[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dzień dobry.Może powinienem był zadzwonić.Uśmiechnęła się do niego serdecznie.- Bracia Sokołowie mają zwyczaj wpadać bez zapowie-dzi.Nawet jeszcze ci nie podziękowałam za uratowanie miżycia.- Wystarczy, że tak ładnie wyglądasz.Roześmiała się melodyjnie, a %7łelazny Sokół pomyślał, żemiło byłoby mieć taką bratową.- Sokół cię przysłał? - zapytała, prowadząc go do saloniku.- Nie.W takim razie usiądz i czuj się jak w domu.Zrobię her-batę.Wybrał wygodny fotel.Kiedy Elizabeth wyszła z pokoju,bezwiednie przesunął dłonią po poduszkach.- A to co?Znalazł kawałek rzemienia.Wyglądał zupełnie jak.SR Chłopak uśmiechnął się - był to rzemień od koszuli brata.Jak na staruszka Sokół niezle sobie poczynał.Może jeszczebyła jakaś szansa na to małżeństwo?Elizabeth wróciła z herbatą i %7łelazny Sokół dyskretniewepchnął rzemień z powrotem między poduszki.Gdy jużpodała mu filiżankę, chłopak znów usiadł, krzyżując długienogi.- Słuchaj, Elizabeth.Powiem od razu, bez owijania w ba-wełnę, dlaczego przyszedłem.Czy kochasz mojego brata?- Tak.- To mi wystarczy.- Odstawił kruchą filiżankę.- Jestuparty i ma w sobie trochę z dyktatora, ale jest także dzielny,lojalny i niezawodny.Nigdy nie przypuszczałem, że kiedy-kolwiek się zakocha, ale to się stało.On cię kocha, Elizabeth,i chce cię poślubić.Nie przyszło mu łatwo przyznać się dotego.- Dlaczego?- To nie jest zwykły człowiek, to legenda.- %7łelazny So-kół pochylił się trochę do przodu i opowiedział historię ojca.- Sokół był pierworodnym synem.Od dziecinnych lat słu-chał tych opowieści i postanowił kontynuować legendę, byćdla Chickasawów tym, kim był ojciec.i jeszcze więcej -uśmiechnął się.- Nie twierdzę, że nie miał nigdy żadnej ko-biety, jest bardzo namiętny.Ale o tym pewnie sama dobrzewiesz.- Gdybyś nie był takim miłym młodzieńcem, mógłbyśoberwać.- Byle nie z tego twojego wielkiego pistoletu.Roześmiali się wesoło.Chłopakowi spodobało się poczu-cie humoru dziewczyny brata i stwierdził, że oboje byli sie-bie warci.- Z tego, co powiedziałem, wynika, jak sądzę, że Sokółnie jest idealnym materiałem na męża.Ale wiem, jak bardzopragnie ciebie i dziecka.Mam nadzieję, że dasz mu szansę.- Znów się uśmiechnął.- A jeśli on się nie sprawdzi, zawszepozostaję jeszcze ja.- Mogę ci tylko obiecać, że dokładnie rozważę wszystkieSR za i przeciw i podejmę decyzję, biorąc pod uwagę dobro naswszystkich.- Miałem nadzieję, że pojedziemy razem do domu moimniezawodnym chevroletem i podaruję cię bratu, ale myślę,że na razie muszę zadowolić się obietnicą.Wstał, a Elizabeth uścisnęła mu dłoń.-Kocham Sokoła i nigdy nie odmówię mu prawa dodziecka.-I tak by ci nie pozwolił! - Pochylił się i pocałował jąw policzek.- Do widzenia.tymczasem.Czarny Sokół zjawił się pod wieczór.Elizabeth siedziałana bujanej ławeczce, kiedy podjechał na koniu do werandy.Na tle zachodzącego słońca wyglądał jak piękny bóg.Przy-cisnęła dłonie do piersi i pomyślała, że jeśli serce może sięzatrzymać, to jej właśnie się zatrzymało.- Dobry wieczór, Elizabeth - powiedział uroczystym to-nem.- Sokole!Było to wszystko, co mogła wyrzec.Serce podeszło jej dogardła i ledwie mogła oddychać.Bezwiednie przycisnęłaobie dłonie do brzucha.Choć było jeszcze o wiele za wcześ-nie, żeby mogła coś poczuć, wydawało się jej, że dzieckodrgnęło, jak gdyby rozpoznało głos ojca.- Piękny dzień, prawda?Sokół był wciąż uprzejmy i pełen dystansu.Elizabethprzechyliła głowę i uśmiechnęła się do ukochanego.- Przyszedłem w konkury, nie masz nic przeciwko temu?- W konkury?- Oświadczyć się.Tak to się chyba nazywa.- Nie sądzisz, że trochę już na to za pózno?- Nie chcę, żeby mój syn myślał, że nie mam dość sza-cunku dla jego matki.- A więc.Może zsiądziesz z konia i przyjdziesz tu tomnie?Dopiero teraz zobaczyła, że trzyma bukiet kwiatów.ByłySR to naparstnice i margerytki, związane długim kawałkiemwędkarskiej żyłki.Podał jej bukiet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •