[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyłem tylko mężczyznę, świecącą machinę i pogrążony w półmroku pokój.Tillinghast uśmiechał się z odrazą widząc rewolwer, który wyjąłem, praktycznie nieświadomie, ale sądząc po wyrazie jego twarzy, byłem przekonany, że widział i słyszał tyle samo co ja, a może nawet więcej.Szeptem podzieliłem się z nim mymi doznaniami, a on polecił mi abym milczał i starał się chłonąć wszystkie doznawane wrażenia.— Nie ruszaj się — ostrzegł — bo w tych promieniach MY WIDZIMY, ALE I NAS WIDAĆ.Powiedziałem ci, że służący odeszli, ale nie powiedziałem ci JAK.To przez tą tępą gosposię.Ostrzegałem ją, aby nie włączała świateł na dole, ale zrobiła to i przewody przechwyciły współczulną wibrację.To musiało być przerażające.nawet tu na górze słyszałem te upiorne krzyki, pomimo rozmaitych doznań wzrokowych i słuchowych dochodzących mnie z różnych stron, a później.to było straszne.w całym domu znajdowałem jedynie ich porozrzucane bezwładnie rzeczy.Ubranie pani Updike znajdowało się tuż przy kontakcie we frontowym holu - stąd domyśliłem się, co uczyniła.To dopadło ich wszystkich.Alę dopóki się nie ruszamy, jesteśmy względnie bezpieczni.Pamiętaj.mamy do czynienia z okropnym i przerażającym światem, w którym jesteśmy praktycznie bezradni.NIE RUSZAJ SIĘ!Połączony wstrząs jego słów i wydanego gwałtownie rozkazu ogarnął me ciało dziwnym paraliżem a umysł mój, zdjęty zgrozą, ponownie otworzył się na doznania płynące - jak to określił Tillinghast - z otchłani.Znalazłem się tedy w wirze ruchów i dźwięków, a przed mymi oczami przetaczały się chaotyczne obrazy.Zobaczyłem rozmyte kontury pokoju, ale wydawało mi się, że z jakiegoś punktu w przestrzeni wypływa wrzący słup rozmytych widmowych, eterycznych kształtów, przenikający przez solidną powierzchnię dachu przede mną, nieco po prawej stronie, niebawem znów odniosłem wrażenie, że znajduję się w świątyni, tym razem jednak filary strzelały w górę ku powietrznemu oceanowi światła, skąd, wzdłuż zauważonej przeze mnie, przed chwilą, ścieżki czarnego słupa, spływał pojedynczy, oślepiający promień.Potem sceny zmieniały się niemal jak w kalejdoskopie, stając się chaotyczną mozaiką obrazów, dźwięków i nieokreślonych odczuć, że zaczynam się rozpływać albo w jakiś sposób tracę swą cielesną postać.Jeden krótki, wyraźny przebłysk na zawsze pozostanie w mej pamięci.Przez ułamek sekundy widziałem skrawek dziwnego mrocznego nieba wypełniony lśniącymi, wirującymi kulami, a gdy się oddalił, dostrzegłem pałające słońca, całą konstelację albo galaktykę układającą się w konkretny kształt -forma jaką przybrały, przypominała zniekształcone oblicza Crawforda Tillinghasta.Innym razem znów poczułem jak wielkie, żywe istoty ocierają się o mnie, a nawet, kilkakrotnie, PRZENIKAJĄ NA WSKROŚ moje materialne ciało i wydawało mi się, że dostrzegam jak Tillinghast się im przygląda - cóż, być może jego lepiej wyszkolone zmysły mogły dostrzec owe niewidoczne dla mnie istoty.Przypomniałem sobie to, co powiedział na temat szyszynki i zastanawiałem się, co też mógł dostrzegać tym nadprzyrodzonym okiem.Nagle ja również obdarzony zostałem mocą szerszego postrzegania.Poza i ponad chaosem świateł i cieni pojawił się obraz, który, acz mglisty, zawierał w sobie elementy stałości i ciągłości.Był w pewnym sensie znajomy, gdyż niezwykła jego część nakładała się na zwyczajne, ziemskie tło, jak obraz w kinie rzucany na płócienny ekran.Zobaczyłem laboratorium na poddaszu, elektryczną machinę i postać Tillinghasta naprzeciw mnie - jednakże spośród całej przestrzeni nie zajętej przez znane mi przedmioty i rzeczy, nawet najmniejszy jej skrawek nie był wolny.Niemożliwe do opisania kształty, żywe i nie, ruszały się w odrażającym bezładzie, blisko zaś każdej znanej mi rzeczy, kłębiły się całe światy obcych, nieznanych istot.Miałem wrażenie, iż wszystkie rzeczy znane łączyły bądź przeplatały się z nieznanymi - i vice versa.najczęściej spostrzeganymi spośród żywych istot były atramentowoczarne, galaretowate potworki pulsujące ohydnie w rytm wibracji płynących z maszyny.Ohydztw tych było bez liku i - ku swemu przerażeniu - spostrzegłem, iż monstra NAKŁADAŁY SIĘ jedne na drugie - były bowiem półpłynne i mogły przenikać się nawzajem, przechodząc na wskroś przez rzeczy o formach znanych nam jako ciała stałe.Istoty te pozostawały w ciągłym ruchu; zdawały się pławić w powietrzu, podążając ku jakiemuś nieznanemu i odrażającemu celowi.Od czasu do czasu dostrzegłem jak stworzenia te pożerały jedno drugie -atakujący rzucał się na swoją ofiarę, która natychmiast znikała mi z oczu.Wzdrygąjąc się, odnosiłem wrażenie, że wiem już co się stało z nieszczęsnymi służącymi i nie mogłem przestać myśleć o owych istotach, podczas gdy jednocześnie starałem się zaobserwować inne elementy i mieszkańców nowo postrzeganego świata, niewidocznego dla naszych oczu, choć rozciągającego się przecież wokół nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl