[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale bardzo powoli i ostrożnie.Zrobisz to dla mnie, kochanie?Lily ze skupienia zmarszczyła czoło i ruszyła naprzód.Pochyliłagłowę i patrzyła na łyżwy.Posunęła się zaledwie o kilkanaście cali,kiedy znów usłyszały trzaśniecie, a lód popękał jeszcze bardziej.Gwałtownie podniosła głowę, a oczy zrobiły jej się jeszcze bardziejokrągłe.- Nie dam rady.Lód coraz bardziej pęka! Proszę, proszę pannoRebeko, niech pani po mnie przyjdzie.Rebeka spojrzała na cienki lód przed sobą i niemal krzyknęław poczuciu bezradności.Jej pierwszym odruchem było jak najszyb-ciej wejść na staw, chwycić dziecko i uratować je przed niebezpie-czeństwem.Ale wiedziała, że cienka tafla lodu może łatwo pęknąći obie wpadną do wody.- Jestem za ciężka, żeby wejść na lód, Lily.Jeśli zacznę iśćw twoją stronę, na pewno pęknie.- Chcę do taty. - Ja też - wyszeptała Rebeka, usiłując zachować spokój.Najgo-rzej będzie, jeśli Lily wpadnie w jeszcze większą panikę.Rebeka szła brzegiem stawu, desperacko szukając miejsca, gdzielód wyglądał na mocniejszy, grubszy.Gdzie mogłaby na nim stanąć.A jeśli to by się nie udało, znalezć przejście dla Lily.Ale nie zna-lazła.Podbiegł do niej Apollo, wesoło machając ogonem, w przekona-niu, że szykuje się następna zabawa.Zaszczekał do Lily na powitaniei ostrożnie położył łapę na lodzie, ale szybko ją cofnął.Mądry pies.Z wyrazem pyska, którego Rebeka nie umiała inaczej nazwać niżzmartwionym, zaczął biec wzdłuż brzegu, jakby szukał sposobu nauratowanie dziecka.Rebeka wiedziała, że ma mało czasu, więc szybko ułożyła plan.- Musisz powoli uklęknąć, a potem położyć się na brzuchu, Lily.Zobacz.O tak.Rebeka uklękła, a potem położyła się ostrożnie na lodzie.Całyczas miała nadzieję, że dzięki rozłożeniu jej ciężaru, lód się nie za-łamie.Na razie wytrzymał.Zachęcona, ostrożnie odepchnęła się odbrzegu w stronę Lily, tak daleko, jak tylko miała odwagę.Widziała,że pęknięcia lodu przed nią robiły się coraz dłuższe i zdawała sobiesprawę, że dużo dłużej lód się nie utrzyma.- O tak, Lily, na brzuch.Bardzo dobrze.Najwyrazniej przerażona, dziewczynka odważnie starała się wy-konywać polecenia Rebeki.- Zimno mi - jęczała.- Jestem cała mokra.- Wiem, ale jesteś też coraz bliżej mnie.- Rebeka wyciągnęłarękę.- A teraz wij się jak robak, Lily, i złap mnie za rękę.- Wij się jak robak - powtórzyła Lily drżącym głosem.Oczymiała błyszczące od łez.Zrobiła głęboki wdech i wysunęła ręce do przodu, tak jak Rebekajej kazała.Lód pękł pod nią i lekko się przesunął.Lily krzyknęła.- Nie zwracaj na to uwagi! - zawołała Rebeka.- Czołgaj sięw moją stronę i już. Przez kilka długich chwil dziewczynka leżała całkiem bez ruchu.Tylko ramiona podrygiwały jej od płaczu.- Nie potrafię.- Musisz mi zaufać, Lily.Ruszaj! Już!Pojękując, Lily posunęła się piętnaście cali.Jeszcze kilka ruchówi będzie na tyle blisko, żeby ją chwycić.Rebeka wyciągnęła przedsiebie ręce, chociaż naprężone mięśnie pulsowały jej z bólu.Zobaczyła, że poszerza się największe pęknięcie.Przypominałojadowitego węża, który szykuje się do śmiertelnego ciosu.Szybciej, proszę cię, szybciej.Oszalała ze strachu Rebeka ostroż-nie ślizgała się na brzuchu, rozpaczliwie starając się zbliżyć do Lily.Zachęcona tym dziewczynka wyciągnęła do niej obie rączki, ale byłaza daleko.Chciała odepchnąć się do przodu i nacisnęła obiemadłońmi na lód.Rozległ się trzask i lód załamał się pod jej rękami.- Na pomoc! - krzyknęła Lily.Rebeka wpadła w taką panikę, że nie mogła wydobyć z siebiegłosu.Nie zwracając uwagi na własne bezpieczeństwo, odepchnęłasię do przodu i chwyciła Lily za przegub.- Mam cię.Jej ulga trwała zaledwie ułamek sekundy.Nadgarstek Lily byłmokry, a uścisk Rebeki zbyt słaby.Poczuła, że ręka dziecka wyśliz-guje jej się z palców.Tym razem krzyknęła z bezsilności.Nic niemogła poradzić na to, że zabrakło jej siły, aby utrzymać dziew-czynkę.Nagle w lodzie zrobiła się rozpadlina i Lily, aż po pas, wpadła dolodowatej wody.Dziura robiła się coraz większa, bo w panice ma-chała nogami i rękami i krzyczała ze strachu.Rebeka chwyciła ją obiema rękami za nadgarstek i z całej siłyciągnęła.Ale nie dawała rady.Woda przesiąknęła ubraniedziewczynki, które ściągało ją w dół swym ciężarem.Z ochrypłym okrzykiem Rebeka odepchnęła się ramionami.Włożyła w ten ruch całą swoją siłę, zaparła się ciężarem całego ciała.Udało jej się jednak tylko prześlizgnąć trochę do przodu. Nagle Rebeka straciła czucie w dłoniach i w najwyższym prze-rażeniu zobaczyła, jak główka córeczki znika pod wodą.Twarz Lilybyła blada, a usta miała otwarte w bezgłośnym krzyku.Rebeka rzu-ciła się do przodu, nie zwracając uwagi na to, że pogrąża się w lodo-watej wodzie.Jak oszalała sięgnęła ręką pod połamany lód, ale nictam nie znalazła.Przerażona zdwoiła wysiłki.Zanurzyła obie ręce aż po ramiona.Jeszcze dwa razy próbowała, ale za każdym razem bez skutku.Ręcejej zdrętwiały i coraz bardziej opadała z sił, ale się nie poddawała.Gorączkowo szukała dalej, aż wreszcie natknęła się na mokry płasz-czyk Lily.Prawie płacząc z ulgi, Rebeka mocno zacisnęła na nim palcei ciągnęła.Z siłą, o którą w ogóle siebie nie podejrzewała, ciągnęłanawet, kiedy słyszała, jak zaczyna pod nią pękać lód.Liczyło siętylko to, aby wydobyć Lily ze śmiertelnej pułapki.- Panno Rebeko!Nigdy nie słyszała czegoś tak pięknego jak ten okrzyk Lily.Wy-dała go zduszonym głosem pośród parskania, plucia i kaszlu.Rebekaprzeturlała się na plecy, wyciągnęła ją z wody i mocno przytuliła.Lily oplotła ramionami jej szyję i z całej siły do niej przywarła.To był dobry znak.Mimo zimna, przemoknięcia i strachu Lilybyła chociaż przytomna.Oddychała z trudem, ale oddychała.Oboknich popłynął duży kawał lodu i Rebeka zorientowała się, że leżą nakrze, która unosi je w stronę środka stawu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •