[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dowiedziałam się, kim sąmoi prawdziwi przyjaciele.Dowiedziałam się, że chowam problemy głęboko w sobie, doprowadzającsię do ostrego kryzysu, kiedy ostatecznie mnie powalają.I co najważniejsze, dowiedziałam się, że niejestem szczęśliwa.To straszne odkrycie.Wszystkich wokół paraliżuje, ponieważ sądzą, że w jakiśsposób są za to odpowiedzialni.Próbują temu zaradzić, ale oczywiście nie mogą.Wiem, że szczęściegdzieś istnieje, gdybym wiedziała, gdzie, udałabym się tam zaraz, żeby zgarnąć swoją pulę.Zdaję so-bie sprawę, że całe życie spędziłam, ustosunkowując się do różnych sytuacji, zamiast sama je stwarzać.Gdzieś po drodze zagubiłam siebie.I nie tęskniłam za sobą.(Czy to brzmi niedorzecznie?).Czasamizastanawiam się, czy podczas Wielkiego Snu coś zakiełkowało w moim sercu.Pragnę zmiany.RLT Marzec przynosi wiosnę tak piękną, jakiej dotąd nie widziałam w Big Stone Gap.Wszędziewyrastają żółte i fioletowe krokusy, kwitnie kapryfolium, wypełniając swym zapachem powietrze, agóry, przez zimę szare i srogie, zaczynają się zielenić.W końcu znów czuję się sobą.Iva Lou jest w szoku, kiedy wchodzę do bibliobusu.Tyle czasuminęło, a to miejsce wciąż wydaje mi się drugim domem.- Witaj, dziewczyno! - obejmuje mnie szczęśliwa, że znów zasiądę na trzecim od drzwi sto-łeczku.- Nie podziękowałam ci za odwiedziny.- Daj spokój.Postawiłaś na nogi całe miasto.- Jej twarz nagle rozbłyska radością.- Chciałamwpaść pózniej, mam do ciebie sprawę.Lyle Makin poprosił mnie o rękę i powiedziałam  tak"!Obie piszczymy z uciechy jak nastolatki.- Wezmiemy ślub w kościele metodystów.Pastor Manning powiedział, że chętnie poprowadziceremonię.I właśnie się zastanawiałam, czy mogłabyś mi towarzyszyć.Zostaniesz moją druhną?- Ależ oczywiście! Będę zaszczycona.Chociaż.Stara panna, jak ja, o nagannej reputacji.- Ten tytuł należy do mnie.Chętnie ci go przekażę, kiedy zostanę dumną grubą żoną!Lyle i Iva Lou nie chcą zwlekać.Wyznaczyli datę ślubu na jedenastego marca.Kupiłam nowąróżową sukienkę i do kompletu ozdobny kapelusz z dużym rondem, sztucznym tiulem i małymtrzmielem na denku.Iva Lou prosiła, żebym włożyła coś kolorowego - Lyle lubi żywe kolory.Jedenasty marca okazuje się idealnym wprost dniem na ślub.Jest ciepło - dwadzieścia czterystopnie - i słonecznie.Cieszę się, że do sukienki mam szal, który będę mogła zdjąć, gdyby pózniej wurzędzie zrobiło się gorąco.Przychodzi poczta, a ponieważ jestem już ubrana, siadam i przeglądam listy.Mnóstwo śmiecia.Potrząsam wyjątkowo grubą przesyłką z sieci sklepów General Store.Na podłogę wypada koperta.Włoski znaczek.Ciocia Meoli już od miesiąca jest mi dłużna list, ale to nie jej pismo.Brak adresuzwrotnego.Wyjmuję spinkę z kapelusza i powoli rozdzieram kopertę. Moja droga córko", czytam.Siadam w fotelu lekko oniemiała.Dotąd nie przyznałam tego ofi-cjalnie, ale straciłam nadzieję, że kiedykolwiek otrzymam wiadomość od ojca.Może zdziałał to WielkiSen: musiałam pożegnać się z marzeniami, żeby dalej żyć.A jednak niezmiernie mnie cieszy ten list.Jest krótki, ale poprawnie napisany bardzo prostą angielszczyzną.Ojciec pisze, że mąż Meoliodwiedził go w Schilpario.Wujek opowiedział mu o mnie, przynajmniej tyle, ile wie z naszej kore-spondencji.Ojciec nie ma innych dzieci ani żony.Mieszka z matką w centrum miasta.(Z matką? Mambabcię! Nie wierzę we własne szczęście).Mario od 1958 roku jest burmistrzem Schilpario.Chciałby,żebym do niego napisała, podaje swój adres z tyłu strony.Chowam kartkę do torebki.To miły, ser-deczny list.%7ładnych rewelacji.Czemu nigdy nie próbował skontaktować się z matką? Czy znaczyładla niego tak niewiele, że zdołał zapomnieć o niej szybko i na zawsze?RLT Przed domem słychać klakson.Theodore wyskakuje z samochodu i staje w otwartych drzwiach.Wydaje z siebie gwizd podziwu.- Wyglądasz pięknie.- Truskawkowe daiquiri z Big Stone Gap.Theodore się śmieje.Wsiadamy do samochodu.- Co nowego? - pyta niewinnie.- Dostałam list od Maria da Schilpario.Prawie zatrzymuje auto.Otwieram wyszywaną koralikami kopertówkę (prezent dla druhny od Ivy Lou) i wyjmuję kart-kę.- Nic mi nie jest.Po drodze na uroczystość czytam mu na głos list.Przed kościołem zebrał się spory tłum.Iva Lou nie rozsyłała zaproszeń, w zamian zamieściła w The Post" swoje zdjęcie zaręczynowe, informując o czasie i miejscu ślubu.To ceremonia otwarta, cooznacza, że każdy mieszkaniec miasteczka może czuć się zaproszony.Wszyscy lubią Ivę Lou, więc mapełną widownię.Nie byłam w kościele metodystów od pogrzebu Freda Mulligana.Jestem raczej wierna katoli-kom.Ale znam każdą salę w tym budynku, łącznie z zakrystią, gdzie panna młoda oczekuje na sygnał,by ruszyć nawą przed ołtarz.Iva Lou wygląda zjawiskowo w zielononiebieskiej sukni.Zdecydowała, że w bieli wydałaby sięzbyt blada.Też ma na głowie ozdobny kapelusz.Popija wódkę z małej buteleczki, jakie rozdają w sa-molotach.Proponuje mi łyk.Pociągam - nie dlatego, że onieśmiela mnie udział w uroczystości, aleponieważ list od Maria wytrącił mnie z równowagi - i oddaję jej butelkę.Iva Lou dopija resztę i pustąbuteleczkę wrzuca do kosmetyczki.- Jesteś taka śliczna, Iva Lou.- Tak myślisz? - zerka w lusterko.- Jesteś jak skrawek błękitnego nieba.- Dzięki, skarbie.- Jak się trzyma Lyle?- Upił się zeszłej nocy w Esserville [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •