[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Między wybrzeżem a łodzią pojawiały się od czasu do czasu niewielkie wysepki.Porastających je zarośli nie spotykali na kontynencie.Niektóre wysepki były zwieńczone drzewami, na innych rosły kwiaty, jeszcze inne pozostawały jałowymi, skalnymi garbami.Niekiedy wydawało się, że łódź zawadzi o podwodne rafy opasujące wysepki, ale jak dotąd prąd zawsze ją szczęśliwie znosił w ostatnim momencie.Po prawej burcie rozciągał się bezkresny ocean, tu i ówdzie upstrzony złowrogimi z wyglądu kształtami, o których naturze Gren i Yattmur nie mieli jeszcze pojęcia.Beznadziejność ich położenia, jak również jego zagadkowość ciążyła ludziom, nawet przywykłym do pośledniejszego miejsca w świecie.Jakby nie dość mieli kłopotów, podniosła się mgła, otulając łódź i kryjąc przed nimi wszystkie widoki.- Nigdy nie widziałam takiej gęstej mgły - powiedziała Yattmur, która stojąc przy swym partnerze, wyglądała za burtę.- Ani tak zimnej - dodał Gren.- Zauważyłaś, co się dzieje ze słońcem?W gęstniejącej mgle nic już nie było widać prócz morza tuż przy burcie, ogromnego, czerwonego słońca zwieszonego nisko nad wodą w stronie, z której płynęli, oraz nadbiegającego po falach promienia światła.Yattmur przytuliła się do Grena.- Zazwyczaj słońce świeciło wysoko nad nami - powiedziała.- Teraz wodny świat grozi mu połknięciem.- Grzybie, co się dzieje, kiedy słońce odchodzi? - zapytał Gren.- Kiedy słońce odchodzi, wtedy jest ciemno - zabrzęczał smardz i dodał z delikatną ironią: - Co sobie sam mogłeś wydedukować.Wkroczyliśmy w krainę wiecznego zachodu słońca i prąd znosi nas coraz dalej i dalej w jej głąb.Przemawiał powściągliwie, ale i tak Grena przebiegło drżenie ze strachu przed nieznanym.Przylgnął bliżej do Yattmur i oboje nie spuszczali oka ze słońca, przyćmionego i powiększonego w ciężkim od wilgoci powietrzu.Kiedy tak trwali przytuleni, jeden z widmowych kształtów, widocznych po prawej burcie, legł między łodzią a słońcem, wygryzając z niego wielki, poszczerbiony kawał.Prawie jednocześnie mgła zgęstniała i słońce znikło z pola widzenia.- Ooooch! Aaaach! - podniosły krzyk przerażenia brzunio - brzuchy Tuliły się do siebie w kupie zeschniętych liści na rufie, ale teraz popędziły na dziób do Grena i Yattmur.O potężny panie, o twórczyni przekładanek! - wołały, łapiąc ich za ręce.- Cały ten potężny wodnisty płynący świat to za dużo zła, za dużo zła, ponieważ odpłynęliśmy i straciliśmy cały świat.Świat zniknął przez to, że źle płyniemy, musimy szybko dobrze popłynąć, by go odzyskać.- Ich długie owłosienie lśniło od wilgoci, przewracały oczyma w dzikim przerażeniu.Wykrzykiwały swoje niedole, podskakując przy tym jak piłki.- Jakieś stworzenie zjadło słońce, o wielki Pasterzu!- Przestańcie się głupio wydzierać - powiedziała Yattmur.- Boimy się tak samo jak wy.- Nie, nie tak samo! - zawołał ze złością Gren, odtrącając od siebie ich lepkie dłonie.- Nikt nie potrafi bać się tak jak oni, ponieważ oni się boją zawsze.Trzymajcie się z dala, brzunio - brzucho - beksy! Słońce wyjdzie znowu, gdy mgła opadnie.- Dzielny okrutny Pasterzu - zawołało któreś ze stworzeń.- Ukryłeś słońce, by nas przerazić, bo nas już nie kochasz, chociaż my szczęśliwie radujemy się twoimi kochanymi razami i szczęśliwymi dobrymi złymi słowami! Ty.Gren walnął je, zadowolony, że może się wyładować.Nieborak odskoczył z piskiem.Jego towarzysze natychmiast rzucili się na niego, poszturchując go za brak zadowolenia z potężnych razów, jakimi został zaszczycony przez swego pana.Yattmur skoczyła mu na pomoc i wtedy wszystkich zwalił z nóg potężny wstrząs.Pokład przechylił się ostro i potoczyli się razem, całą szóstką, na kupę.Obsypały ich skorupy przezroczystej substancji.Yattmur wyszła z tego bez szwanku.Podniosła jeden odłamek.Kiedy go oglądała, w skorupie zaszła zmiana: skurczyła się, zostawiając tylko miniaturową kałużę wody w jej dłoni.Yattmur patrzyła na to zaskoczona.Nad dziobem łodzi wznosiła się ściana tej samej szklistej substancji.- Aha, złapała nas góra mgły - rzekła w otępieniu, zdając sobie sprawę, że uderzyli w jeden z widmowych kształtów, które widzieli na morzu.Gren poderwał się i uciszył głośne protesty brzunio - brzucho - ludzi.W dziobie łodzi ujrzał głębokie rozdarcie, przez które sączył się niewielki strumyczek wody.Wspiął się na burtę i rozejrzał.Ciepły prąd zniósł ich prosto na wielką szklistą górę, która sprawiała wrażenie, że unosi się na falach.Erozja utworzyła w niej pochyłą półkę na poziomie wody.Tam właśnie, na tę lodową plażę, zostali wepchnięci i ona to utrzymywała strzaskany dziób łodzi częściowo nad wodą.- Nie zatoniemy - uspokoił Yattmur - bo mamy pod sobą występ skalny.Ale łódź jest do niczego, zatonie bez tego oparcia.Istotnie, nabierała stale wody, o czym świadczyły jęki brzunio - brzuchów.- Co możemy zrobić? - zapytała Yattmur.- Powinniśmy byli chyba zostać na wyspie wysokiej skały?Gren niezdecydowany rozejrzał się dokoła.Nad pokładem zwisał ogromny rząd czegoś na kształt długich, ostrych zębów, jakby miał za chwilę przegryźć statek na pół [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •