[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uczynili, jak kazał, i po chwilistarzec leżał rozciągnięty na ziemi koło wielkich drzwi Domu Cthulhu.Następnie rozpalono ognisko z wyschniętych krzewów i wyrzuconego na brzeg drewna;inni ludzie Zar-thule'a schwytali kilka wielkich nocnych ptaków, które nie umiały latać, ajeszcze inni znalezli zródło słonawej wody i napełnili nią skórzane bukłaki.Wkrótcepozbawione smaku mięso piekło się na rożnie nad ogniem, a umieszczone w tymże ogniukońce mieczy najpierw rozżarzyły się do czerwoności, a potem stały się białe.Kiedy Zarthulei jego ludzie najedli się do syta, Rabuś nad Rabusiami dał znak swym oprawcom, abyzabrali się do dzieła.Wyszkolił ich kiedyś sam, dzięki czemu wyróżniali się teraz w sztucestosowania kleszczy i rozgrzanego żelaza.Ale w tym momencie miało miejsce nieoczekiwane zajście.Od pewnego czasu jeden zkapitanów, imieniem Cush-had - ten sam, który pierwszy dostrzegł starego kapłana wcieniu wielkiego cokołu i wywlókł go stamtąd patrzył z dziwnym wyrazem twarzy na swojedłonie w świetle ogniska i tarł je nerwowo, ukrywszy pod kurtką.Nagle zaklął i zerwał sięna równe nogi, odskakując od resztek jedzenia.Tańczył podskakując najwyrazniejprzerażony, gwałtownie uderzając dłońmi w leżące wokół zwalone kamienie.Następnie nagle znieruchomiał i rzucił krótkie spojrzenie na swe nagie ramiona.W tejsamej chwili oczy wyszły mu z orbit i wrzasnął dziko, jakby przeszyty ostrzem miecza, poczym rzucił się w stronę ogniska i wsunął ręce aż po łokcie w sam środek ognia.Po chwiliwyszarpnął ręce z płomieni, zataczając się, jęcząc i wzywając na pomoc swych bogów.Poczym chwiejnym krokiem odszedł w noc, znacząc ziemię krwią płynącą z ran.Zdumiony Zar-thule posłał za nim jednego ze swych ludzi z pochodnią, ale człowiek tenwkrótce wrócił drżący z pobladłą twarzą, mówiąc, że szaleniec wpadł albo wskoczył wgłęboką skalną szczelinę.Jednak zanim w nią wpadł, na jego twarzy można było dojrzećpełzającą puszystą szarość, a kiedy spadał, kiedy pędził ku niechybnej śmierci, krzyczał: Nieczysty.nieczysty.nieczysty!".Kiedy wszyscy to usłyszeli, przypomnieli sobie ostrzeżenia starego kapłana, gdy Cushhadwywlekał go z ukrycia, i sposób, w jaki spojrzał na nieszczęsnego kapitana, po czymskierowali wzrok na starca, który leżał rozpostarty na ziemi.Dwaj rabusie, którzy gozwiązywali, popatrzyli na siebie wybałuszonymi oczyma; z wyraznie pobladłymi twarzamizaczęli się dyskretnie, lecz bacznie przyglądać swoim ciałom, przyglądać bardzo dokładnie.Zar-thule poczuł, jak w rabusiach wzbiera strach jak potężniejące podmuchywschodniego wiatru nad pustynią Sheb.Splunął i uniósł miecz, krzycząc:- Słuchajcie! Wszyscy jesteście tchórzami i wierzycie w zabobony, bajdy, któreopowiadają wam żony, i inne brednie.Czego tu się bać? Jeden stary człowiek na samotnejczarnej wyspie pośród morza?- Ale ja widziałem twarz Cush-hada.- zaczął człowiek, który pobiegł za obłąkanymkapitanem.- Tylko ci się wydawało, że coś widziałeś - przerwał Zar-thule.- To było tylko migotanietwojej pochodni i nic więcej Cush-had był wariatem! - Ale.- Cush-had był wariatem! -powtórzył Zar-thule.Jego głos był teraz lodowaty.- Ty także jesteś niespełna rozumu? I dlaciebie jest jeszcze miejsce na dnie tej skalnej szczeliny? - Ale człowiek cofnął się i już się nie odezwał, a Zar-thule przywołał oprawców i kazał im zabrać się do roboty.Mijały godziny.Gleeth, stary Bóg Księżyca, z pewnością był ślepy i głuchy, a mimo to może jakośwyczuł rozdzierające krzyki i odór przypalanego ludzkiego ciała, który owej nocy unosił sięnad Arlyeh.Tej nocy bowiem bardzo szybko zniknął za horyzontem.Teraz jednak okaleczony i na poły zwęglony człowiek rozciągnięty na ziemi przeddrzwiami Domu Cthulhu nie miał już siły krzyczeć, a zdesperowany Zar-thule zdał sobiesprawę, że wkrótce kapłan wyzionie ducha.A mimo to Słowa nie zostały wypowiedziane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    ") ?>