[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłuchałam szefa wydawnictwa, Finna Arnesena, i starałam się zachować jaknajwiększą ostrożność, jeśli chodzi o sprawy okultystyczne.Ale to nie było takie łatwe.Materiał narastał, było go coraz więcej, pulsował pod skórą jak dojrzewający wrzód, któryprędzej czy pózniej musi pęknąć.Doszło do tego w tomie trzynastym, zatytułowanym  Zladyszatana.Nie można już dłużej tłumić tego, co istniało w tle całej historii, wszystkichtajemniczych i mistycznych zjawisk, które jakby się czaiły poza opisywanymi wydarzeniami,ani niezwykłych, ponadnaturalnych zdolności, jakie miało wielu członków rodu. Dawało też o sobie coraz wyrazniej znać inne niezwykłe zjawisko.Pisałam mianowicie o miejscach, w których nigdy nie byłam, ale potem dostawałamlisty od mieszkających tam czytelników, którzy donosili mi, że przedstawiłam ich okolicę zwielką dokładnością, byli więc przekonani, że musiałam tam sama przez jakiś czas mieszkać.Nazwy, ludzie, historia, wszystko się zgadzało.Ciarki przechodziły mi po plecach.Tak było na przykład ze sprawą podróży Sol do Skanii.Pózniej pojechaliśmy z mężemw te strony i sami mogliśmy stwierdzić, że naprawdę wszystko się zgadza.W przyszłościmiały przyjść jeszcze bardziej wyrazne dowody na to, że ja wiem więcej, niż sądziłam oróżnych miejscach, ale do tej sprawy wrócimy pózniej.Tu natomiast należy powiedzieć kilka słów o tak zwanej literaturze popularnej, któraw odróżnieniu od literatury ambitnej określana jest też mianem rozrywkowej.Zadaniem tejpierwszej jest dostarczenie czytelnikom chwili wytchnienia.Trzeba znać oczekiwaniaczytelników, oni chcą się po prostu odprężyć, ale też nie życzą sobie potem wyrzutówsumienia z powodu wyboru lektury.A ja bardzo dobrze wiem, jak się pisze angażującą czytelnika książkę, wiem po prostu,jak się pisze bestseller.W żadnym razie jednak nie zgadzam się na określenie, że jest to komercyjnaspekulacja! Nic takiego nie ma miejsca, kiedy się pisze dokładnie taką książkę, jaką człowieksam chciałby przeczytać.Kiedy pisarz do tego stopnia identyfikuje się ze swoimi bohaterami,że wydają się oni żywymi ludzmi.Kiedy płacze przez tydzień po śmierci bohatera (tak jak japłakałam, gdy umarła Sol, a potem Tengel i Silje).Kiedy cieszy się, gdy im się wszystkoukłada, cierpi razem z nimi, a ich zmartwienia uważa za swoje.W odniesieniu do  Sagi o Ludziach Lodu moje uczucia były wyjątkowo silne.Byłamchora, kiedy chorowała Villemo, i bezgranicznie samotna, kiedy samotność dręczyła Mikaelaz Ludzi Lodu.Cierpiałam wraz z małym Mattiasem w kopalni w Kongsberg, budziłam się ponocach przerażona, bo czułam się zamknięta w ciemnościach albo uwięziona w ciasnejsztolni.Kiedy pisałam o Mikaelu, zdawało mi się, jakbym utraciła kontakt z innymi ludzmi,wołałam przerażona w pustej przestrzeni, która była niczym przestrzeń kosmiczna.KiedyVillemo i Dominik albo Benedikte i Sander odnalezli się nareszcie nawzajem, chodziłamradosna i uszczęśliwiona, wyglądałam pewnie dość niemądrze.Historia Heikego pisała mi się wyjątkowo dobrze, jakby bez wysiłku, dziesięć tomówpowstało, zanim zdążyłam to sobie do końca uświadomić.Przeżywałam jednak bardzogłęboko jego doznania, jakby to było moje własne życie. Zupełnie wyjątkowym doświadczeniem było pisanie o wędrówce Shiry przez groty.Często przenikał mnie lodowaty dreszcz, to znowu było mi gorąco, czasami wzruszeniezapierało mi dech w piersiach.Co najdziwniejsze, ten tom pisałam zaledwie jedenaście dni,podczas gdy średnio praca nad jednym tomem  Sagi o Ludziach Lodu trwała od pięciu doośmiu tygodni.Chociaż to pewnie nie takie dziwne, ponieważ nigdy nie znajdowałam się wtakim transie, jak właśnie podczas pisania o doznaniach Shiry w tomie,  Ogród śmierci.Potem spałam przez trzy doby.Teraz wiem, że tego rodzaju doświadczenia nie są rzadkością i że przeżywa je wielupisarzy.Niektórzy nazywają to natchnieniem, ale to zbyt słabe, niepełne i nie do końcaprawdziwe określenie.Przynajmniej w odniesieniu do Ludzi Lodu.Ja musiałam pisać, jakbynade mną wisiał bicz, nie mogłam przestać, nie mogłam zaniechać pracy.Rzecz jasna nie ze wszystkich tomów jestem dumna.Niektóre są słabsze, niektóre poprostu marne i te pisało mi się najgorzej.Zawierają jednak historie, które też musiały byćopowiedziane, musiałam je przedstawić, choć sama nie miałam na to wielkiej ochoty.Niechcę tu mówić, o które tomy chodzi, czytelnicy sami wiedzą najlepiej.Praca nad innymi byłasamą przyjemnością i te są najlepsze.To fakt znany wszystkim pisarzom.Nie należę do ludzi, którzy pamiętają wiele z tego, co im się w nocy śni.Niektórzypotrafią rano opowiedzieć z detalami wszystko, co im się śniło, co zresztą dla słuchaczy jestna ogół dosyć nudne.Jeśli, oczywiście, ktoś nie tłumaczy snów, a ja, niestety, tego niepotrafię.Nie miewam też proroczych snów, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu.Moja córkaposiada taką zdolność, ale wcale nie uważa, że to zabawne.Czasami bywa praktyczne, jak naprzykład wówczas, gdy wyśniło jej się, gdzie ojciec zostawił swoje klucze, których szukałacała rodzina.Leżały dokładnie tam, gdzie córka widziała je we śnie.Zdarza się jednak, żezdolność do proroczych snów odbiera człowiekowi radość życia, kiedy się na przykład śni, żektoś umarł i ten człowiek naprawdę wkrótce umiera.Takiej zdolności nie pragnę.Gdybym miała śnić prorocze sny, to niechby się toodnosiło do przyjemnych rzeczy.A jak nie, to niech zostanie jak jest.A w ogóle, to, jak powiedziałam, rano nic nie pamiętam.Jest więc najzupełniejobojętne, co mi się śni i czy są to sny prorocze, czy też nie.W ostatnich latach jednak, kiedy zaczęłam pisać o Ludziach Lodu, coś się zmieniło.Stało się coś absolutnie niepojętego.Rano miewałam często przeczucie obecności wielkiego, mrocznego i całkowiciedominującego nade mną cienia, ale nie byłabym w stanie niczego bliżej określić. Od czasu do czasu zdarzało się też, że śniło mi się, iż coś jakby koło mnie przebiegałoczy też pełzało w pobliżu.To coś mnie obserwowało, jakby popędzało, i czułam na sobieuważne oczy.Właśnie oczy! Czasami pojawiały się wyraznie, w innych wspomnieniachwidzę je przesłonięte mgłą.Oczy w mroku, wilcze oczy, rozjarzone, wyczekujące.Zdarzało się też, że słyszałam nagle, najzupełniej dla mnie nieoczekiwanie, własny jękbezradności, że nic z tego nie pojmuję, przepraszałam i prosiłam o wyrozumiałość.Wciąż jednak nie zapamiętywałam niczego konkretnego, jedynie niejasne wrażenia.Aż do dnia, gdy przeżyłam coś, co mnie zadziwiło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl