[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz kolejny okazało się, że nie znałam własnego ojca.Po kolacji wróciliśmy doćwiczeń.Dotykanie palcami klawiatury sprawiało mi ogromny ból i rana szybko znowu sięotworzyła.Im dłużej grałam, tym bardziej klawisze zabarwiały się na czerwono.Ojciec nie reagował, aż w końcu oschłym tonem kazał mi iść zmienić opatrunek.Tegowieczoru kilka razy biegałam do łazienki i z powrotem, a to, że nieumyślnie skaleczyłam się wpalec, nie przyniosło mi żadnych korzyści.Wręcz przeciwnie.Nazajutrz dzień zaczął się zle, bo ojciec jeszcze nie przetrawił wczorajszego skaleczenia.Przełknęłam więc szybko śniadanie i zasiedliśmy do pracy.W południe stwierdził, że niezrobiłam dostatecznych postępów, nie wolno mi więc było iść na obiad.wiczyłam dalej sama.Mijały minuty, a ja byłam coraz bardziej zaintrygowana.Zwykle ojciec szybko przełykał obiad,po czym wracał do mnie.W końcu, około godziny czternastej, drzwi pokoju do gry otworzyły sięgwałtownie.Stanął w nich ojciec, ubrany w kurtkę i adidasy. Mama, Marie i ja idziemy na spacer.Ty siedz i ćwicz.Jak wrócę i nie zobaczę żadnych postępów, będzie gorąco.Momentalnie mi ulżyło.Jeżeli rzeczywiście wyjdą, będę miała kilka godzin świętegospokoju i trochę sobie odpocznę.Już snułam dalekosiężne plany, wyobrażałam sobie, że najpierwprzekąszę coś w kuchni, a potem zasiądę wygodnie na kanapie w salonie i pooglądam telewizję.Ale przed wyjściem ojciec położył na klamce od drzwi wykałaczkę.Stosował tę technikę odniedawna, od chwili gdy zorientował się, że potrafię otworzyć drzwi wsuwką do włosów.Nowywynalazek polegał na tym, że gdy naciskałam klamkę wykałaczka spadała.Nie dało się położyćjej z powrotem na miejsce.Byłam w pułapce.Kilka minut pózniej trzasnęły drzwi wejściowe.Nareszcie wyszli.Wstałam z taboretu,schowałam się za zasłonką i patrzyłam, jak się oddalają.Stałam zamarła w tej pozycji przezjakieś piętnaście minut.Chciałam się upewnić, że nie wrócą podstępnie.Ponieważ nie mogłamwyjść, wzięłam książkę i usiadłam na małej kanapie, która stała w pokoju do gry i czasamisłużyła mi za łóżko.Siedziałam pogrążona w lekturze Oliviera Twista, gdy usłyszałamszczekanie naszego psa, Haydna.Był to owczarek niemiecki, mieliśmy go od powrotu do Francjii bardzo go lubiłam.Był prześliczny i bardzo grzeczny.Wydawało mi się, że był jedyną istotą zmojego otoczenia, która mnie rozumiała.Gdy widział, że płakałam, podchodził, pochylał głowę na bok i popiskiwał cicho, chcąc,żebym go przytuliła.Kiedyś, gdy w kuchni ojciec podniósł na mnie rękę, rzucił się na niego wmojej obronie.Biedny pies dostał ciężkie lanie.Odtąd stał się moim bohaterem!Szczekał tak jakoś dziwnie i długo, że oderwało mnie to od lektury.To był krzykrozpaczy.Zerwałam się z miejsca i podeszłam do okna zobaczyć, co się dzieje.Skacząc na siatkę,którą był ogrodzony ogród, pies zahaczył o nią obrożą z ćwiekami i się dusił.Nie zastanawiającsię ani chwili, pobiegłam na zewnątrz, żeby go uwolnić.W momencie, gdy otwierałam drzwipokoju do gry, zobaczyłam wykałaczkę leżącą na ziemi i zmroziło mi krew w żyłach.Zawahałamsię przez chwilę, ale szybko się opanowałam i pobiegłam ratować psa.Odczepiłam Haydna, alemusiałam prędko wymyślić jakiś sprytny sposób, jak odłożyć wykałaczkę na klamkę ijednocześnie zamknąć się z powrotem w pokoju.Przez okno, które znajdowało się mniej więcejw połowie piętra, wyrzuciłam taboret ojca i skakankę.Wyszłam z pokoju i położyłamwykałaczkę z powrotem na klamce.Potem wyszłam z domu przez garaż.Podeszłam pod oknopokoju do gry, przywiązałam jeden koniec skakanki do nogi stołka, a drugi obwiązałam sobiewokół kostki.Przystawiłam taboret do ściany, weszłam na niego i wdrapałam się na okno.Gdysiedziałam już na parapecie, mogłam wciągnąć stołek za pomocą skakanki.Pięć minut pózniej ojciec wrócił ze spaceru.Mało brakowało.Nadszedł dzień konkursu i po raz pierwszy w życiu leciałam samolotem do Paryża.Wtamtych czasach nie było jeszcze drastycznych kontroli i miałam szansę posiedzieć w kokpicierazem z pilotami.Byłam zachwycona.Tłumaczyli mi wszystko, co robili.To była dla mniewielka przygoda!Po przylocie do stolicy pojechaliśmy taksówką na miejsce, gdzie odbywał się konkurs.Każdy dostał do dyspozycji pianino, żeby przećwiczyć repertuar i rozgrzać ręce. W jury zasiadali w większości profesorowie PaństwowegoWyższego Konserwatorium Muzycznego (CNSM), w tym sławna pianistka BrigitteEngerer i wielu innych pianistów z całego świata.W przeciwieństwie do Ettlinger, nie możnabyło słuchać popisów pozostałych kandydatów, ponieważ przesłuchaniaodbywały się za zamkniętymi drzwiami.Wiedziałam tylko, że byłam najmłodsza zewszystkich.Wykonałam swój repertuar poprawnie, bez luk w pamięci czy większych pomyłek.Tamtego dnia zajęłam pierwsze miejsce, wygrałam trochę pieniędzy i możliwośćwystąpienia w siedzibie UNESCO w ramach koncertu zaplanowanego na sierpień, choć bez tejnagrody chętnie bym się obeszła.Rozdanie nagród oraz koncert w wykonaniu laureatów odbyły się kilka dni pózniej wewspaniałej sali reprezentacyjnej w Pałacu Inwalidów.Z tej okazji zagrałam pierwszą balladęChopina.To był jeden z nielicznych utworów, który budził we mnie prawdziwe emocje.Chopinwyraża w nim tyle cierpienia i smutku, że udawało mi się z nim utożsamić.Ta balladaopowiadała o moim życiu i wkładałam całe serce w to, żeby zagrać ją jak najlepiej, żeby oddać iprzekazać ogromny smutek, jaki odczuwałam.Może jakaś wrażliwa dusza odczytała mójprzekaz, ale zginęła wśród publiczności, którą poruszała tylko biegłość techniczna dziecka.Dla nich oznaczało to kilka minut ekstazy, dla mnie długie lata cierpienia.Swoją grą oddawałam to, co piękne, i to, co podłe, duszę Chopina i szaleństwo mojegoojca.Zostałam maszyną do grania, a ojciec stał się moim katem. Początek oporuWe wrześniu poszłam do trzeciej i ostatniej klasy gimnazjum.W naszej osadzie nie było liceum [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •