[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Bywało lepiej.Jazda trwała dwadzieścia minut, podczas których Leboux dwukrotnie spoglądał nazegarek.Zwolnili, Doyle usłyszał najpierw zgrzyt otwieranej bramy, a potem zwielokrotnioneecho końskich kopyt, gdy przejeżdżali przez sklepioną bramę.Powóz stanął.Leboux wyszedłpierwszy i poprowadził Doyle'a przez otwarte drzwi, gdzie czekał na nich krępy,dystyngowany mężczyzna w średnim wieku czujny, inteligentny, ale niewątpliwieprzytłoczony brzemieniem dzwiganej na swych barkach osobistej odpowiedzialności.Mężczyzna wydał się doktorowi znajomy, ale Doyle nie był w stanie skojarzyć, skąd zna jegotwarz.Mężczyzna podziękował i jednocześnie pożegnał Leboux krótkim skinieniem głowy,po czym poprowadził Doyle'a dalej.Przeszli przez słabo oświetloną sień i wąski korytarz do wygodnego salonu.Napodstawie wyglądu tego pomieszczenia nie sposób było powiedzieć czegokolwiek o jegoużytkowniku meble były wytworne, ale w gruncie rzeczy bezosobowe.Mężczyzna wskazałręką chesterfieldzki fotel, zapraszając doktora, by usiadł. Proszę tu zaczekać powiedział.To były pierwsze słowa, jakie wypowiedział doDoyle'a.Doktor pokiwał głową, zdjął kapelusz i usiadł.Mężczyzna wyszedł.Najpierw usłyszał jej kroki, powolny, stateczny stukot obcasów na parkiecie, a zarazpotem jej głos, władczy i donośny, gdy zwróciła się z jakimś pytaniem do mężczyzny, którywprowadził Doyle'a do saloniku.Wymieniono jego nazwisko.Drzwi otworzyły się.Doyle wstał, gdy weszła.Doznał szoku, gdy ujrzał ją z bliska.Była niższa, niż mu się wydawało, mierzyła nie więcej niż pięć stóp, ale zdawała sięemanować osobliwą aurą, która wypełniała wnętrze całego pomieszczenia i niebywaleskracała dzielący ich dystans.Znajoma twarz, prosta i dzielna, znana każdemu angielskiemuchłopcu niczym oblicze własnej matki, nie wydawała się surowa ani beznamiętna, jak jączęstokroć przedstawiano.Szare, spięte w kok włosy, prosta, czarna wełniana suknia, białypłócienny kołnierzyk i mantylka były elementami, które znał równie dobrze jak wierzchwłasnej dłoni.Uśmiechnęła się na jego widok czego również nigdy nie przedstawiano naobrazach a jej uśmiech był zaiste olśniewający i urzekający. Doktorze Doyle, mam nadzieję, iż nie sprawiłam panu kłopotu powiedziałakrólowa Wiktoria. Nie, Wasza Wysokość powiedział, zdumiony brzmieniem własnego głosu.Pochylił głowę w ukłonie, licząc na to, iż przynajmniej w pewnym stopniu gest ów spełniłniezbędne w tej sytuacji wymogi etykiety. To dobrze, że pan przybył powiedziała i usiadła całkiem zwyczajnie. Proszę.Wyciągnęła rękę, wskazując krzesło po prawej, a Doyle natychmiast na nimprzycupnął.Przypomniał sobie, że czytał gdzieś, iż królowa prawie zupełnie straciła słuch wlewym uchu.Odwróciła się do mężczyzny, który pełnił rolę przewodnika Doyle'a: Dziękuję, Ponsonby.Henry Ponsonby, osobisty sekretarz królowej (teraz już wiem, skąd go znam, z gazet pomyślał Doyle), skinął głową i wyszedł z pokoju.Królowa odwróciła się do Doyle'a.Doktor poczuł na sobie moc przenikliwegospojrzenia jej bladoszarych oczu.Obecnie bije z nich ciepło, ale biada temu, kto stałby sięobiektem gniewu monarchini pomyślał. Wygląda na to, że mamy wspólnego przyjaciela powiedziała królowa. Czyżby? Zciślej mówiąc, bardzo dobrego przyjaciela.Mówi o Jacku skonstatował. Tak.Owszem.To prawda.Pokiwała, potakując głową. Ostatnio nasz przyjaciel złożył nam wizytę.Powiedział mi o pańskiej wybitnejpomocy w rozwiązaniu pewnej sprawy, szczególnie ważnej tak dla mnie, jak i dla całej mojejrodziny. Mam nadzieję, że nie wyolbrzymił. Nasz przyjaciel jest człowiekiem nader rzeczowym.Powiedziałabym, że wewszystkim co robi, cechuje go wyjątkowa precyzja i skrupulatność.Zgodzi się pan ze mną? O tak.Jak najbardziej. A zatem nie ma powodu, by wątpić w prawdziwość jego słów, nieprawdaż? Nie, Wasza Wysokość. Nie ma również powodu, bym nie mogła osobiście wyrazić panu swej prosto z sercapłynącej wdzięczności. Ależ absolutnie, Wasza Wysokość.Dziękuję.Dziękuję bardzo. To ja dziękuję panu, doktorze Doyle.Skinęła głową.Doyle odpowiedział ukłonem. Jak rozumiem, w wyniku współpracy z naszym przyjacielem naraził się pan napewne kłopoty ze strony londyńskiej policji. To smutne, ale tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexMark A. Bucknam Responsibility of Command, How UN and NATO Commanders Influenced Airpower over Bosnia (2005)
Mark A. Noll, Luke E. Harlow Religion and American Politics, From the Colonial Period to the Present (2007)
Mark Ribowsky The Supremes; A Saga of Motown Dreams, Success, and Betrayal (2010)(1)
John Jakes Brak 02 The Mark of the Demons
§ Billingham Mark Tom Thorne 03 Ofiary
Twain Mark Yankes na dworze krola Artura
Cienie Pojetnych 01 Imperium TCHAIKOVSKY ADRIAN
Aronson Elliot Serce i Umysł
Sawicki Andrzej Inkluzja
ÂŚwietlicki Marcin Mistrz 1.DwanaÂście