[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biedny więc bohater starożytny spąsowiał, oczy wyszły mu z orbit, rum-stek utknął w gardle; wreszcie, jeszcze z zapełnionymi ustami, oświadczył, że mu jest takprzyjemnie, jak gdyby wypił szklankę grogu, że dziękuje wszystkim zgromadzonym i żeprzeprasza, jeżeli rumstek był twardy, ale że kanalie kucharze musieli się upić etc., etc.Po tej wykwintnej mowie zanucono jeszcze pieśń narodową angielską: Boże, zachowajkrólowę! co było dowodem wielkiej uprzejmości ze strony Amerykanów, i obiad się skoń-czył.Nazajutrz z rana dowiedzieliśmy się z tablicy, że tego jeszcze dnia przybijemy do lądu.Na całym okręcie panowała niekłamana radość.Jakoż wszystko zwiastowało bliskość ziemi.Majtkowie przywdzieli nowe kaftany.Okręt cały wymyto starannie, każda jego śrubka błysz-czała w słońcu jak złota.Za masztami ulatywały całe stada mew piszcząc i przewracając wpowietrzu koziołki.Spotykamy coraz więcej okrętów: wielkie parowce, statki żaglowe, łodzierybackie przesuwają się po cichym i przezroczystym zwierciadle wód, odbijając się w nim zmasztami i żaglami.Ostry i zimny wiatr, jaki nieustannie dął na Oceanie, ucichł zupełnie, atwarze nasze całuje teraz słodki i ciepły oddech wiosenny.Woda jest srebrna, powietrzesrebrne, spokój i słodycz rozlane wszędzie.Zbliżamy się coraz bardziej.Na koniec na za-chodnim krańcu widnokręgu, pojawia się wydłużona, sinawa chmurka. Ląd! ląd! wołają wszyscy.Jakoż po małej chwili na tle owej chmurki poczynają się rysować zielone i żółte piaszczy-ste wybrzeża, lasy masztów, spiętrzone dachy domów, spiczaste wieże kościelne, białe mury,słowem: śliczne miasto, jak ongiś Wenus, wynurzało się z morskiej kąpieli coraz dokładniej icoraz wyrazniej dla oka.Bywalcy odróżniają już New York i Hoboken.Wpływamy do portu.Pogoda ciągle równie śliczna; przysiągłbym, że przybyliśmy do kraju wiecznej wiosny.Nagładkiej toni czerwone beczki oznaczające mielizny kołyszą się, poruszane leciuchnym po-wiewem.Statek nasz wywiesza znowu potężną flagę angielską i swoją własną, po czymzwalnia bieg i zaledwie sunie po falach.Tymczasem od małej wysepki, obok której przepływamy cicho, odrywa się mały jak łupi-na orzecha parowiec, na którym jedzie dwóch dżentelmenów i trzeci, może ośmioletni, sie-dzący tuż obok komina na dachu kajuty.Są to lekarze z kwarantanny.Statek nasz staje.Spuszczają im drabinę, po której lekarze wchodzą pomiędzy nas, a tymczasem małoletnidżentelmen pokazuje nam z dołu język i wywiesiwszy go aż po brodę, trzyma tak z pół go-dziny.Następnie przewraca się na grzbiet, chwyta rękoma za palce u nóg i pozostaje w tejultrademokratycznej pozycji przez cały czas rewizji.Rewizja nie trwa jednak długo, bo na statku nie ma nikogo chorego.Lekarze zamieniająparę słów z kapitanem i okrętowym doktorem, potem wykrzykują: All right i odpływają napowrót, my zaś ruszamy dalej.Ale po małej chwili znowu: stój! Teraz komora.Przybywanowy parowiec, również z dwoma dżentelmenami ubranymi po cywilnemu, ale ze srebrnymiblaszkami na piersiach.Są to celnicy.Obaj mają twarze skończonych rzezimieszków; ubranisą przy tym w wytarte surduty, brudną bieliznę i pogniecione kapelusze.Młodszy z nich, opopielatej cerze, kręconych blond włosach, siwych oczach, z których jedno jest szklane i osa-dzone na skuwce sterczącej mu w kącie oczowym koło nosa, ma minę takiego drapichrusta,że nie powierzyłbym mu dziesięciu centów.Dżentelmeni ci schodzą do salonu i rozdają pasa-żerom kartki, czyli drukowane deklaracje, na których ci ostatni się podpisują.Kto się podpi-37sze, ten tym samym składa przysięgę, że nie wiezie nic zakazanego, rewidują go też potem wporcie bardzo lekko, ale jeżeli co znajdą, karzą bardzo surowo.Gdy przyszła na nas kolej,drapichrust ze skuwką w oku podaje memu towarzyszowi kartkę i pyta go o nazwisko. Nazywam się tak a tak! odpowiada mój towarzysz. Jak? jak? woła śmiejąc się drapichrust Tschchapischouschki?Co to jest? Obecni Amerykanie wybuchają grubiańskim śmiechem, co nigdy nie zdarzyło-by się w żadnym ucywilizowanym kraju.Porywa nas obydwóch złość. Czego te nieucywilizowane zwierzęta pokazują zęby? woła do mnie głośno po francu-sku mój towarzysz.Niektórzy Amerykanie, którzy zrozumieli powyższe słowa, poczynają się wstydzić i wy-myślać swoim współziomkom, towarzysz mój zaś zwraca się do nich i pyta pokazując palcemna zmieszanego drapichrusta: Jak się nazywa to indywiduum? Your name? wołają na niego your name?Odpowiada: Thrysley czy coś podobnego. Dobrze więc mówi mój towarzysz powiedzcie temu frantowi, że gdyby w Europiekota ktoś tak nazwał, to by trzy dni miauczał. All right! all right! wołają uradowani obecni.Wkrótce potem zbliżył się ku nam jakiś poważny dżentelmen o siwiejącej brodzie i oliw-kowej cerze i oświadczył nam, że jeśli chcemy, to on postara się przez swoje stosunki, aby ówgrubiański celnik został wypędzony.Nie żądaliśmy tego wcale, oświadczyliśmy jednak swojezdziwienie, że w kraju mającym pretensję do cywilizacji mogą się tak ludzie zachowywać. Cóż panowie chcecie? odpowiedział dżentelmen. Pod względem uobyczajenia nawetwyższe nasze klasy zostają daleko jeszcze za Europą.Zresztą od czasu, jak republikanie znaszym kochanym prezydentem utrzymują się przy władzy, wszystkie posady urzędoweobejmują podobne indywidua, które raczej powinny siedzieć za kratą.Mamy jednak nadzieję,że to się wkrótce zmieni.Tymczasem wpłynęliśmy do bloku, w który okręt nasz wsunął się jak w pochwę, i wysie-dliśmy do wielkiego drewnianego budynku, w którym sprawdzają deklaracje, czyli rewidująrzeczy.Nowy jakiś celnik zbliżył się do nas i chciał otwierać nasze kufry, ale uwolniliśmy sięod tego tak, jak widzieliśmy, że uwalniają się wszyscy, to jest za pomocą dwóch dolarówwsuniętych w rękę celnika.Wolny amerykański obywatel nie tylko przyjął łapówkę, ale po-mógł jeszcze włożyć nasze rzeczy na fiakra; słowem: w tym kraju obywatelska prawość icnota okazały się zaraz na wstępie dobrą względem dolara koczotką.Ale indykowi wszystkojedno, z jakim sosem ma być upieczony, gdy zaś zapytany o to odpowiedział, że wcale sobienie życzy być upieczony, odpowiedziano mu kwaśno: Wychodzisz z kwestii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexKraszewski Józef Ignacy 1 Przygody pana Marka Hińczy motyw Dyzmy; 2 Raptularz Jasienieckiego
Kraszewski Józef Ignacy 1 Jermoła czyli porzucone dziecko; 2 Justka uparta sierota
Kraszewski Józef Ignacy 1 Rzym za Nerona; 2 Caprea i Roma Cezarowie i chrzeœcijanie
Kraszewski Józef Ignacy Dzieje Polski 01 Stara Baœń (1876)
Kraszewski Józef Ignacy Sfinks czyli smutne życie biednego malarza
Kraszewski Józef Ignacy Król i Bondarywna Poniatowski i piękna Ukrainka; Pomywaczka
Kraszewski Józef Ignacy Kopciuszek czyli grzechy młodoœci ładnej Julii
Kraszewski Józef Ignacy Z siedmioletniej wojny czasy Sasów i szpieg Bruhla
Lee Child Ostatnia sprawa
Cheyenne Meadows Triad