[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.AleRoksana w gruncie rzeczy była dla niej obca.Nie zdążyła jej dobrze poznać w dzieciństwie inie potrafiła tak z chwili na chwilę wykrzesać w sobie poczucia więzi z tą nieznajomą osobą.Ba, dostatecznie trudno było przywyknąć do myśli, że Roksana żyje, kiedy kilka miesięcytemu Miriam otrzymała wieści, że ponoć widziano ją w Stambule.Na dowód swej dobrejwoli Rochelle przez tydzień urabiała męża, aż zgodził się pokryć koszt przelotu Roksany doStanów.W ostatniej chwili, gdy Miriam już miała wyjeżdżać, wysłał Rochelle wraz z nią.- Pewnie ma nową kochankę i chce z nią zostać sam - skomentowała to Miriam nietroszcząc się o uczucia Rochelle. Zatrzymały się w stambulskim Sheratonie, bo Miriam powiedziała, że nie będziemieszkać w pięciogwiazdkowym hotelu, choć Rochelle chciała za niego zapłacić."Marno-trawstwo jest marnotrawstwem - syczała - obojętne, kto się go dopuszcza." Cała ta podróżokazała się jednym wielkim koszmarem.Rochelle do dziś nie mogła go zapomnieć.Pierwszego dnia pojechały taksówką do Kumkapi, wysiadły przed domem Roksany, ale nieodważyły się tam wejść.Wróciły do hotelu i spędziły w nim bezsenną noc.Nazajutrz ranoposprzeczały się o kwestie taktyczne: Miriam chciała wejść do budynku, zaczepić kogoś zlokatorów, podać rysopis Roksany, ustalić numer jej mieszkania i zapukać do drzwi.Rochellebyła pewna, że lokatorzy najpierw je obrabują i zgwałcą, nim odpowiedzą na jakiekolwiekpytanie.Oczywiście jak zawsze Miriam postawiła na swoim.A potem - po dwunastu latach oczekiwania, po tej upiornej podróży, po całym tymstrachu - Roksana w ogóle nie chciała z nimi gadać.Odeszły jak niepyszne.Dlatego siedząc pod fluorescencyjną lampą przed specjalnym, czterokrotniepowiększającym lusterkiem do makijażu, Rochelle bardzo poważnie się zastanawiała, czy toaby mądre - znów biec Roksanie na pomoc.O dziesiątej pokojówka przyniosła jej kawę i pastylki.Kawa zdążyła wystygnąć,zanim Rochelle się uczesała, umalowała i zdecydowała, co ma włożyć.Miriam podała jejadres w jakichś slumsach; Rochelle wolałaby paść trupem, niż zostać przyłapana na zakupachw Tel Avivie (wyrwana telefonem ze snu palnęła odruchowo, że zakupy robi wyłącznie uGelsona w Century City).Zapakowała do torebki fiolkę xanaxu i wsiadła do samochoduzastanawiając się, do ilu znajomych dotarła już wieść, że marnotrawna siostra Rochelleobjawiła się w Los Angeles, i jakie wykręty będzie musiała zmyślić tylko po to, żebyzachować twarz.Czuła, że czeka ją mnóstwo nieprzyjemności, a wcale nie była przekonana,czy Roksana jest warta aż takiego kłopotu.Zbiegowisko było widać z odległości trzech przecznic.Starszawe Iranki posępniekiwały głowami, jakby przyglądały się miejscu katastrofy kolejowej.Przed apteką stałsamochód straży pożarnej, za nim dwa radiowozy, karetka pogotowia i ciężarówka z płaskąplatformą.Parkowało tam również nowe żółte ferrari Bryana, przedpotopowy transamZuzanny i mnóstwo innych aut, których Rochelle nie rozpoznawała.Zostawiła bentleya w bocznej uliczce za olbrzymim pojemnikiem na śmieci, nałożyłaokulary przeciwsłoneczne w stylu lackie Onassis i podniosła kołnierz wartego dziesięć tysięcydolarów futra z szynszyli, kupionego w zeszłym roku w Kanadzie (oczywiście latem, kiedyrynek futer zamiera i sprzedawcy gotowi są znacznie opuścić cenę).Potem wysiadła z samochodu i podeszła z taką miną, jakby nie miała z tym wszystkim absolutnie nicwspólnego.Miriam zawzięcie kłóciła się ze zdenerwowanym rabinem.- Kto mi zagwarantuje, że ci ludzie wiedzą, co robią? - wołała.- A w ogóle kto wamdał zgodę, żeby przenosić ją w ten sposób?Rochelle wypatrzyła w tłumie Zuzannę i podeszła do niej.Szybko ucałowała siostrę woba policzki, rozejrzała się, czy nikt nie słucha, i szepnęła:- Skąd wiadomo, że to ona?Rozgoryczona przeciwnościami losu i wiecznymi kłopotami finansowymi irodzinnymi, a ponadto zmęczona i zmarznięta Zuzanna nie była w nastroju, żeby znosićwygłupy Rochelle.Popatrzyła na siostrę bez słowa, a po chwili przesunęła się, robiąc miejscedla Bryana.Rochelle czuła, że powinna się usprawiedliwić.- Nie jestem nielojalna, chcę tylko zadać to jedno proste pytanie - powiedziałaskwapliwie do Bryana.- Chcę mianowicie wiedzieć, czy ktokolwiek się upewnił, że torzeczywiście Roksana, zanim rozbębnimy to po całej kuli ziemskiej.Bryan obrócił na palcu kluczyki do ferrari i zachichotał.Odkąd przeżył kryzys wiekuśredniego i zaczął chodzić do psychoterapeuty, nabrał zwyczaju chichotania w najmniejodpowiednich momentach i mówienia, że wszystko samo się ułoży.w stosunek do życia, wnajwyższym stopniu irytujący, sprawiał zarazem, iż w sytuacjach kryzysowych Bryan nienadawał się do niczego.Księżycowa Miriam właśnie groziła rabinowi sądem.- A jeśli się przestraszy? - jazgotała, przekrzykując panujący wokół hałas.- Jeśli wpowietrzu dostanie ataku serca? Twierdzi pan, że jest gotów wziąć za to moralną i prawnąodpowiedzialność?Bryan zauważył śmiertelną zgrozę Rochelle i znów zachichotał.- Zdaje się, że nasza siostra nie mieści się w drzwiach - wyjaśnił, wielkoduszniewybaczając Rochelle, że nie było jej przez całe rano.- A muszą ją stamtąd wydostać, bobudynek idzie do rozbiórki.Wybili więc otwór w ścianie, a teraz chcą podczepić Roksanę dodzwigu i w ten sposób opuścić ją na ulicę.Rochelle pobladła tak bardzo, jakby lada chwila miała się osunąć zemdlona na jezdnięw swoim futrze z szynszyli.- Dzwig? Jaki dzwig?Nie musiała pytać.Przedmiot jej obaw stał tuż przed nią.Rochelle jęknęła ze zgrozy na widok maszyny używanej do przenoszenia ciężkich ładunków.Z haka zwisałyprowizoryczne nosze z mocnymi skórzanymi pasami, dostatecznie szerokie, by pomieścićtrzy normalne osoby.Dzwig miał przenieść je wraz z zawartością na platformę stojącejnieopodal ciężarówki.%7łeby chociaż ratowali ją jakoś zwyczajnie, pomyślała z rozpaczą Rochelle.Karetkąpogotowia.Gdzie tam! Teściowa Józefiny do końca życia będzie się z niej natrząsać.- Widziałam ją zaledwie parę miesięcy temu - jęknęła.- Była drobna i chuda.Wyglądała fatalnie, to prawda, ale była chuda!Bryan pokiwał głową, lecz nie podjął się wyjaśnienia zdumiewającej metamorfozyRoksany.Stali obok siebie patrząc, jak Miriam wykłóca się z rabinem.- Czy ktokolwiek dzwonił do Lili? - nie wytrzymała Rochelle.Bryan wzruszył tylko ramionami.- A czy ktokolwiek zamierza do niej zadzwonić? - nie ustępowała.- Wszystko w swoim czasie - zachichotał Bryan.- Co to znaczy "w swoim czasie"? - Rochelle wpadła w furię.- Czy wyście tu wszyscypowariowali?Bryan nie patrzył na nią.Podniosła głowę w ślad za jego wzrokiem.Na kremowym,przedwieczornym niebie pojawił się dziwny ciemny obiekt.Rochelle sapnęła z przerażenia,zdjęła okulary przeciwsłoneczne i zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć.Pożółkłe prześcieradłałopotały na wietrze jak burty olbrzymiego namiotu.Pod nimi leżała na brzuchu Roksana zgłową obróconą na bok i rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała.Dzwig opuszczał ją powoli doświata niczym jeden wielki zły omen [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl