[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli to znaczyło, że nie ma za grosz samokontroli, toniech i tak będzie!Trzęsącymi się rękoma rozpiął spodnie, oswobadzając wreszcie swojąmęskość. Michaelu.?  wyszeptała Francesca.Oczy miała zamknięte, lecz gdy Michael odsunął się i zostawił ją samą,podniosła powieki.Spojrzała na niego i zrobiła wielkie oczy.Nie ulegałowątpliwości, co się zaraz stanie. Muszę cię mieć!  rzekł chrapliwie.A gdy nie zareagowała w żadensposób, tylko nadal się w niego wpatrywała, powtórzył:  Muszę cię mieć,natychmiast!Ale nie na stole.Nawet on nie miał takich talentów akrobatycznych.Chwycił więc Francescę na ręce, zadrżał z zachwytu, gdy objęła go nogami, izłożył ją na pluszowym dywanie.Nie było to łóżko.nie potrafił wyczarowaćtego mebla na poczekaniu, a poza tym  szczerze mówiąc  nie przypuszczał,by któremuś z nich dwojga specjalnie na nim zależało.Podciągnął jej spódniceaż do pasa i nakrył ją swoim ciałem.I wszedł w nią.Zamierzał zrobić to powoli, ale była taka wilgotna i gotowa na jegoprzyjęcie, że po prostu wślizgnął się do środka.Francesca zatchnęła się,zaskoczona nagłością tego wtargnięcia. Zabolało?  wykrztusił.Pokręciła głową. Nie odchodz!  jęknęła. Proszę cię. Nigdy!  zaklinał się. Nigdy!274RS Poruszał się w jej wnętrzu, ona zaś poruszała się pod nim.Oboje byli jużtak pobudzeni, że w chwilę pózniej równocześnie szczytowali.I wówczas Michael, który sypiał przecież z niezliczonymi kobietami,przekonał się nagle, że był dotąd zwyczajnym nieopierzonym żółtodziobem.Nigdy jeszcze nie przeżył czegoś podobnego.Tamto wszystko było zwykłą uciechą dla ciała.To  przepełniałoszczęściem jego duszę.275RS Rozdział 18.jak najbardziej! zapewnił hrabia Kilmartin, w liście do matki,Helen Stirling, trzy lata po swoim wyjezdzie do Indii.Następny ranek był zdecydowanie najgorszy ze wszystkich, jakieFrancesca pamiętała.Chciało się jej tylko płakać, ale nawet to przekraczało jej siły.Zresztą łzybyły dla niewinnych, a ona już się do nich nie zaliczała.Tego ranka czuła wstręt do samej siebie za to, że zdradziła swą wielkąmiłość i podeptała wszelkie zasady  dla jednej chwili grzesznej namiętności.Była wściekła na siebie za to, że zapragnęła kogoś innego niż John, ajeszcze bardziej za to, że to nowe pożądanie było o wiele silniejsze niżwszystko, co czuła do swojego zmarłego męża.Ich małżeńskie współżyciepełne było radosnego śmiechu i namiętności, ale nie miało porównania zwystępnym dreszczem, który ją przeniknął, gdy Michael, przytknąwszy wargido jej ucha, plótł okropności o tym, co zamierza z nią uczynić.Ani z eksplozją, która nastąpiła, gdy spełnił swe obietnice.Francesca była wściekła, że to wszystko się wydarzyło, w dodatku zMichaelem.Wskutek tego sytuacja przedstawiała się po trzykroć gorzej.Ale najbardziej była wściekła na niego za to, że na każdym kroku (nawetwtedy, gdy jego palce drażniły ją niemiłosiernie) upewniał się, iż sama tegopragnie.Nie mogła więc utrzymywać, że  bezbronna ofiara  zostałazmuszona wbrew swojej woli.276RS A teraz był już ranek następnego dnia i Francesca zdawała sobie sprawę,że nie ma już mowy o wyborze między tchórzostwem a głupotą, przynajmniejjeśli chodzi o nią.Bez wątpienia okazała się zarówno tchórzliwa, jak i głupia, a kto wie, czynie należałoby jeszcze dorzucić do tego  żałośnie niedojrzała".Myślała przecież tylko o ucieczce.Nie potrafiła ponieść konsekwencji własnych czynów.A z całą pewnością powinna była stawić im czoło.Ona jednak, tak samo jak przedtem, wzięła nogi za pas.Nie mogła opuścić Kilmartin  przecież dopiero co tu przyjechała.Zresztą, jeśli nie zamierzała bez końca uciekać na północ  przez Orkadyprosto do Norwegii  z konieczności musiała pozostać tam, gdzie jest.Mogła jednak przynajmniej wymknąć się z domu i uczyniła to opierwszym brzasku.Nic dziwnego, zwłaszcza po żenującym zakończeniupoprzedniego wieczoru, gdy  niemal natychmiast po występnych igraszkach zMichaelem  wypadła z różanego salonu, bąkając jakieś nieskładneusprawiedliwienia, potem zaś zabarykadowała się na resztę nocy w swojejsypialni.Nie chciała za żadne skarby stanąć znów twarzą w twarz z tymczłowiekiem.Przynajmniej na razie.Chyba w ogóle nie była do tego zdolna.Ona, która zawsze szczyciła się opanowaniem i równowagą ducha,przeistoczyła się w ledwie zdolną wybąkać parę słów kretynkę, mamroczącądo siebie, jakby jej całkiem rozum odjęło, i obawiającą się spotkania zmężczyzną, przed którym nie mogła przecież wiecznie się chować.Mówiła sobie, że gdyby jednak zdołała ukryć się przed nim na cały dzień,to zawsze byłoby coś.Co się zaś tyczy jutra, to pomyśli o nim kiedy indziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl