[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jakby nic się nie wydarzyło, a jej nocna wizyta była wytworem mojejnadmiernie wybujałej wyobrazni.Ba, ośmieliła się nawet sugerować, iż to są mojewłasne fantasmagorie.- staruszek chrząknął, zorientowawszy się, że chyba za dalekosię zapędził.- Ostro musiał się do niej dobrać - mruknąłem, głośniej zaś spytałem: - A co zchłopakiem? Też nic nie powiedział?- Nic a nic.Co prawda nie umiał określić, gdzie przebywał tego wieczora, alestanowczo zaprzeczył, jakoby Bielecki dopuszczał się względem niego jakichkolwiekniedozwolonych praktyk seksualnych.W ten oto sposób, moi panowie, wyszedłem nadurnia i oszczercę.- Co działo się dalej? - Dziwna rzecz, ponieważ kiedy wezwałem Bieleckiego, aby go przeprosić, tenniespodziewanie wręczył mi prośbę o zwolnienie.Prawdę mówiąc, to było najlepszewyjście, dla mnie i dla niego.Powiedział, że musi nagle wyjechać na dłużej.- Dał się raz złapać i to go spłoszyło - podsumowałem.- Nic więcej ciekawego sięnie działo?- Czas jakiś po jego wyjezdzie z miasta stara Wanda spadła ze schodów i skręciłakark, zaś ten chłopak, to pewnie was zaciekawi, ów chłopak próbował się powiesić.Spojrzeliśmy z Teogderykiem porozumiewawczo.Następny element układankiwpasował się na swoje miejsce.- Ale się w końcu nie powiesił?- Rodzina odratowała go w ostatniej chwili.Przebywa obecnie w szpitalupsychiatrycznym.Podobno nie może spać, mówi, że jak tylko zaśnie, śni mu sięmroczna jaskinia, w której siedzi sam na sam z chcącą go pożreć bestią.Budzi sięwtedy z krzykiem.Nie pomagają żadne środki uspokajające, chłopak, jak mówią,marnieje w oczach.Wyjął z ust zimną już fajkę i stukając cybuchem o brzeg popielniczki wytrząsałpopiół.- Czy w czymś panom pomogłem?- O tak, nawet bardzo - Teogderyk wzdrygnął się i podniósł z fotela.- Będziemy jużjechać.W drodze powrotnej milczeliśmy jak zaklęci; tym razem ja prowadziłem i wózmknął jak rakieta, rozgniatając reflektorami ciemność.W czasie śledztwa nikt nigdynie pytał o sny - a to tym właśnie zabijał Bielecki.Wykorzystywał uczniów seksualnie,a potem, aby usunąć niepotrzebne już ofiary i zarazem świadków, zsyłał na nichkoszmarne sny.Takie, których nie mogli wytrzymać.Przypomniał mi się w tym momencie fragment dziennika Piotra.Oczywiście, tutajbył pies pogrzebany.To, co brałem za młodzieńcze wprawki literackie, było zapisemprawdziwego snu! Bydlak konsumował ich podwójnie, cieleśnie i duchowo.Jak tomożliwe? Czarownicy jego pokroju przysięgę czynią szatanowi, oddając mu się duszą iciałem, żeby takowe rzeczy sprawować mogli.Tak twierdzili Sprenger i Kraemer.Natura nie znosi próżni - jeśli sam dałeś się zjeść, to musisz zjadać innych, aby mócdalej istnieć.Aańcuszek rośnie w nieskończoność, tak jak nieskończone są apetytyPiekła.Dodałem gazu - zapadła już głęboka noc, ale byliśmy blisko domu.Teogderykobudził się z płytkiej drzemki i z przerażeniem obserwował migające po obu stronachdrogi drzewa.Coś zaczął jęczeć, że to jedyny opel jego syna, poza tym on sam niewierzy w reinkarnację, a nawet gdyby wierzył, to i tak nie mam prawa szafować jegocennym życiem.Puszczałem to mimo uszu, dociskając gaz do granic bezpieczeństwa.Interesowało mnie tylko to, aby możliwie najwcześniej znalezć się w domu.Chciałemjak najszybciej przygotować się do rozprawy z Bieleckim.W granice miasta wjechaliśmy pół godziny przed północą - dopiero wtedyzwolniłem, a Teogderyk zaczął oddychać normalnie.Podjechałem pod blok, gdziemieszkałem, i dopiero wtedy oddałem mu wóz.Trzymał rękę na stacyjce, ale nieodjeżdżał.- Co chcesz z nim zrobić? - spytał w końcu, patrząc gdzieś w bok.Nie wiedziałem,co mu powiedzieć, na szczęście z klatki wyszła moja sąsiadka i poinformowała, że jużod godziny w moim mieszkaniu bez przerwy dzwoni telefon.Szybko wbiegłem na górę - kiedy szukałem kluczy, za drzwiami rozległ się dzwonektelefonu, długi, niecierpliwy.Wpadłem do środka i złapałem słuchawkę.- Jestem matką Patrycji - usłyszałem podniesiony kobiecy głos.- Czy mogęwiedzieć, gdzie jest moja córka? Czy jest może u pana? Ze zdumienia o mało nie zapomniałem języka w gębie.Nie widziałem jej blisko półroku.Widocznie przyjechała do domu na ferie.- Nic nie wiem o Patrycji - powiedziałem wreszcie.- Wyjechałem z miasta oczwartej rano i wróciłem dosłownie przed sekundą.Nie mam pojęcia, co się dzieje zpani córką.Właściwie to nie utrzymujemy kontaktów towarzyskich.- To w takim razie dlaczego pan do niej zadzwonił około ósmej, prosząc ospotkanie? - w głosie kobiety brzmiało autentyczne zdenerwowanie.- Proszę pani, koło ósmej mijałem Poznań, jeśli sobie dobrze przypominam.Donikogo nie dzwoniłem.Skąd pani wie, że to ja?- Tak mi powiedziała córka.Poleciała jak w skowronkach.- Czy mówiła może, gdzie to niby mamy się spotkać?- Mówiła w biegu, że przed szkołą, że coś jej pan ma pokazać.Ale przecież waszaszkoła jest zamknięta!- No właśnie.- Dopiero teraz zaczęło mi się trochę rozjaśniać.Ktoś się pode mniepodszył i wyciągnął Patrycję z domu.Kiedy pomyślałem, kto to może być, ciarkizaczęły mi przechodzić po grzbiecie.- Proszę cierpliwie czekać, postaram się towyjaśnić - powiedziałem do matki i odłożyłem słuchawkę.Po trzech sekundach telefonzadzwonił znowu.To był oczywiście on.Głos miał zmieniony, przepuszczony pewnie przezelektroniczny modyfikator, brzmiał sztucznie, jakbym rozmawiał z komputerem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    ?>