[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszyliśmy znów w drogę wałem, a wkrótce potem przez lasy i okropne drogi.Dosyć daleko od naszego schronienia napotkaliśmy wieś, gdzie uznałem za celowe zatrzymać się, aby zasięgnąć języka.Zwierzyłem się z tego zamiaru moim przewodnikom, którzy nie zaaprobowali tego.Uznali oni za niebezpieczne pytanie chłopów — których oczywiście nie mieliśmy się czegobać — o drogę, gdy tymczasem chwilę wcześniej moi przewodnicy nie widzieli żadnego ryzyka w przybyciu pod bramy miasta, z którego nieprzyjaciel uczynił jedną z najmocniejszych twierdz kraju.Ponadto dodali jeszcze w dobrej wierze, że nie warto pytać o drogi, ponieważ — jak byli pewni — jedyną, jaka nam została, jest droga do Malborka.Nie rozumiałem już tych ludzi, chociaż pochlebiałem sobie, że ich znam — na nowo więc odwołałem się do próśb, dzięki którym raz mi się powiodło.Mój pijaczyna, którego ślepy zapał być może był tylko resztką podchmielenia z wczorajszego dnia, pierwszy zgodził się pójść zasięgnąć języka i w tym celu wszedł do jakiegoś domu.Wrócił, by mi powiedzieć, że ludzie, do których się zwrócił, mówili tylko po polsku i że nie mógł im wytłumaczyć tego, co chciał.— „Dobrze się składa — rzekłem mu — na szczęście znam ich język, z przyjemnością posłużę wam za tłumacza".Jednocześnie przygotowałem się do zejścia z wozu, ale dla moich ludzi był to dzień sprzeciwu.Oparli się temu postanowieniu z obawy, aby nie rozpoznano mnie po mowie.Kpiłem sobie z ich strachu i zsiadłem wbrew ich woli; szedłem już do owej chaty, kiedy starając się zagrodzić mi drogę, stanęli przede mną, za-klinając się, że raczej zginą, niż pozwolą mi iść dalej.Nie mogłem znieść tego wybryku bezczelności i ruszyłem na nich jakby w zamiarze utorowania sobie drogi.W chwilę później śmiałem się w duchu ze swej porywczości, ale czy mogłem ją opanować w pierwszym porywie uniesienia? W gruncie rzeczy, czy nie był to raczej mądry poryw rozumu niż ślepy wybuch złości? Moja pewna mina onieśmieliła ich i odwołali się do innych gróźb.— „Dobrze — powiedzieli, rozstępując się pospiesz, nie przede mną — jeżeli pańskim zamiarem jest, aby nas powieszono, to opuszczamy go natychmiast".— „Ależ bardzo chętnie — odparłem od razu — idźcie sobie, wyruszajcie, kiedy chcecie, życzą wam szczęśliwej podróży".Przy tej okazji odczułem bardziej niż kiedykolwiek jak byłem godny pożałowania, mając do czynienia z ludźmi tego pokroju, którzy są najbardziej zuchwali wtedy, gdy czują, że w czyimś interesie leży oględne obchodzenie się z nimi i lękanie się ich.I dlatego nie mogłem pojąć, że można odważyć się — nie będąc w tak przymusowej sytuacji jak moja — czynić z nich powierników i wykonawców zamiarów, które — jak wiadomo — mogą powieść się jedynie w tajemnicy i w milczeniu.Wszedłem do domu i najgrzeczniejszym tonem, na jaki pozwalałmi wygląd wieśniaka — któremu nie chciałem zaprzeczyć —rzekłem do gospodyni, że chciałem udać się za Nogat w celu kupna bydła i że proszę ją, by mi wskazała najdogodniejsze miejsce do przeprawy.— „Doprawdy — odpowiedziała — świetnie się składa, mogę panu oszczędzić bardzo trudnego przejazdu.Mam bydło na sprzedaż i z wyglądu pana widzę, że łatwo uzgodnimy cenę".Udałem bardzo zadowolonego z tej nowiny, ale odpowiedziałem, iż dopiero przy powrocie mogę zabrać to, co mi oferowała, jechałem bowiem po pewną należną mi sumę pieniędzy, której części chętnie użyję do kupna proponowanego przez nią.— „Ale nie ma żadnej łodzi — odpowiedziała.— Co panzrobi?"— „Wszystko, czego chcecie — powiedziałem jejz otwartością i zaufaniem — wolę bowiem tę przysługę otrzymać od was niż od kogoś innego i czuję, że będzie się wam podobać pierwszeństwo w tym względzie proponowane.A zresztą —dodałem — znam okolice, a przeto niemożliwe, abyście przy konieczności prowadzenia ciągłego handlu po drugiej stronie rzeki nie mieli — mimo wszystkich zastosowanych przez Rosjanostrożności — jakichś sposobów przeprawy przez rzekę".— „Dobrze widzę — ciągnęła dalej — że jest pan uczciwym człowiekiem; zgoda, dam wam mojego syna, który zaprowadzi pana o ćwierć mili stąd.Po drugiej stronie mieszka rybak, jeden z jego przyjaciół, który trzyma w swoim domu małą łódkę.Na określony znak człowiek ten przypłynie po pana i nie znajdzie pan pewniejszego i wygodniejszego środka wydostania się z kłopotu, w jakim pana widzę".Podziękowałem tej kobiecie w słowach najbardziejwzruszających i czułych i wyszedłem z jej synem.Wsiadłem z nim do wozu i ruszałem już, kiedy moi wieśniacy, ciągle obecni — a udawałem, że ich nie dostrzegam — przyszli także wsiąść na wóz.Na widok mojej zadowolonej miny i nowego przewodnika jakby osłupieli.Jednak nie była to pora, by im czynić wyrzuty — przeciwnie, musiałem jeszcze obchodzić się z nimi delikatnie.Możliwe, że więcej niż kiedykolwiek byli oni skłonni mnie zdradzić; tajemnica bowiem nigdy nie ciąży w takim stopniu jak wtedy, kiedy jest się najbardziej gotowym jej się pozbyć.Dlatego też, nie racząc z nimi mówić, nie stawiałem im przeszkód.Po przybyciu na brzeg Nogatu młodzieniec daje sygnał.Natychmiast rybak wychodzi ze swej chaty, ciągnie wzdłuż brzegu małą łódź, spuszcza ją na wodę i przypływa do nas.Wszedłem do niej z jednym z moichwieśniaków, zostawiwszy drugiego przy wozie — którego niepodobna było przewieźć — rozkazując mu czekać natowarzysza, którego miałem zamiar odesłać tego samego dnia.Jeszcze przed osiągnięciem drugiego brzegu wzniosłem oczy ku niebu w podzięce za doprowadzenie mnie do tej swego rodzaju ziemi obiecanej, gdzie wreszcie byłem poza wszelkimniebezpieczeństwem.W pobliskiej wsi o nazwie Biała Góra28 kupiłem nowy wóz z parą koni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •