[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pascoe i Wield spojrzeli po sobie.Pascoe miałogromną ochotę parsknąć śmiechem, ale niewzruszona mina sierżanta pomogła mu sięopanować.- Jeden powód - ciągnął Dalziel.- Podajcie mi jeden powód, dla którego mielibyśmydalej tracić czas na tę sprawę.- Ciekawość - odparł natychmiast Pascoe.- Ciekawość? A co was tak ciekawi?- To, w jaki sposób człowiek, który nigdy nie przejawiał wybitnego talentu do obranejprzez siebie profesji, jest w tej chwili o krok od zostania dyrektorem finansowym filii dużegomiędzynarodowego koncernu.- Na rany Chrystusa, z takim podejściem powinniśmy być podejrzliwi wobec codrugiego dyrektora, siedemdziesięciu procent polityków i dziewięćdziesięciu pięciu procentnadinspektorów policji! - zauważył wyraznie zdegustowany Dalziel.- Dla mnie ten cały Aldermann to taki idealny Pan Przeciętniak.Nudny.Zwyczajny do bólu.%7łona, dwójka dzieci,ładny dom, kocha rodzinę i ogródek.Na wakacje lata pewnie na Korfu, a w Boże Narodzeniegości u siebie swoją siwowłosą matkę.Bo chyba ma siwowłosą matkę, co?- Pani Penelope Highsmith - podsunął Pascoe, zerknąwszy do teczki.- Mieszka wLondynie, Denbigh Square, Woodfall House, lokal numer 31.Wiek i kolor włosów nieznane.- Zwietnie.Widzę, że jesteś dobrze poinformowany.Ale dlaczego Highsmith? Czemunie Aldermann? Wyszła drugi raz za mąż?- W ogóle nie wyszła za mąż.Highsmith to jej panieńskie nazwisko.Wygląda na to, żenikomu nie zdradziła, kto był ojcem Patricka, a on sam wpadł na pomysł, żeby, osiągnąwszypełnoletniość, przyjąć nazwisko ciotecznego dziadka.Dalziela niezbyt chyba interesowała ta część rodzinnej historii Aldermannów.- Highsmith.- powtórzył.- Penelope Highsmith? Mieszkała tutaj, ale wyprowadziłasię jakieś piętnaście, dwadzieścia lat temu?- Tak przypuszczam.Patrick chodził tu do szkoły.- Penny Highsmith! Mój Boże, Penny Highsmith.Twarz Dalziela rozpromieniła się jak zamek w Elsynorze, nad którymniespodziewanie rozstąpiły się chmury i wyszło słońce.- Znał ją pan? - zainteresował się Pascoe.- Poznaliśmy się kiedyś.O ile to ta sama osoba.W sobotnie wieczory przychodziłaczasem do klubu na potańcówkę.Nie wiedziałem, że ma syna.Bardzo dziarska dziewczyna,żywa jak iskierka.Zliczna.I zabawna.A jej wspomnienie budzi lubieżne ogniki zarówno w znużonych, cynicznych oczachDalziela, jak i w błyszczących pytająco oczach Elgooda, pomyślał Pascoe.Dziewczynanaprawdę musiała być nieprzeciętna.Mówiąc o  klubie , Dalziel miał oczywiście na myślimiejscowy klub rugby, z którym Pascoe był związany krótko i przelotnie jako zawodnik,jeszcze w swoich sierżanckich czasach.Nie przepadał ani za samą grą, ani za klubowąatmosferą, za to podinspektor najwyrazniej był w młodości niezłym graczem.- Nie mam wrażenia, żeby Patrick był do niej podobny - powiedział Pascoe.- Możebardziej przypomina swojego tajemniczego ojca?- To możliwe.- przytaknął w zadumie Dalziel.- Coś wam powiem, chłopaki.Jutrowyjeżdżam na tę przeklętą konferencję.Na tydzień.Ponieważ wiem, że jak tylko się odwrócę,i tak zrobicie, co się wam żywnie podoba, daję wam ten tydzień, żebyście trochę powęszyli.To nie znaczy, że wolno wam zaniedbywać inne sprawy, ale jeśli będziecie mieli wolnąchwilę.Wasza decyzja.Pasuje wam taki układ? No, ale teraz spadać.Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, zanim pójdę do domu się pakować.Aha, zostawcie mi te akta.Rzucęokiem.Było to z jego strony albo niewielkie ustępstwo, albo kompletna zmiana frontu -wszystko zależało od punktu widzenia.Pascoe nie zamierzał wnikać w szczegóły.- Niech się pan dobrze bawi, panie inspektorze - powiedział, kładąc teczkę na biurku.Dalziel odchrząknął i obrzucił wzrokiem zabałaganiony blat, na którym jego wielkiejak łopaty dłonie niecierpliwie przekładały przedmioty z miejsca na miejsce.Dopiero na korytarzu Pascoe zdał sobie sprawę, że Dalziel prawdopodobnie szukaskuwki od flamastra. W blasku księżyca(Moonlight.Mieszaniec piżmowy.Kaskady białych kwiatów, pełne staroświeckiegouroku).Daphne Aldermann nie kryła rozbawienia faktem, że Ellie i Rose Pascoe są w Chantry Coffee House znane wcale nie gorzej niż w  Market Caff.- Lubię to miejsce - powiedziała niewzruszona Ellie.- Chociażby dlatego, że mająlepszą kawę.- Która wynagradza ci konieczność zadawania się z takimi ludzmi? - natarła Daphne,rozglądając się po sali, w której dominowały przedstawicielki klasy średniej w średnimwieku.Nosiły stosowne do statusu oraz wieku kapelusze,i rozmawiały stosownymi głosami.- Przecież nie powiedziałam, że to ich lubię.Ludzie w ogóle mnie drażnią, ale tutajprzynajmniej mogę się na nich irytować bez dręczącego mnie poczucia winy.- Podczas gdy irytacja na bezguście i odrażające nawyki zwykłej hołoty przyprawiacię o nagły atak wyrzutów sumienia? Teraz rozumiem.- Nie ujęłabym tego w ten sposób, ale widzę, że chwytasz ogólną ideę.- Kiedy dorastasz na plebanii, szybko sobie tę ideę przyswajasz.Kłótnie miejscowychdamulek o to, która przyszykowała ładniejszy bukiet, potrafiły człowieka zdenerwować, alewcale nie bardziej od zasługujących na wsparcie ubogich, którzy zaczynali się dobijać dodrzwi, kiedy tata siadał do kolacji.- A komu bardziej współczułaś: ojcu, że przeszkadzają mu w jedzeniu, czy matce, żejej gotowanie pójdzie na marne? - spytała mimochodem Ellie.Daphne się uśmiechnęła.- To podchwytliwe pytanie, chcesz usłyszeć, że w moim domu rodzinnym panowałpatriarchat! Obawiam się jednak, że nic z tego nie będzie.Widzisz, moja matka zmarła, kiedymiałam trzynaście lat, i od tamtej pory to ja gospodarzyłam w domu.Mieliśmy kucharkę, ale jej kuchnia opierała się głównie na frytkach i sosie pomidorowym, dlatego najczęściej to mojegotowanie się marnowało.Wściekałam się na to.- I miałaś potem wyrzuty sumienia?- Tylko kiedy intruz okazał się naprawdę potrzebujący.- Albo naprawdę biedny.Fakt, że ludzie są zmuszeni żebrać o wsparcie uprzedstawicieli Kościoła, dowodzi niewydolności państwa.Ku zdumieniu Ellie, Daphne wybuchnęła głośnym śmiechem.- Dajże spokój, cokolwiek zrobi państwo, zawsze znajdą się tacy, którzy wydepcządróżkę do drzwi zamożnego pastora o miękkim sercu.Taka już natura człowieka, moja droga.Ellie postanowiła zignorować wyzwanie ideologiczne.- Zamożnego pastora? - powtórzyła zamiast tego.- Wydawało mi się, że Kościółwymaga od swoich pracowników cnoty ubóstwa?- Owszem, wymaga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    clude("menu4/9.php") ?>