[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Katrina upewniła się, czy ayah Daniela opiekuje się należycierównież Calebem, następnie powiedziała Amelii, że na nią już czas.Jejprzyjaciółka odpoczywała na kocu, zaopatrzona w książkę i otwartykoszyk piknikowy.Droga wiodąca łagodnie pod górę była dość łatwa, ale ciasnozasznurowana suknia zmuszała Katrinę do przystawania co jakiś czasdla złapania oddechu. U Todów panował zwyczaj, zgodnie z którym człowieka ciężkochorego, stojącego nad grobem, strojono we wszystkie jego klejnoty ibiżuterię, które nosił odtąd aż do śmierci.Czasami się zdarzało, że takaosoba powracała jednak do zdrowia i wówczas z dumą demonstrowałana sobie te kosztowności.Krewny Sarity długo chorował, a kiedy wkońcu zaczął się zbliżać kres jego żywota, podali mu do picia mleko.Nie wznoszono żadnych modłów.Ciało okryto szatą, której kieszeniewypełniono prowiantem i drobnymi szczapami drewna -przygotowując go w ten sposób do ostatniej podróży.Katrina właściwie nie miała powodu, aby uczestniczyć w uro-czystości pogrzebowej.Odkąd wyrosła z wieku dziecięcego, krewnySarity przestał się nią zajmować.A jednak chwile, kiedy nosił ją narękach i uczył słów w swoim języku, mocno utrwaliły się w jejpamięci, nie chciała rezygnować z towarzyszenia mu w jego ostatniejdrodze.Pół godziny pózniej dostrzegła wioskę.Podeszła tak blisko, aby mócwszystko widzieć i jednocześnie samej nie ściągać na siebie ich uwagi.Nie chciała zakłócać przebiegu ceremonii.Zmęczona, przysiadła napłaskim występie skalnym i sięgnęła wzrokiem w dół, na wioskę.Pół godziny pózniej ciało zmarłego wyniesiono z chaty i ostrożnieułożono na noszach.Następnie pożegnała się z nim cała rodzina; wceremonii pogrzebowej brali udział starsi i młodzi.Ziemię usłanogałązkami i liśćmi, drzwi chaty zamknięto dokładnie, następnie czterejmężczyzni unieśli nosze i ruszyli w stronę kedu mand, miejscapochówku.Zagnano tam też kilka wołów, oddzielonych przedtem odstada.Aby obejrzeć całą ceremonię, Katrina wstała i niepostrzeżeniezdążała w bezpiecznej odległości za orszakiem.Mężczyzni kroczyli wolnym krokiem, dzwigając nosze z ciałemzmarłego na ramionach, kobiety szły za nimi razem z dziećmi,trzymając je pod swoimi okryciami.Rześki wiatr zginał zdzbła trawy,które w ostrym blasku słońca przybierały niemal zbyt jaskrawy odcieńzieleni, tarmosił bujne, kręcone włosy kobiet i wzdymał okryciamężczyzn.Woły odłączone od stada niepokoiły się, jakby wiedziały,co je czeka. Kedu mand składało się z prostej chaty i ogrodzenia dla bydła.Wchacie kobiety przygotowywały posiłek, podczas gdy reszta krewnychzgromadziła się wokół zmarłego.Wykopano dół i rozpalono ogień,uznawany przez Todów za święty.Następnie oddano ciało na pastwępłomieni i wybrano dwie krowy, które kilku mężczyzn odprowadziłona bok.Katrina oglądała tego rodzaju rytuał nie po raz pierwszy, mimoto widok ciała zmarłego, trawionego przez płomienie, przyprawiał ją omdłości.Mężczyzni trzymali obie krowy za rogi i karki, a kiedy jeden znich wzniósł do góry topór, Katrina odwróciła się czym prędzej wdrugą stronę.Nie musiała na to patrzeć, aby wiedzieć, co się za chwilęstanie: mężczyzni, kobiety i dzieci obstąpią ucięte łby krów i będą jecałować.Następnie prochy zostaną złożone do ziemi, miejscepochówku nakryje się kamieniem i od tej pory nikt już nie wypowieimienia zmarłego na głos.Przysiadła na ziemi w miejscu osłoniętym skałami.Wiatr wiejący wjej stronę niósł ze sobą gryzący zapach ognia, ostry żwir na ziemi żgałjej dłonie, ona jednak trwała w bezruchu, z głową odchyloną do tyłu izamkniętymi oczami.Zmarły był tylko nieznacznie starszy od Sarity inagle wyobraznia podsunęła jej obraz Sarity niesionej na noszach inastępnie trawionej przez płomienie.Potem jej imię byłoby już nazawsze wymazane z ludzkiej pamięci.Katrina wzdrygnęła się.Nigdydotąd nie myślała o tym, że nie będzie żadnego grobu jej mamki, przyktórym mogłaby ją wspominać.Uświadomiła sobie nagle, że lepiejrozumie już Amelię i stratę, jaką tamta poniosła.Dzisiejsza ceremoniaskierowała jej myśli również ku ostatniemu pogrzebowi, w jakimuczestniczyła - pogrzebowi jej ojca.Nie wiedziała nawet, ile czasu upłynęło, odkąd tu usiadła, gdyznajomy głos wyrwał ją z zadumy.- Tak właśnie czułam, że cię tu znajdę - powiedziała Sarita.Katrinaczym prędzej zmieniła pozycję na bardziej stosownądla damy, następnie wstała, poprawiła suknię i otrzepała dłonie.- Płakałaś? Dlaczego? - zapytała Sarita.- Nie byliście sobie tacybliscy.- Przypomniał mi się mój ojciec. Sarita rzuciła jej badawcze spojrzenie.Wyglądało na to, że dostrzegław niej coś, co ją usatysfakcjonowało, co jednak wolała zachować tylkodla siebie.Obie kobiety w milczeniu udały się w drogę powrotną doAmelii.Katrina wpatrywała się w górę baldachimu, słuchając spokojnegooddechu Aidana.Głowę złożył na jej ramieniu, włosy muskały jejpoliczek.Jego pierś unosiła się miarowo i opadała, w tym samymrytmie jej szyję owiewało jego tchnienie.Czubkami palców dotknęłajego włosów, po czym z wahaniem uniosła drugą ręką, aby pogłaskaćgo po policzku.Delikatnie przesunęła ją niżej, na szyję, następnie naramię, obrysowała kontury żeber, ich wypukłości i wgłębienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl