[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Lelewel napomknął wtedy:  Trudno, aże-by tak rozmaite błędy, między którymi mieszczą się i zbrodnie, były przez winnych wyjawio-ne. W.książę powtarzał kilka razy,  że go to cieszy, że sam p.Lelewel wyznaje, że byływystępki i zbrodnie.Lelewel wyrażenie swoje objaśniał tym, iż istotnie zdarzyły się łupie-stwa, morderstwa   a któż by wyznawać podobne błędy przychodził? Nie o amnestią tedyidzie  mówił dalej  ale o zupełne puszczenie wszystkiego w niepamięć. Po długim wzbra-nianiu się, gdy zaledwo konwencja zerwana nie została, p r z y s t a ł w końcu w.książę nato,  że będzie pośrednikiem do wyjednania łaskawości (clemence) u króla, do wyjednania,aby puścił wszystko, co zaszło, w niepamięć.Kiedy Rada Administracyjna przez swoich delegowanych dobijała w Wierzbnie trudnegotargu o amnestią, o p u s z c z e n i e w s z y s t k i e g o w n i e p a m i ę ć, klub tymcza-sem, rozwijając się z szczupłego w dniu wczorajszym naprędce zawiązanego początku, zamy-ślał najpierwej przestraszyć, potem wywrócić tę Radę, nadać rewolucji popęd dzielniejszy,zabrać w.księcia w niewolę, oświecić opinią bałamuconą, oświecić miasto, jednym słowempołożyć kres ostateczny kabale, ociąganiu się, zgubnej polityce, w części i złym chęciom rzą-du.Wieść o deputacji do Wierzbna przebiegła piorunem stolicę.Sprawiła wszędy najgorszewrażenie.Mnóstwo osób, skądinąd przychylnych Radzie, ganiło ten postępek; wielu zaczęłona koniec przezierać: między spiskowymi oburzenie dochodziło do najwyższego stopnia; ciwszyscy, co byli temu przeciwni na placu przed Bankiem, cywilni i wojskowi, prócz tegoniektórzy członkowie izby poselskiej, adwokaci, mieszczanie, profesorowie, uczniowie, de-putowani różnych oddziałów wojska, rzemieślnicy, podchorążowie, w liczbie przeszło tysiącakilkuset napełniali od zmierzchu sale redutowe,  gdzie o ważnych rzeczach, jak wszędy gło-36Musiałby Polak być [wyraz nieprzyzwoity], gdyby nie prosił o przyłączenie prowincji, a wiecie, że oddawna sam o to proszę.45 szono, mowa być miała.Mocy, zgody, jednomyślności użyczali temu wielkiemu zebraniurozstawieni w różnych jego punktach członkowie związku patriotycznego, który zacząwszysprawę zaraz nie ogarnął władzy rządowej przez nieroztropność i brak doświadczenia.Przy-bywający mieli broń w ręku.Pałasze, karabiny, pistolety zdawały się zwiastować, że co tuuchwalone zostanie, to mocą do skutku przywiedzione będzie.Mnogi lud, pobudzony, na-strojony pierwej przez emisariuszów klubu, napełniał wraz z żołnierzami plac Krasińskich idziedziniec przed gmachem redutowym.W środku najobszerniejszej sali, gdzie się większaczęść obecnych zmieścić mogła, postawiono stół długi, wąski.To była mównica.Nierzęsisteświatło kilku kaganków, kilku świec zaledwo rozjaśniało pochmurne czoła, młode i stare fi-zjonomie, które egzaltacja, długa bezsenność i oczekiwanie ważnych wydarzeń zarównoożywiały, charakteryzowały.Im śmielsze wyrażenia z ust mówców płynęły, tym gorętszym tozbrojne zgromadzenie unosiło się zapałem.Im zuchwalsze podawano wnioski, tym razniejszyokrzyk: zgoda! zgoda!, głuszył ze wszech stron zdanie przeciwne, potępiał nikczemność fol-gującą rządowi albo bojażń obracającą swe oko ku rogatkom, gdzie stał carewicz.Oklaskiembył wtedy szczęk oręża.Kolbami przybijano wota na stole  i pewnie żadna izba prawodaw-cza silniej entuzjazmu swego oddać nie zdoła! Scena prawdziwie rewolucyjna, wywołanapostępami i nierozumem kontrrewolucji.Piętnastoletnie milczenie pod wielkorządztwemKonstantego nadawało wyższy ton, wyższe niejako znaczenie każdemu słowu odważnie, pu-blicznie powiedzianemu.Po raz pierwszy wobec tysiąca, w zamkniętym kole, powstaniespowiadało się z myśli swoich.Po raz pierwszy wyraznie, dobitnie, z precyzją oświadczało,czego chce, co zamierza.Mówić przeciwko temu, przed którym wszystko drżało od Wisły doNewy, który mógł jeszcze powrócić, było coś wtenczas tak dziwnego, nadzwyczajnego, że toza zasługę, nawet za moc duszy poczytywano.Pierwsze niebezpieczeństwa rewolucji, rozwa-ga kroków Rady Administracyjnej, przekonanie, że sprawa stojąc na miejscu wstecz się cof-nie i tych, co ją pierwsi zaczęli, prędzej czy pózniej zaprowadzi na rusztowanie, były dla mniepowodem, że razem z kilku kolegami brałem bardzo czynny udział tak w ustanowieniu, jako ipoczątkowych obradach klubu.Ponieważ dnia poprzedniego na Ratuszu z Węgrzeckim i Au-bieńskim? żywe prowadziłem spory o cele tej instytucji, powstały więc liczne głosy, którepowtórzyło całe zgromadzenie, żebym wystąpił i co mam przeciwko Radzie Administracyj-nej, pierwszy oznajmił.Wyświecić kręte drogi tej władzy, rozwikłać ten labirynt wobec pu-bliczności, której ogólnego składu i usposobień szczególnych dobrze nie znałem, było rzecząi niełatwą, i nie bardzo bezpieczną.Uczyniłem to jednak, jak mogłem.Miejsce prezesa zgro-madzenia, Joachima Lelewela, który w tej samej chwili zamiast przewodniczyć obradom luduwolał prosić carewicza o p o w s z e c h n ą a m n e s t i ą w Wierzbnie, zastępował KsaweryBronikowski.Od niego więc żądałem głosu.Gdy mi udzielony został, wytoczyłem ostrąskargę przeciwko władzy stawiającej podejrzane kroki, wchodzącej w układy z nieprzyjacie-lem, bynajmniej nie oszczędzając osób, które Lubecki do udziału w niej powołał.Tłumaczy-łem przez całą godzinę stan publicznego interesu, zabiegi kontrrewolucyjne, nade wszystkozaś starałem się okazać wielkie niebezpieczeństwo, w jakim sprawę narodu utrzymywałaobecność carewicza pod Warszawą, a większe jeszcze, jeśliby się oddalił od stolicy i z woj-skiem do ziem zabranych ruszył; z czego naturalnie łatwo mi było wyprowadzić konkluzją, że go jako jeńca i zakładnika rewolucji zatrzymać należy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •