[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto stało się najgorsze: wielki las nie przyjął jego ofiary: fałszywego świadectwa przeciwHorstowi Sobocie.Las go nie pokochał i nakazał umrzeć wszystkiemu, czego się dotknął Stęborek.Można było szukać setek naukowych przyczyn wypadów na jego uprawie, po sto razy zastanawiaćsię, czy siedlisko zostało właściwie wybrane, zmusić kogoś do analizy gleby i zasobów jejwilgotności.Nie na wiele by się to jednak zdało, gdyż jutro przyszedłby tutaj stary Kondradt,zasadził suchy patyk, który wiosną okryłby się świeżą zielenią.Las nie chciał pokochać Stęborka,choć tak bardzo uszanował prawa lasu, że nawet stał się złym człowiekiem: sprowadziłKożusznika, aby zbudował trak w żwirowni obok domu Horsta Soboty, a potem wydał fałszyweświadectwo przeciw bliznieniu.Zło, jakie czynił dla lasu, obracało się przeciw Stęborkowi.Ototeraz ów tartak przez cały dzień pracował obok domu Stęborka, ostrze traka cięło ogromnedłużyce, wydobywając z nich przenikliwy aż do bólu pod czaszką głos udręczonego drewna.Bałasię tego pisku Malwina i przez całe dnie przesiadywała w kuchni, gdzie zgrzyt słyszało sięnajsłabiej.Na podwórko leśniczówki wiatr niósł lekki pył trocin, pokrywał nim szyby w domu,zdzbła trawy, osiadał na wargach, gdy się stało na ganku przed domem.Następnie - napisałStęborek fałszywe świadectwo przeciw Sobocie, ponieważ las od dawna sięgał niewidzialną rękąpo dom i sad starego Horsta.Ale zjawił się ten dziwny człowiek na koniu, człowiek z zimnymioczami, człowiek-wilk, jak go nazywali robotnicy leśni, i dał świadectwo prawdzie.A Stęborkowiusechł ostatni modrzew.Wczoraj gajowy Wzdręga powiedział Stęborkowi, że strażnik łowieckinagle zniknął z lasu tak samo tajemniczo, jak się w nim pojawił, pozostawiając w stajni Sobotyswoją izabelowatą klacz, siodło i pejcz.Nie odżyła jednak w Stęborku nadzieja, że znowu jakimśzłym sposobem, fałszywym świadectwem lub podstępem zdoła zagarnąć dom i sad starego Horsta. W tej chwili był skłonny niemal uwierzyć Wzdrędze, że strażnik łowiecki nie zniknął taknaprawdę, zmienił jedynie postać i nocami w skórze wilka gna bezszelestnie po ścieżkach idrożynach wielkiego lasu.Opowiadano, że Budrys i Karaś pózną nocą, gdy dom Horsta byłpogrążony w śnie głębokim, chcieli się przez okno dostać do pokoju, gdzie mieszkał nie tak dawnoczłowiek o nazwisku Józef Maryn, aby zabrać pozostawione być może przez niego jakieś strasznefotografie.Przeskoczyli płot, zakradli się pod okno, kiedy raptem z ciemności nocnych wyskoczyłdziki wilk.W zupełnym milczeniu, jak to zwykły czynić dzikie zwierzęta, rzucił się Budrysowi dogardła.Uszedł Budrys z życiem i uszedł z żydem Karaś, ale z poszarpaną odzieżą i poranionymiramionami. To był pies Ivo" - powiedział do Wzdręgi leśniczy Stęborek.Kiwnął głową Wzdręga,że się zgadza z taką oceną wydarzenia, obydwaj jednak, tak dla siebie i na swój użytek, pomyśleli,że jeśli nawet to był tylko pies wytresowany do pilnowania sadu przed leśnymi ludzmi, to przecieżten, co go tresował, mógł mu przekazać coś z siebie.Czyli on sam zniknął gdzieś tajemniczo, choćzarazem pozostał i dalej czuwał nad bezpieczeństwem starego Horsta i jego domu.Tak więc stałosię jasne, że nikt nie uwolni się od przyjazni ze strażnikiem łowieckim, jeśli w sieci tej przyjaznizostał zaplątany.Dlatego nikt nie zaczynał na nowo kłusować, mimo że nie stało już strażnikałowieckiego, gdzieś tam bowiem istniały jakieś świadectwa przestępstwa i ktoś pozostał ichopiekunem.Stęborek podniósł się z klęczek i odetchnął głęboko.Dla turystów, którzy zatrzymywalisamochody na poboczach szosy biegnącej przez las, jeszcze trwało lato.Ale leśni ludzie jużwidzieli początki jesieni - ociężałe od orzechów leszczyny oraz ciemniejszą zieleń buków.yótawestawały się końce trawy na liniach działowych, czerniały jeżyny i czerwieniały owoce jarzębiny.Stare pieńki na uprawach pokryły się grzybami, przestało kwitnąć leśne runo i tylko bluszczzaczynał mieć kwiaty.Na dębach wisiały żołędzie, owocowały jawory i klony.Na sosnach zwolna otwierały się szyszki i z cichym szelestem opadały na ziemię ich drobne nasiona.Słońcejeszcze świeciło upalnie, las jednak oddychał zgniłą wonią zbliżającej się śmierci listowia.Patrząc na ogromną połać uprawy widział Stęborek, że wyginęły nie tylko modrzewie, aleuschły też młocie sosenki, buki, świerki i dęby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •