[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zapokwitowaniem podpisanym przez Pana Boga), ale na poparcie swych słów pokazywałflaszeczkę pełną złotego proszku, która krą\yła z rąk do rąk, rozpalając ludzkie umysły.Słysząc hasło:  Złoto! Złoto!", na ka\dych czterech mę\czyzn trzech rzucało wszystko iwyruszało na poszukiwanie złotonośnego piasku.Trzeba było zamknąć jedyną szkołę, gdy\na miejscu nie zostały nawet dzieci.W Chile wiadomość ta znalazła równie silny odzew.Zrednia dniówka wynosiła dwadzieścia centavos, a dzienniki infor-mowały, i\ nareszcieodkryto Eldorado, wyśnione miasto konkwistadorów, w którym nawet ulice wybrukowanebyły owym szlachetnym kruszcem:  Zasobność kopalń dorównuje tej, o jakiej mowa jest wbaśniach o Sindbadzie albo lampie Aladyna; bez obawy o popadanie w przesadę szacuje się,\e dzienny urobek wynosi jedną uncję czystego złota" - po-dawały dzienniki, dodając, i\ jest65 go wystarczająco du\o, aby przez całe dziesięciolecia mogły się bogacić tysiące ludzi.Po\arzachłanności natychmiast ogarnął Chilijczyków,141którzy mieli dusze górników, i w miesiąc pózniej rozpoczął się wyścig do Kalifornii.Wporównaniu z wszelkimi innymi poszukiwaczami przygód, którzy pragnęliby dopłynąć tamprzez Atlantyk, Chilijczycy i tak byli o połowę drogi bli\ej.Podró\ z Europy do Valparaisotrwała trzy miesiące, a stam-tąd do Kalifornii kolejne dwa.Odległość od Valparaiso do SanFrancisco nie przekraczała siedmiu tysięcy mil, podczas gdy od wschodniego wybrze\aStanów Zjednoczonych - wokół przylądka Horn - dochodziła do dwudziestu tysięcy.Fakt ten,jak ocenił Joaquin Andieta, dawał Chilijczykom znaczne fory, jako \e pierwsi przybyszemogli zarezerwować sobie najlepsze \yły złota.Feliciano Rodriguez de Santa Cruz przeprowadził tę samą kalkulację i postanowiłnatychmiast się zaokrętować, zabiera-jąc ze sobą swoich pięciu najlepszych inajlojalniejszych górników, którym dla zachęty obiecał nagrodę, byle tylko porzucili swojerodziny i porwali się wraz z nim na owo wysoce ryzykowne przedsięwzięcie.W ciągu trzechtygodni przygotował wyposa\enie, które miało mu umo\liwić prze\y-cie kilku miesięcy naowej ziemi na północy kontynentu, którą wyobra\ał sobie jako opustoszałą i dziką.Pod tymwzględem okazał się znacznie przezorniejszy ni\ większość jego nie-ostro\nych rodaków,którzy wyje\d\ali na oślep, z pustymi rękami, tak jak stali, ulegając pokusie łatwej fortuny,jednak\e nie mając pojęcia o niebezpieczeństwach i trudach takiego zamierzenia.Nie myślałzginać karku harując jak wyrobnik, dlatego wyje\d\ał dobrze zaopatrzony i brał ze sobązaufa-nych słu\ących, jak wyjaśnił swojej \onie, która oczekiwała drugiego dziecka, a mimoto upierała się, by mu towarzyszyć.Paulina zamierzała wybrać się w drogę z dwiemamamkami, kucharzem, \ywą krową i kurami, aby zapewnić maleństwom mleko i jajka naczas rejsu, jednak tym razem mą\ stanowczo się temu sprzeciwił.Pomysł wyruszenia wpodobną odyseję142Z rodziną na karku był całkowitym szaleństwem.Jego \ona postradała zmysły.- Jak się nazywał ten kapitan, przyjaciel pana Todda? - przerwała mu w połowie wywódPaulina, usiłując utrzymać równo na swym ogromnym brzuchu fili\ankę czekolady,nadgryzając jednocześnie francuskie ciasteczko przekładane kaj makiem wedle przepisu sióstrklarysek.- Mo\e John Sommers?- Mam na myśli tego, który mówił, \e ma dosyć pływania pod \aglami i opowiadał o statkachna parę.- To on.Paulina zamyśliła się na chwilę, wrzucając do ust ciasteczka i nie zwracając najmniejszejuwagi na liczne przykłady niebez-pieczeństw przytaczane przez mę\a.Utyła i niewielezostało z tamtej pełnej wdzięku dziewczyny, która z ogoloną głową uciekała z klasztoru.- Ile mam na koncie w Londynie? - zapytała w końcu.- Pięćdziesiąt tysięcy funtów.Jesteś bardzo bogatą damą.- To nie wystarczy.Mo\esz mi po\yczyć dwa razy tyle na dziesięć procent płatne za trzylata?- Co ci przychodzi do głowy, kobieto, na litość boską! Na diabła ci tyle?- Na statek parowy.Wielki interes to nie złoto, Felicianie; w gruncie rzeczy to zwykłe \ółtegówienko.Wielki interes to górnicy.W Kalifornii będą potrzebować wszystkiego i zapłacągotówką.Powiadają, \e parowce płyną prosto, nie muszą ulegać kaprysom wiatru, sąwiększe i szybsze.śaglowce to przeszłość.Feliciano nadal snuł swoje plany, jednak doświadczenie nauczyło go nie lekcewa\yćfinansowych przepowiedni mał-\onki.Przez wiele nocy nie mógł zmru\yć oka.Krą\ył po66 pełnych przepychu salonach rezydencji, pośród worków z prowiantem, skrzyń znarzędziami, beczek z prochem143i stosów broni na drogę, mierząc i wa\ąc słowa Pauliny.Im bardziej się nad tym zastanawiał,tym słuszniej szy wydawał mu się pomysł zainwestowania w transport, zanim jednak podjąłdecyzję, skonsultował się ze swym bratem, który był jego wspólnikiem we wszystkichinteresach.Ten wysłuchał go z otwartymi ustami, a kiedy Feliciano skończył wyłuszczać całąsprawę, pacnął się dłonią w czoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •