[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle usłyszałem cichy, jęczący głos, który mówił:- Oj, niedobrze, ciągle smoki, chyba będą z tego zwłoki.Obejrzałem się i ujrzałem Scypiona, chodzącego wokół dziedzińca i czyniącegorękami ruchy takie, jakby chciał coś złapać.Nieopodal, obok zadaszonej studni,stał jego ojciec, krawiec.- Nie obawia się pan przebywać tutaj? - spytałem.- Nie miałem na to ochoty, lecz Scypion nalegał, mówił, \e musi tu być.- To proszę uwa\ać na niego, \eby nie został za bramą, gdy podniosą most, jakostatnio.W dodatku niedługo zrobi się ciemno.Nagle rozległ się tętent i na dziedziniec wpadł na spienionym koniu kolejnykurier.Zeskoczył na ziemię przed Panią Sztuk i zawołał, \e na wysuniętychpozycjach pojawiły się \mirłacze.- śmirłacze? Przecie\ Mdiswan Hennry opisał ich ostatnie egzemplarze, wraz zesposobem, jak na nie polować, co przyczyniło się do wytrzebienia gatunku -powiedział mag, którego widziałem ju\ poprzednio z Halamusem.- Nie wiem, panie, czy są trzebione, czy nie - odparł kurier nieco ura\onymtonem.- Suną po ziemi, więc nie mo\na tego sprawdzić.Wiem, \e w poprzek sągrube jak młoda świnia, a długie na dziesięć kroków.Mordę mają pełną zębów, zdwoma jadowymi po bokach, a na drugim końcu mały ogonek, jak u ryby.Poruszająsię szybko niczym biegnący pies.Jednego krasnoludy ubiły z balisty, nało\ywszyna pocisk srebrny dzbanek, bo nic innego srebrnego nie miały pod ręką.- Kosztowna metoda polowania - zauwa\yła Pani Sztuk.- O ile dobrze pamiętam, toMdiswan Hennry stosował do tego matematykę.- Trzeba sprawdzić, jak to szło, i zastosować.Miejmy nadzieję, \e tym razempodziała - powiedział mag i udał się do wnętrza zamku.Kręconymi schodami z piaskowca udałem się na wie\ę, gdzie znajdował sięposterunek obserwacyjny.Skinąłem głową młodemu magowi i dwóm \ołnierzom, poczym popatrzyłem przez lunetę na smokownię i przedpole.W wielu miejscachpłonęły ogniska - widocznie wojsko bardziej obawiało się wampirów ni\ostrzelania przez siły Piątni.Deszcz psuł widoczność, lecz pomimo to bryłasmokowni odcinała się od szarówki niczym złowrogi hełm olbrzyma, który wkrótcewstanie i zacznie pustoszyć ziemię.Smoczy Kurhan, z którego wyrastał budynekzawierający supersmoka, przechodził w ciąg wzgórz - tych, za którymi znajdowałosię przejście do miejsca, gdzie zamknięto Uwięzionych.Za wzgórzami kłębiły sięgęste opary, zlewające się z deszczowym, ciemniejącym niebem.Pomimo zadaszenia na wie\y było paskudnie, wróciłem więc na dół.Trafiłem nadyskusję dotyczącą aktywności wampirów.- Nie rozdamy przecie\ wojsku kołków osikowych, \eby chodziło przez całą noc iwbijało je w ka\dego podejrzanego - powiedziała matka Iwy.- To prawda.Coś by warto jeszcze zrobić.Co prawda, Guldgraav pisze, \e dobrzewycelowana kula wapienia umazanego sokiem czosnkowym spowodowała coś w rodzajuwybuchu.Wampiry wyskakiwały z okopu pomimo dnia i spalały się pod wpływemświatła, ale to są tylko działania dorazne - podsumował Halamus.- Wompierze za pierze, trza spalić ich le\e - wtrącił swoje trzy grosze Scypion,przechodząc obok i niosąc na rękach tłustego łaciatego kota.- Ma rację, ale to nie wszystko - rzekł Lampart, powiódłszy wzrokiem za synemkrawca.- A gdyby tak wykonać pociski wielogłowicowe? - podsunąłem pomysł.Widzączdziwienie słuchaczy, wyjaśniałem dalej: - Czyli wiązki kołków osikowych, takie,\eby mo\na je było wystrzeliwać z dział parowych pod stromym kątem? Powinny byćStrona 197 Utkin Marek - Technomagia i smokipołączone tak, aby rozdzielały się nad ziemią.Wtedy za jednym strzałem będziemo\na wysłać, powiedzmy, wiązkę dziewiętnastu kołków.Niech trafią tylko trzy zka\dego pęczka, a będzie dobrze - zakończyłem, obserwując rosnące zdziwieniesłuchaczy.- Obawiam się, \e nie mamy czasu na eksperymenty - powiedział Halamus.- Alemimo to powiem o tym w warsztatach.Kolację przerwało nam skrzeczenie smoka piorunicznego, który przekazał wiadomośćod hrabiego Vorna, \e grupa \ołdaków napadła na jego posiadłość, ale zostalirozbici w proch i pył.Następnie odszukałem chłopaka, który przyprowadził tuStarego Bluzgota, aby powiedział mi, gdzie jest mój baga\, i poszedłem spać.Wybrałem sobie kwaterę z oknem wychodzącym na dziedziniec.Normalnie wolałbymwidok na pola i lasy, ale nie chciałem, aby przez okno wpadła mi strzaławielkości styliska od łopaty, ani te\ nie miałem ochoty na bli\szą znajomość zwampirem.Sprawdziłem, okno było zabezpieczone siatką ze srebrnego drutu, adrzwi, oprócz zamka, miały tak\e zasuwy, niedające się otworzyć od zewnątrz.Wnocy słyszałem kilkakrotnie r\enia koni, łoskot podków i jakieś krzyki, wreszcienad ranem udało mi się zasnąć.Obudził mnie jakiś huk.Spytałem:  Kto tam? , ale nikt nie odpowiadał.Następniepodobny huk rozległ się nieco dalej i jeszcze dalej.Dotarło do mnie, \e ktośbiegnie wzdłu\ korytarza i kopie w drzwi, wrzeszcząc:  Pobudka!.Była 6:01.Coza barbarzyństwo.Ale trudno, przecie\ jest wojna.Zbiegłem do sali na dole i przekonałem się, \e panuje tam du\e poruszenie.Lampart stał przy peryskopie, wykrzykując coś, Halamus przesuwał na planszyfigurki i strzałki, po chwili szybkim krokiem weszła Pani Sztuk z Astrid,Sylwaną i kilkoma innymi adeptkami.Nastąpiła szybka wymiana zdań z Halamusem,po czym wszystkie młodsze adeptki poza Astrid i Sylwaną zostały odesłane do\eńskiego skrzydła zamku w celu podjęcia stosownych działań.Jedynie Siballa niezdradzała oznak wzburzenia, metodycznie ostrząc solidny topór.W następnej chwili do pomieszczenia wszedł Scypion niosący kota i znikł wkomnacie obok.Nadal nie mogłem spojrzeć przez peryskop, bo był zajęty,pobiegłem więc na wie\ę, aby zobaczyć, co tak zaniepokoiło wszystkichzgromadzonych.Obserwujący \ołnierze i młody mag stali z ręcznymi lunetami przy murzeokalającym zwieńczenie baszty i wymieniali z o\ywieniem jakieś uwagi.Zerknąłemw stronę smokowni - coś tam się poruszało.Wycelowałem w tamtą stronę lunetęstojącą na trójnogu i wyregulowałem ostrość.- C tlan! - powiedziałem na głos sam do siebie.- Tylko \e c tlany nie bywająraczej takiej wielkości - dokończyłem, gdy ujrzałem, jak potwór zagarnia swąmacką jedną z balist na pierwszej linii, kruszy ją i rzuca za siebie.Jeszczepoprawiłem ostrość - to nie był do końca c tlan.Wielkości kamienicy, nogi miałna wzór słoniowych, przystosowane do noszenia ogromnego cię\aru, grube i tępozakończone, a nie podobne do niedzwiedzich, jak u swego pierwowzoru.Aeb - mniejwysklepiony.Nie widziałem te\ oczu stworzenia, lecz za to macek miało tyle, conormalny c tlan.Parasol rozpostartych przylg poruszał się, jakby węsząc.Trzy armaty parowe wypaliły jednocześnie w jego kierunku, otaczając się mgiełką.Drgnął i lekko zmienił kierunek.Z okopów wysypały się drobne sylwetki obsługi,uciekając, gdzie pieprz rośnie.Potwór nie przejmował się nimi szczególnie,tylko machnął dwiema mackami i zagarnął kilku krasnoludów, których wrzuciłpomiędzy odnó\a, tam gdzie powinien mieć otwór gębowy.Monstrum nadalkontynuowało swój marsz.Z pewnym wysiłkiem podniosło armatę parową wraz zkotłem, owinęło trzema mackami jej konstrukcję i zgniotło.Macki otoczył kłąbpary, po czym bestia wyrzuciła pogięty złom w powietrze.Po chwili dotarł domnie odgłos syku, wybuchu i przerazliwe wycie - poczwara przekonała się, \eprzegrzana para jest bardzo gorąca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •