[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A to beÅ‚o przy wsi, kajsi koÅ‚o BiaÅ‚ego Dónajca.Ci hÅ‚opi mieli grónta koÅ‚o wody, proci sobie.Kie wody sÅ‚y, nawiesne, to abo jednemu urwaÅ‚o, a drugiemu przicyniÅ‚o, abo temuzaÅ› urwaÅ‚o, a haÅ„temu darowaÅ‚o.MiaÅ‚ kazdy z tyk dwok gazdów po Å›wientym z drzewa wyrzeza-nym: Kuba miaÅ‚ Å›wientego Jantoniego, a Wawrzek Å›wientego Jacka.Kie woda sÅ‚a, powódz od Tater, to sie oba modlowali: JamrozikpytaÅ‚: He, Å›wienty Jantoni, urwijze tys Wawrzkowi, a mnie przi-cyÅ„!.a BieÅ„kowski zaÅ› woÅ‚aÅ‚: Å›wienty Jacku, Å›licny, piekny, kiebytys Kubowi ubyÅ‚o.a mnie przyrosÅ‚o!.He, cos, prziseÅ‚ taki rok, co i Kubowi, i Wawrzkowi urwaÅ‚o.Idzie Kuba ku Å›wientemu Jantoniemu, co na półce staÅ‚:Je cos to robis?!A Wawrzek samo to we swoim domie.PoÅ›li po rade, oba wraz, do starego pustelnika, co w lesie nieob-dalno mieskaÅ‚.Pustelnik pokiwaÅ‚ gÅ‚owom i pada im:- Moi Å›licni piekni, Å›wienci tys musom uwazować.coby do kÅ‚o-potu pomiendzy sobom nie prziÅ›li.Jeden drugiemu na despet niefce zrobić.Hebaby musieli w poÅ›rodku rzeki stać, coby sprawiedliwie wodedzielili.362Na skalnym Podhalu- Hy - pada Jamrozik - to nie trudno.Jest haÅ„ kÄ™pa na samymÅ›rodku.- No to ig haÅ„ wynieÅ›my - pada BieÅ„kowski.- Nawet im bedzie weselej, bo bedom wroz.WynieÅ›li tyk Å›wien-tyk i postawili pod daskem, coby na nig nie laÅ‚o.- No i jako beÅ‚o?- Jako beÅ‚o? Sprawiedliwie Å›wienci dzielili: zakiel Kuba i Waw-rzek pomarli, kozdemu do równoÅ›ci po półtora morga gróntu wodyurwaÅ‚y.- No wicie! Co Å›wienty rozum, to Å›wienty!- Zyjdyć to! Nie biadkaÅ‚ juz zoden, ba se przikwalali.jako im tenpustelnik dobrze poradzieÅ‚.DziÅ› ta jakiesi tamy bijom, cosi kajsi,wode ucom, coby wiedziaÅ‚a, jako ma iść, a drzewiej to se hÅ‚op wie-dziaÅ‚ i ze Å›wientemi sam poradzić, i Pon Bóg go nie opuÅ›cieÅ‚.- Nie opuÅ›cieÅ‚.363Kazimierz Przerwa-TetmajerO PANU JEZUSIE I ZBÓJNIKACHSeÅ‚ raz Pon Jezus ze Å›wientym Pietrem PawÅ‚em bez las i spotkaliig zbójnicy.To byÅ‚o kajsi w górak, na Luptowie cy kajsi.- Nieg bedzie pofalony - powiada Pon Jezus i ukÅ‚oniÅ‚ siÄ™ kapelusem.- Niegze bedzie na wieki wieków.Jamen - pado har-naÅ› zbójecki,herÅ›t.- Ka idziecie?KciaÅ‚ Pon Jezus cosi rzec, ale mu Å›wienty Pieter PaweÅ‚ nie daÅ‚, bapilno gwarzy: Po pytaniu.Ze to niby po proÅ›bie, wiecie, Å›li.A to bez to, bo widziaÅ‚ torby, a Å‚akomy byÅ‚, jako to z biednegostanu, hoć i Å›wienty.PrzypatrzyÅ‚ sie do nik obu harnaÅ› dobrze i pado;- Podzcie s nami.I obrócieÅ‚ sie do swoik towarzisów, i gwarzy:- Ten stary bedzie dobry torbe nosić i drwa rÄ…bać, a ten mÅ‚odyogieÅ„ kÅ‚aść i posÅ‚ugować koÅ‚o jadÅ‚a.I pyta sie: Idziecie?Skrobnon sie Å›wienty Pieter za uhem, bo poznaÅ‚, ze to zbójnicy, zbrójna nik byÅ‚, flinty, ciupagi, nie rzec mu sie to widziaÅ‚o, jako Å›wientemu,ze zbójnikami hodzić, a jesce s Pane Jezusem wraz.Ale sie ta moc zauhem nie skrobaÅ‚, bo sie baÅ‚, i patrzy do Pana Jezusa: Co bedzie?A Pon Jezus kiwnon gÅ‚owom i pada:- Dobrze.StraÅ›nie sie to cudnie Å›wientemu Pietrowi PawÅ‚owi zdaÅ‚o, ale sieprociwić nie Å›miaÅ‚.Jedno sie zbójników baÅ‚, drugie Pana JezusasÅ‚uhać musiaÅ‚.Zaraz mu torbe na plecy przypieni, a Pon Jezus ino sakwe z hlebedostaÅ‚.MaÅ‚o mieli jeść, bo z daleka Å›li.364Na skalnym PodhaluIdom.UÅ›li kÄ™s drogi, gorÄ…c piók, polegali zbójnikowie do cienia i po-spali sie.Gwarzi Å›wienty Pieter PaweÅ‚ do Pana Jezusa:- Uciekojmy, bo jesce do kÅ‚opotu przy nik przydzieme!Ale Pon Jezus kiwnon gÅ‚owom, ze nie.Kie sie zbójnicy pobudzili, idom dalej.A byÅ‚o tyk zbójnikówtrzok.Ku wiecorowi poceno hybiać jedzenia.Bo ta i Pon Jezus co niecozjad, a Å›wienty Pieter PaweÅ‚ se nie zaÅ‚owaÅ‚.Jeść sie sytkim fciaÅ‚o, cojaze marli od gÅ‚odu idÄ™cy.A tu patrzom - lezy pod drzewe stary cÅ‚owiek.- Coz ci to? - pyto sie harnaÅ›.- GÅ‚odnyk jest - pado ten stary.I ten zbójnik daÅ‚ mu swój kawoÅ‚ek hieba ostatni, co go jesce so-wany miaÅ‚.Idom dalej, bez pola, pocon prać grad z lodem, a zimno przysÅ‚otakie co cud!Patrzom: zaÅ› dziecko maÅ‚e w polu pÅ‚ace.- O coz pÅ‚aces? - pyto sie go drugi zbójnik.- Zimno mi.i ten drugi zbójnik sjon ze sobie kozuch i odziaÅ‚ todziecko, i w kosuli ino ostaÅ‚, jaze go trzÄ™sÅ‚o.Idomz zaÅ› znowa dalej, patrzom: dom gore.Dzieci pÅ‚acom, woÅ‚a-jom: mamo! mamo!I trzeci z tyk zbójników hipnon w ogieÅ„ i wyniós dzieciom matkespoÅ›ród pÅ‚omienia, jaze wÅ‚osy osmendzieÅ‚.PoÅ›li dalej i zaÅ›li do jednej karcymy przenocować.A tam ig kac-marka poznaÅ‚a i posÅ‚aÅ‚a odkaz do wójta, do ryktara.PrzyleciaÅ‚ wójtz przysiÄ™znymi i z ludziami - i tyk zbójników powiÄ…zali.A Å› niemii Pana Jezusa z Pietrem PawÅ‚em.Wyprowadzili ig z karcymy, zawiedli ku Å›piklerzowi gromadz-kiemu i haÅ„ ig zawarli.365Kazimierz Przerwa-TetmajerZwienty Pieter PaweÅ‚ wzion pÅ‚akać i godo po cihu do Pana Jezusa:- No nie padaÅ‚ek Ci, Panie Jezu, ze jesce przy tyk hucfutak dokÅ‚opotu przydzieme? No to my juz w nim.Cos teroz bedzie?A Pon Jezus nie mówi nic, ino palcem po ziemi pisaÅ‚.Na drugi dzieÅ„ rano wójt i przysiÄ™zni tyk zbójników i Pana Jezusaz Pietrem PawÅ‚em do miasta na wozie zawiezli.Do sÄ…du.ObstompiÅ‚y ig ziandary w sÄ…dzie, hajducy wÄ™gierscy, i powiedlido sÄ…dowej sale, a tam na stolcak siedzieli sÄ™dziowie.ByÅ‚o ig samo tak, jak i tyk zbójników, trzok.- WyÅ›cie kradli? - pyta sie nostarsy sÄ™dzia.- My.- WyÅ›cie podpalali?- My.- WyÅ›cie zabijali?- My.A o Pana Jezusa i Å›wientego Pietra PawÅ‚a sie nie pytaÅ‚, bo ci zbój-nicy zaroz pedzieli, ize ig ino po drodze ze sobom zajeni i ze musieliÅ› niemi iść kcÄ™cy nie kcÄ™cy.- Co im sÄ…dzić? - pyto sie ten nostarsy sÄ™dzia sÄ™dziego po prawej rency.A ten niewiele myÅ›lÄ™cy pado:- Smierzć.- Co im sÄ…dzić? - pyto sie ten nostarsy sÄ™dzia sÄ™dziego po lawej rency.A ten niewiele myÅ›lÄ™cy pado:- Smierzć.- Wy trze bedziecie wisieć - pada nostarsy sÄ™dzia do zbójników -a wy dwa mozecie iść du domu - zaÅ› sie obyrtnon do Pana Jezusai Pietra PawÅ‚a.Swienty Pieter PaweÅ‚ sie zaroz z Å‚awy porwaÅ‚, iść gotowy, ale PonJezus sie shyliÅ‚ i po podÅ‚odze palce pisaÅ‚.- Coz pises? - spytaÅ‚ sie go gÅ‚owny sÄ™dzia.A oni nie poznali nic,jeze to Pon Jezus, ani ci sÄ™dziowie, ani niwto iny.- Pisem was wyrok - pado Pon Jezus.366Na skalnym Podhalu- Jakoz to nas wyrok sÄ™dziowski po kurzu po podÅ‚odze palce pises?!A Pon Jezus dzwignon gÅ‚owÄ™ i rzók:- CoÅ› wcora wiecór zrobieÅ‚?Zbladnon ten sÄ™dzia, jaze zbielaÅ‚ na twarzy, a Pon Jezus powiado:- GÅ‚odnegoÅ› kije ode drzwierzy twoik odegnaÅ‚.Pojzreli na niegojego dwa kolegowie i sytka w Izbie, a Pon Jezus zaÅ› sie do tego poprawej rency obzywo:- CoÅ› wcora wiecór zrobieÅ‚?Zbladnon ten sÄ™dzia, jaze zbielaÅ‚ na twarzy, a Pon Jezus powiado:- Dziecko maÅ‚e jeÅ› biÅ‚, jaze krwiom zesÅ‚o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexZapolska Gabriela Moralnosc pani Dulskiej 9789185805136
Kraszewski Józef Ignacy Boży gniew czasy Jana Kazimierza
Zeromski Stefan Ludzie Bezdomni 9789185805525
Fredro Aleksander Sluby Panienskie 9789185805594
Sienkiewicz Henryk Potop tom 3 9789185805716
Wyspianski Stanislaw Dramaty 9789185805211
Chledowski Kazimierz Rzym ludzie odrodzenia
Malley Gemma Deklaracja 02 W sieci
Burrough Bryan Wrogowie publiczni
English Speaking and Listening teaching Suggestions