[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cofnął się na podwy\szenie, na którym stałołó\ko, pociągnął za sznurek dzwonka i krzyknął: - Dziewczyno!Młoda kobieta wybiegła z korytarza znajdującego się najbli\ej wielkich drzwi i Gundaweizawołał do niej:- Wezwij stra\ników!Mę\czyzna zwany Guylerem odwrócił się do Petera Gundaweiego, mówiąc:- Muszę ju\ iść.Jednak to, co zostało ci podarowane, musi zostać odebrane.- Kiedy siępochylił, młodzieniec zobaczył coś w ciemnym wnętrzu jego oczu, coś dziwnego, co kazałomu się cofnąć.Wysoki mę\czyzna niezdarnie, lecz szybko zbli\ył się do Petera i wyprostowałrękę zakończoną pająkowatą dłonią o długich palcach.Trwało to krótką chwilę.Nie był touścisk ani potę\ny uchwyt, ale zwyczajny, prawie pieszczotliwy dotyk.Młodzieniec zostałwypuszczony, zachwiał się, potknął o podwy\szenie ło\a i wywrócił na plecy.Generał wszystko widział, równie\ chwilowy kontakt pomiędzy jego synem a Schweitzerem.Natychmiast ruszył w stronę wysokiego mę\czyzny z uniesioną do góry zaciśniętą pięścią.Wmiędzyczasie dziewczęta dyktatora biegały w ró\ne strony, bojąc się zagubić w labiryncie bocznych pokoi i korytarzy.Wielkie drzwi otwarły się, a krzyki tłoczących się przy nich\ołnierzy stawały się coraz głośniejsze.- Ty.ty.ty! - krzyczał generał, biorąc zamach i wymierzając wysokiemu Schweitzerowidruzgoczący cios w twarz.Ale gość wysunął błyskawicznie rękę i chwycił opadające ramię dyktatora, unieruchamiającje bez najmniejszego wysiłku.- O nie, generale.Nie ja, lecz ty!Wilson Gundawei poczuł dotyk, jego potę\ny cię\ar i niemała siła zmieściła się w chudychpalcach dziwnego przybysza.Jednak dotyk był czymś więcej ni\ zwykłym spotkaniempalców i skóry.Zapiekło, ale był to całkowicie niezrozumiały dla dyktatora rodzaj pieczenia.Coś jak potrząśnięcie lub prąd powodujący wibracje i uniemo\liwiający kontrolę nad ciałem.Najpierw obezwładniona została ręka, potem ramiona, szyja z głową a w końcu pozostałaczęść tułowia i wszystkie kończyny.Generał uwolnił się od swego tajemniczego gościa.Z trudem udało mu się wdrapać napodwy\szenie, po czym nogi odmówiły posłuszeństwa.Osunął się i siedział oparty plecami ołó\ko.Jego syn w nagle zbyt du\ym dla niego garniturze podczołgał się do jego stóp iprzekrwionymi oczyma patrzył, jak generał zaczyna się wić i krzyczeć w koszmarnej agonii.Krańcowo przera\ony młodzieniec zawołał:- Ojcze?!.Ojcze!Ale generał najwyrazniej go nie słyszał.Kurczowo chwycił szlafrok, rozsunął poły i chwyciłsię za brzuch.Jego pępek rozciągał się powoli, powiększając się i otwierając.W końcuutworzył się w tym miejscu zwieracz, który zaczął zwijać się do wnętrza, coraz bardziejwybrzuszając \ołądek, który wyglądał jak przejrzały granat pękający na słońcu.Jego soczysteczerwone nasiona, mią\sz oraz wnętrzności stały się w pełni widoczne.Peter Gundawei rzucił błagalne spojrzenie wysokiemu mę\czyznie i wyciągnął dr\ącą rękę wjego kierunku, lecz ten wzruszył tylko ramionami, mówiąc:- To kara.- Po czym zupełnie niespodziewanie w przera\ający sposób okazał emocje albopewien rodzaj emocji.Kołysząc się na piętach wydał z siebie coś, co mogło przypominaćjedynie śmiech szaleńca.Po chwili zamilkł, dotknął przycisk na czymś, co wyglądało naniezbyt drogi zegarek, i skinął głową wyra\ając tym gestem coś w rodzaju cynicznegopo\egnania.Następnie wysoka, szczupła postać zamigotała jak fatamorgana, zrobiła sięprzezroczysta i zniknęła.Odeszła, rozpłynęła się, jakby jej nigdy wcześniej nie było.Z ogromnych \yrandoli na marmurową podłogę poleciały dymiące drobiny szkła kilkupękniętych \arówek.Elektryczne połączenia w lampach oraz w wiszącym wentylatorzezaszumiały.Roje białych, gorących iskier pofrunęły na wszystkie strony.Wielki wiatraknajpierw zwolnił, a następnie zaczął coraz prędzej wirować, niebezpiecznie kołysząc się upodstawy.Aopaty wiatraka ze świstem rozcinały zadymione powietrze.Chwilę pózniej całeurządzenie urwało się i z hukiem uderzyło o podłogę.Słychać było jedynie przerazliwe krzyki półnagich dziewcząt generała i stukot podkutychbutów biegnących \ołnierzy, którzy trzymali w rękach broń gotową do strzału.Peter Gundawei, przerazliwie chudy, z wybałuszonymi brązowymi oczami, z zapadniętymipoliczkami, próbował odsunąć się od ojca, ale wcią\ nie potrafił oderwać wzroku od ciałagenerała, które oddzielało się od kości, podczas gdy jego płyny spływały z podwy\szenia namarmurową podłogę.Oficer dy\urny, starszy mę\czyzna w randze kapitana, podszedł do ło\a i zobaczył generałaWilsona Gundaweiego, który wcią\ \ył.Mrugał gwałtownie oczami.choć w tym samymczasie jego mózg wysuwał się z rozszerzonego ucha, a górna warga i nos były wywinięte dowewnątrz, zsuwając się z jednolitej, podobnej do maski, ociekającej krwią czaszki! Nieopodal syn generała, Peter Gundawei, kończył swe \ycie w pomiętym białym garniturzeokrywającym jego chore, zniszczone przez AIDS ciało.Kapitan patrzył na to wszystko przez dłu\szą chwilę, ledwie akceptując to, co widzą jegooczy.Jedna z dziewcząt podbiegła do niego, krzycząc:- Ojcze! Och, ojcze! - To była jego córka.Kapitan w końcu wiedział, co powinien zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    6.php") ?>