[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przełknął napływają-cą ślinę.Kawał mięsa, którego nie mógł dosięgnąć we śnie, teraz był jego, jeszczetylko kilka minut i zatopi weń zęby.Mięso w ogniu trzymał mu Wania, jego stalowe ręce mogły wytrzymać na-wet dużo wyższą temperaturę niż ogień ogniska.Gdyby wszystkich myśli niezajmował mu głód, pokładałby się ze śmiechu  tak komicznie wyglądał robotobracający uważnie w płomieniach powoli przypiekające się mięso.Wreszcie57 zaczęło wyglądać tak, jak sobie to wymarzył we śnie  wspaniały brąz przety-kany różowymi pasemkami.Zatrzymał robota.Mięso było piekielnie gorące, sycząc z bólu przerzucał je z jednej ręki dodrugiej.Brudne już przedtem ręce teraz były utaplane we krwi i w tłuszczu;Gill z niepokojem pomyślał o podstawowych wymogach higieny, ale Umu niedał mu dojść do słowa.Kiedy już nie obawiał się, że poparzy sobie usta, wgryzłsię głęboko w dymiące mięso.Cudowny, wyśniony smak rozpłynął się po pod-niebieniu i Umu zaczął jeść łapczywie, w pośpiechu, jakby się bał, że zaraz ktośodbierze mu kąsek.Mruczał przy tym i tego Gill wstydził się najbardziej. Rozdział ósmyPo pierwszej uczcie poświęcił sprawie pożywienia całe trzy dni.Upolowałjeszcze dwa Chrząkające  na jednego natknął się przypadkiem, transportującz Wanią mięso na Galateę.Drugiego wyszukał już za pomocą koordynatora.Wydawało się, że taki sposób będzie najwygodniejszy, ale właśnie z tą zdoby-czą było najwięcej kłopotów.Promień lasera trafił zwierzę zaledwie czterygodziny przedtem, ale zanim je odnalazł, dzikie psy i drapieżne ptactwo rozpo-częły już ucztę.W dodatku dzikie psy z niewytłumaczalnych powodów zupeł-nie nie bały się Wani, uważały, że z samotnym dwunogim stworzeniem dadząsobie spokojnie radę.Gill musiał urządzić im krwawą łaznię promieniami zpistoletu, żeby poczuły, o ile bardziej niebezpieczna od maczug czy włóczni jestbroń, którą posiada.Lodówki laboratorium nie były projektowane na przechowywanie tych cet-narów mięsa, które Gill przywlókł z Wanią na pokład Galatei.Musiał więcopróżnić dwa pomieszczenia magazynowe i nastawić ich klimatyzację tak, abytemperatura spadła poniżej zera.Oznaczało to zwiększenie zużycia energii,było to jednak zużycie nieznaczne w stosunku do rezerw Galatei, a nie chciałzajmować się w następnych tygodniach bieganiem za pożywieniem.Przede wszystkim uczył się mówić, a jednocześnie wszystkimi metodami,jakie mu przyszły do głowy, próbował badać wzajemny stosunek Gilla i Umu.Godzinami czytał i nagrywał długie teksty, pózniej słuchał ich i wściekał się,gdy nagrania demaskowały o wiele więcej błędów i potknięć, niż tego oczeki-wał.Oprócz tego za pomocą coraz trudniejszych zadań ćwiczył zręczność manu-alną, rozebrał kilkanaście niepotrzebnych przyrządów tylko po to, aby składać59 je pózniej z cierpliwością szlifierza diamentów.Zrubokręt wymykał mu się zniezdarnych palców, poprzypiekał sobie paznokcie lutownicą.Kiedy był jużzmęczony tymi ćwiczeniami, podchodził do koordynatora i sprawdzał, czykolejne Chrząkające nie padły ofiarą laserowych samopałów.Lud Aowców wpadł w pułapkę, ale przyczyną ich zamknięcia nie była ze-msta Umu.Po prostu będzie ich jeszcze potrzebował, a do tego czasu musidbać o ich dobre samopoczucie.Wreszcie nadszedł wielki dzień, kiedy Wania zrozumiał, co do niego mówi.Nie chciał za bardzo ryzykować, dlatego też podczas prób sterowania głosempozostawił na wszelki wypadek łączność bioelektryczną.Wania był mu jużposłuszny, mógł więc odtąd powierzać mu wykonanie bardziej skomplikowa-nych prac.Mięso piekł na ognisku w cieniu Galatei.Próbował co prawda robić to wpiecyku elektrycznym, ale zupełnie nie smakowało Umu.Brakowało mu chybasmaku spalenizny i zapachu dymu z ogniska.Gill, wiedząc, do jak wielu no-wych zjawisk musiał się dostosować biedny Umu w ciągu tego tygodnia, opie-kował się nim troskliwiej niż kiedykolwiek w życiu swym własnym ciałem.Odczasu uzyskania kontaktu werbalnego Wania sam chodził do magazynu pomięso, sam zbierał gałęzie, rozpalał ognisko i ogłaszał przez interkom, ile czasujuż się piecze mięso.Zaoszczędził w ten sposób wiele cennych godzin, jak tobowiem wcześniej przeczuwał, szybko znalazł się w  niedoczasie.Chciał jeszcze trochę odczekać, najpierw dalej uczyć Umu, ale doszedł downiosku, że naprawa i kontrola skomplikowanych urządzeń Galatei pózniejzajmie mu niewiele mniej czasu.Tymczasem według swego poprzedniego pla-nu musiałby jeszcze czekać miesiącami, jeśli chciałby osiągnąć wyznaczonywysoki poziom umiejętności.Oprócz tego podniecała go chęć eksperymento-wania, od którego zależały jego dalsze losy, rozpierała niecierpliwa ciekawość.Wreszcie pewnego ramka postanowił rozpocząć doświadczenie.Usiadł przy pulpicie operatorskim koordynatora i wyszukał w jego pamięcifragmenty przechowujące notatki z całej drogi, a w nich wszystkie te części, wktórych przechowywany był głos Sida  chociażby to było jedno zdanie.Więk-szość zanotowanych dzwięków stanowiły wymiany zdań  przeważnie z Nor-manem  sprawdzanie parametrów nawigacji, potwierdzenia, czasem60 rozkazy dla Maxima, który kierował siłownią.Wszystko przepisał do wolnejczęści pamięci, a następnie po kilku dniach starannej pracy wypreparowałokoło dwie godziny tekstu wypowiadanego tylko przez Sida.Od tej chwili przez cały tydzień opuszczał sterownię tylko udając się naspoczynek.Wania pojawiał się wiernie w wyznaczonych porach dnia z mięsem,pieczonym ściśle według przepisu, i wracał, aby zgasić niepotrzebne już ogni-sko lub też zbierać chrust na następne.Gill tymczasem w kółko słuchał zarejestrowanego głosu Sida, w duchu na-śladując jego charakterystyczny sposób wymowy, potem powtarzał wszystkogłośno po kilka  a trudniejsze zwroty nawet po kilkanaście razy.Dotąd byłato zresztą tylko męcząca, wymagająca dużej uwagi praca.Jej naprawdę nie-bezpieczny odcinek zaczął się dopiero z chwilą, gdy po raz pierwszy powie-dział: ja, SidUmu, nasycony codzienną porcją mięsa  nigdy w życiu tyle nie jadł  sie-dział sobie zadowolony na swojej spirali.Ręka mu się już dawno zagoiła, kiedyzaś był bardzo śpiący albo się lenił, można go było orzezwić chłodnym pryszni-cem.Gill natomiast słuchał, obserwował i czekał z niepokojem eksperymenta-tora, który wie dobrze, jak wiele zależy od sukcesu lub porażki doświadczenia.Mówił głośno całymi dniami, starając się wplątać we wszystkie zdania tedwa słowa: ja, Sid.Wreszcie dał Wani polecenie, żeby przeniósł zwłoki Nor-mana i Gilla do kabiny Normana.Wytłumaczenie tego sprawiło mu duże trud-ności.Kiedy Wania wykonał polecenie, Gill objął w posiadanie kabinę Sida iwszystkie rzeczy osobiste nawigatora.Gapił się na znalezione w pomieszczeniurodzinne zdjęcia powtarzając przy tym: moja matka, moja siostra, jej dzieci{wnuki tych dzieci są już starymi dziadkami, jeśli jeszcze w ogóle żyją, pomy-ślał przy tym, ale to teraz najmniej ważne).Oglądał zdjęcia kolegów z bazynawigacyjnej znajdującej się w kwaterze Nansena niedaleko od księżycowegobieguna północnego.Sid pracował tam, zanim przeszedł na statki kosmiczne.Nie miał nawet pojęcia, że Sid przywlókł ze sobą tyle tego wszystkiego, uła-twiało to pracę.Wielki Albert patrzył ze ściany na Gilla z zadowoleniem  jegospojrzenie zachęcało do działania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •