[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz, przez kilka poranków, cierpliwie siedziała przy Rolfie w holu i dyktowała muwszystko, co należało zapisać, a on umieszczał to skrupulatnie w księgach. Jej pamięć jest bez zarzutu  stwierdził z podziwem Rolf, rozmawiając z Hughem, kiedyjechali konno po południu do najdalej od Langston położonej wioski, by sprawdzić, jakienaprawy są niezbędne w chatach wieśniaków przed wiosną. Nie mogłem nie zapytać łady Alette, dlaczego jej córka tak chętnie pomaga mi w moich obowiązkach, skoro jak dotąd niemoże pogodzić się z faktem, że tu przyjechaliśmy.Dama odpowiedziała, że Izabela cieszy się, iżnareszcie ktoś zwolni ją z obowiązku zarządzania majątkiem, który zrzucono na jej słaberamiona.Myślę, że lady Alette przekomarzała się trochę ze mną, bo wiemy obaj, iż Belleuwielbia tę ziemię i troszczy się o nią.Po prostu nie jest głupia i wie, że nie ma innego wyjścia,jak tylko oddać nam pieczę nad wszystkim.Izabela z radością przyjęła odpowiedzialność zafinanse majątku, kiedy musiała to uczynić  ciągnął Rolf. To godne pochwały, że panna podjęłasię tak ważnego dla jej rodu zadania.Jeśli uda ci się ją poskromić, może z niej kiedyś być dobrażona. Więc była dobrym zarządcą?  zapytał Hugh, uszczęśliwiony tym, co usłyszał z ustprzyjaciela. O tak! Parobkowie narzekali, owszem, i podobno cieszą się, że znów będą mieli nad sobąlorda, ale myślę, że przeszkadzało im tylko to, że rządziła nimi kobieta.Była równie twarda, comężczyzni.Pilnowała, by płacono dzierżawy na czas, by dobrze uprawiano pola, żebyprzykładnie zbierano zboże i zawsze sprzedawała wszystkie plony za wysoką cenę.Niepozwoliła, by wieśniacy rozleniwili się lub ograbiali lasy.Tak, w rzeczy samej, lady Izabelaprzysłużyła się bardzo Langston podczas nieobecności lorda.Hugh Fauconier wiedział, iż nadejdzie czas, gdy król wezwie ich na wojnę.Cieszy! sięniepomiernie, że będzie mógł wówczas bez obaw zostawić cały majątek w rękach Izabeli.Wszystko szło mu w nowym domu doskonale z wyjątkiem zalotów.Belle wciążzachowywała się agresywnie.Nie było sposobu, by ją podejść.Nie pomagały ani łagodność, anisurowość.Za to Rolf zbierał się na odwagę, by zacząć zalecać się do lady Alette.Nie mówił oswych uczuciach głośno, ale przecież Hugh miał oczy i doskonale wiedział, kto zaprzątał myślijego przyjaciela.Następny dzień okazał się wyjątkowo szary i wilgotny.Cały tydzień było dość zimno.Mimoto już rankiem Belle narzuciła pelerynę i zniknęła jeszcze przed śniadaniem.Hugh obserwowałją, kiedy szła przez dziedziniec w stronę spichlerza.Weszła do środka, a po krótkim czasiewyszła stamtąd z pokaznym workiem.Hugh postanowił za nią pójść.Teren był dość płaski, więcnie stracił jej z oczu, choć zbytnio się nie zbliżał, by nie zwrócić na siebie jej uwagi.Izabela szła szybkim krokiem przez oszronione pole.Trawa skrzypiała jej pod nogami.Niebyło wiatru, a słabe słońce usilnie próbowało przebić się przez warstwę mlecznych chmurpokrywającą niebo.Belle zbliżała się do rzeki.Przy brzegach powstała cienka warstwa lodu.Wysokie, zanurzone w zmarzniętej wodzie złote trzciny z pierzastymi głowami stały w porannymświetle jak milczący strażnicy.Zaledwie kilka kilometrów stąd było morze.Na brzegu rzeki, odwrócona do góry dnem, leżała łódka, a obok niej wiosła.Belleprzewróciła łódz, popchnęła ją na wodę i ruszyła przez rzekę.Hugh nie widział jej jeszcze nigdytak spokojnej.Przedostawszy się na drugi brzeg, rozwiązała worek.Wokół niej natychmiastzebrały się dziesiątki dzikich gęsi  krążyły nad jej głową i dreptały wokół stóp Izabeli. Dziewczyna zaczęła rozrzucać ziarno, które przyniosła ze sobą.Ptaki jadły łapczywie, a te, któresię nasyciły, podchodziły do niej bez lęku, by głaskała ich długie szyje.Hugh Fauconier stałzafascynowany tym, co widział.Nagle ptaki zeszły pośpiesznie do wody, a stamtąd popłynęły w górę rzeki.Zastanawiał się,co je spłoszyło, póki nie zauważył dwóch wielkich łabędzi wynurzających się z kępy trzcin.Izabela znów sięgnęła do worka.Rzuciła łabędziom ziarno.Kiedy podpłynęły do niej bardzoblisko, Hugh zaniepokoił się, ale Belle wcale się ich nie bała.Zdawał sobie sprawę, ile potrzebacierpliwości, by zdobyć zaufanie tych ptaków.Przecież całe życie hodował i tresował jastrzębie isokoły.Od początku czuł, że Belle też była taką dziką istotą.Teraz, kiedy zobaczył ją pośród gęsi iłabędzi, zrozumiał, że skoro ptaki jedzą jej z ręki, to dziewczyna w głębi duszy musi być dobrymczłowiekiem.Odwrócił się i wrócił do warowni tą samą droga, którą tu przyszedł. Będzie padał śnieg?  zastanawiała się na glos Alette, kiedy zebrali się wieczorem w holu. Nad ranem  odparła Belle. Wilgoć wisiała w powietrzu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •