostać, gdyby nas zobaczył.Ale przecież tak właśnie miało być.Wydał zamąż wszystkie córki, ciebie zachowując dla mnie.Wie, dlaczego tu przyjechałem.Po ciebie.Jego słowa przynosiły pociechę i ulgę, że nie zapomniano o mnie w rodzinie, gdy ojciec układał kolejnemałżeństwa; że w tym wszystkim był jakiś cel.Gorące słońce na moich ramionach było wprost rozkoszne iwydawało mi się, że w bliskości ukochanego zmieniam się w strugę płynnego miodu, że rozpływam się wpocałunkach, którymi okrywał moją szyję.Jakiś czas pózniej, patrząc na leżące na ziemi części garderoby i na własną nagość, pomyślałam zuczuciem zdziwienia, że nie miałam pojęcia, że to jest tak.Wtuliłam się głębiej w silne, męskie ramiona, pełnawspomnień będących doznaniami bez słów, szczęściem samym.Gęste czarne włosy na jego piersi przechodziływ linię biegnącą w dół przez płaski brzuch.Miał jasną skórę i pokryte ciemnymi włosami silne ramiona i nogi.Poruszył się, uchylił powieki, podniósł rękę i z uśmiechem przyciągnął moją twarz.Przesunął dłonią po moimciele, wodząc za nią wzrokiem, zatoczył kręgi wokół piersi i zaśmiał się cicho z wyraznym zachwytem, jaki i jaodczuwałam.- Piękne - rzekł sennie.- I moje.- Znów zamknął mnie w ramionach.Kiedy się obudziłam, leżał oparty na łokciu i patrzył czule, a we mnie wezbrało szczęście.- Wygląda na to, że będziemy małżeństwem lekarzy - stwierdził.Zupełnie nie przejmował się tym, żejest nagi, jakby w ogóle nie czuł podmuchu burzącego włosy.Zawstydziłam się swojej nagości i zaczęłamszukać koszuli.Wstyd mi było z jeszcze jednego powodu: że nie byłam wobec niego szczera i nie przyznałamsię, jak wyleczyłam Margaret.Z drugiej jednak strony bałam się mówić o korze wierzbowej komuś tak uczo-nemu; lękałam się, że wyśmieje mój lek; uzna, że to zabobon starych bab.Poza tym, będąc na jego miejscu,poczułabym się zapewne urażona, gdyby jakaś nieuczona dziewczyna dokonała tego, czego ja, wiedząc od niejznacznie więcej, nie zdołałabym zrobić.Nie do końca miałam rację: przecież choroba zabijała jednych, ainnych oszczędzała; była to po prostu wola Boga, niekoniecznie mająca coś wspólnego z naparem, jaki poda-łam Margaret.A John i tak wykazał się wielką odwagą, ryzykując własne życie i zdrowie, by leczyć chorychRLT biedaków z Deptford.Naciągałam pośpiesznie bieliznę, gubiąc się nieustannie wśród rękawów, guzików i ta-tasiemek, i zastanawiałam się, co zrobić z tym fantem, kiedy usłyszałam jego głos.- Powiesz mi, co jej podałaś?Pytał ze zwykłej ciekawości.- Twój ojciec mówił, że dałaś jej do picia jakiś wyciąg.- kontynuował.Podniosłam wzrok izobaczyłam, że patrzy na mnie z wielką życzliwością i dobrocią.Dobrze pamiętałam to spojrzenie ze szkolnychczasów.Zawsze tak patrzył, gdy czekał na odpowiedz na jakieś szczególnie ważne pytanie.- Chętnie siędowiem - dodał, a ja zrozumiałam, że mówi szczerze i że na pewno mnie nie wyśmieje.Odpowiedziałam jednak z ociąganiem.- No.więc, kiedy czekałam.że dotrze do ciebie wiadomość.podałam jej korę wierzby.Dawno temumówiła mi o tym pewna kobieta na Bucklersbury.Podobno schładza krew.Wcześniej już ją wypróbowałam.ateraz byłam w rozpaczy i bardzo chciałam pomóc.Chyba po prostu miała szczęście.- Głos mi zamarł.Uśmiechnął się bez cienia wyższości czy szyderstwa.Wyraznie go to zaintrygowało.Doceniłam w tymmomencie, jak niewiele John ma w sobie pychy, i zachwyciła mnie jego prostota.Odetchnęłam z ogromnąulgą, że nie poczuł się zagrożony zastosowaniem przeze mnie skutecznego leku, o którym on nie pomyślał.Taka skromność mogła wiązać się z jego dojrzałością i dotychczasowymi przeżyciami: dorastał zaraz po wojniedomowej i na własnej skórze poznał nieszczęścia, których my, urodzeni w czasach pokoju, nie mogliśmy sobienawet wyobrazić.- Kora wierzbowa - powtórzył.- Masz dobrą rękę do leczenia i intuicję.Trzeba powiedzieć o tymdoktorowi Buttsowi, skoro mamy współpracować.Można by stosować ją częściej i sprawdzić, dlaczegopomaga.Miałabyś coś przeciwko temu, Meg?Zgodziłam się natychmiast, cała w rumieńcach, ale już nie ze wstydu z powodu nagości, lecz dlatego, żezrobiło mi się bardzo przyjemnie.Z dumą pomyślałam, że moje zwykłe domowe środki mogą mu pomóc wpracy.Nabrałam śmiałości i przyznałam się jeszcze do czegoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    include("s/6.php") ?>