[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zwiadkiem Sabina, żem poodprawiała lepszych od asana, którego miłuję, sama nie wiem zaco i dlaczego.Więc dosyć masz tego lamentu mojego; niech się losy rozstrzygają: albo mów,że się żenisz, albo idz z moich oczów na wieki.Rzekłszy to czekała, a jam stał jak owa biblijna żona Lotowa w słup soli obrócona; czułem żeoto tu się losy mojego życia rozstrzygać mają, i to tak, nie czekając, nie mając czasu donamysłu.Jeszczem milczał, gdy mi powtórzyła: Mów i kończ, niech wiem, co mnie czeka.Począłem kręcąc z dala, w tej myśli, a nuż misię uda zwłokę utargować i aby czas do refleksyi. Pani strażnikowo dobrodziejko!Stuknęła nogą i przerwała mi: Bez tytułów i bez próżnych słów, miałeś czas mnie poznać, przypatrzeć się, w ręcecałowałeś; fuspirów było dość, mówiłeś dużo o wszelakich szczęśliwościach, którycheś odemnie żądał i spodziewał się; nie wybiegasz się teraz: mów a nie bałamuć.Przyszedł mi, podczas gdy mówiła, jeden jedyny salwowania się sposób.Ująłem ją za rękę,którą mi dała. Strażnikowo dobrodziejko  odezwałem się  com raz rzekł, nie odwołuję,szczęśliwości od niej czekam i ją tylko mam na myśli; lecz wiadome jej położenie moje: iżsobą nie władam, że starościnie Motuńskiej winienem wszystko, i że jej dałem słowouroczyste, przysiędze się równające, iż bez jej zezwolenia, sobą dysponować nie będę: tegoprzyrzeczenia łamać nie mogę.Rzuciła się gniewnie, ale wnet pohamowała. Dobrze  zawołała  zgoda na to: chodz Waćpan ze mną do gabinetu.Jest co do pisaniapotrzeba, napisz mi tu zaraz list do niej, iż w małżeństwie ze mną upatrujesz szczęście; a japostscriptum dołożę, iż słowośmy sobie dali, którego dotrzymać, bodajby najdłużej czekaćtrzeba było, mam niezmienne postanowienie.Wzięła mnie tedy jak rybę w saku, nie było już sposobu się wymawiać: szedłem słowa niemówiąc za stół.P.Sabina, która oczywiście u drzwi nadsłuchiwać musiała, wnet papierodkroiła i pióro podsunęła, a strażnikowa wzięła się mi dyktować.Była zaś tak baczna iniedowierzająca, że stojąc za mną na litery, którem stawiał patrzała i konfrontowała je, abymwyrażenia jakiego nie zmodyfikował.List tedy stanął jak chciała, do którego ona siadłszy uczyniła postscriptum tej treści, jakmówiła, z wielką pokorą submitując się starościnie i polecając sercu jej łaskawemu nas oboje.Dla większej zaś pewności, zaraz przy pannie Sabinie pierścień z palca zdjąwszy, dała mi gona palec, a żem ja w zamian nie miał co dać, tylko sygnet mój herbowy na krwawniku rżnięty,zdjęła mi go i zabrała.Tak, gdym się tego najmniej spodziewał, zaręczyłem się z nią, i o północy odprawiony już zczułością wielką, gdy mi przez ciemne pokoje panna Sabina idąc świeciła, wyszedłem od niej,jak pijany.Dopiero w ulicy gdym stanął:Alea jacta est!  powiedziałem sobie. Nie przelewki! Nie puści już ona mnie.bywajzdrów, panie Mateuszu kawalerze, skończyły się brykania swobodne, pójdziesz pod jarzmozłote!Nim pod Orła doszedłem, choć wieczór był zimny i wiatr przeszywający, z aprehensyispotniałem i wprost (choć na dole jeszcze w sali głosy słychać było) na górę poszedłem,gdziem na kolana się rzuciwszy, jak bóbr płakał.Jarmużka to widząc, w kącie sobie też beczeć począł, jakiegoś srogiego nieszczęścia siędomyślając.Gdym wstał, że jeszczem się, mimo pierścienia na palcu z losem swym pogodzić nie mógł,desperacka mi myśl przyszła. Postanowiłem szczęścia próbować, a nuż się wyzwolę, bo mnie strach coraz okrutniejszyogarniał.Siadłem list pisać do ciotki starościnej, relacyą jej zdając jak najwierniejszą z tego wieczora iz listu pierwszego, żem go pod dyletą, i naciskiem pisać musiał, reverenter acz nie bardzovolens, i że gdyby starościnie owo projektowane małżeństwo moje nie zdało się, ja do woli jejzastosować się chcę i przyrzekam.Jeśli w tem pewna chytrość była, księże kanoniku, dobrodzieju mój najłaskawszy, nie mażona mi przebaczona być, gdy o los życia mojego całego chodziło?? Im ów termin fatalnystawania do ołtarza i wyrzeczenia strasznej przysięgi, bliższym był, tem trwoga więcejogarniała duszę.Stąd i ów list do ciotki, w której ręce poddałem losy moje.Zdawało mi się, iż chociaż w liściepisanym do mnie wprzódy, o projekcie się wyraziła dubitative, ani go pochwalając, aniodpychając, gdy tu przyjdzie wyrokować, starościna się zawaha i konsensu grzecznieodmówi.Dosiedziawszy mało nie do rana nad tem pismem, zapieczętowawszy je, Jarmużkę zbudziłemi przykazałem mu skoro dzień, na pocztę biedz i list oddać koniecznie.Zdało mi się, że on wyprzedzić powinien ów pierwszy i starościnę do niego przygotować.Tchnąłem lżej sprawiwszy to dzieło, i całą butelkę piwa stojącą przy łóżku wypiwszy jednymtchem, ległem odpoczywać.Stale już miałem postanowienie, bądz co bądz bylem się rozwiązał, za wygranę daćpodstolinom, strażnikowym, starostwu, wszystkim tentacyom szatańskim, i do Jasieńcapowracać, a życie prowadzić dawne, po którem nigdy ni zgryzot tyle nie zostawało, i mętówco tu, gdzie najmilsza zabawa obracała mi się w truciznę.Wspomnieć muszę jeszcze, iż w tych dniach jakoś, francuz na którego liczyłem, że mipożyczone mu dukaty zwróci, przyszedł do mnie w takim stanie, iż kommizeracyą obudzał.Mógłbym był go nie poznać, bo odzienie na nim jakieś liche było i stare, opuchłą gębę miałzawiązaną, a dawna fantazya opuściła go zupełnie.Przyszedłszy do mnie siadł i odpoczywał, bo mu tchu niestawało; potem mi się skarżyć zacząłna kraj, na ludzi, na los swój, na kobiety i do tego doszedł, że mi się wprost przyznał, iż nietylko zapłacić mi nie ma czem, ale choćby o jednego dukata prosić musi, bo jeść nie będziemiał za co.Tak malował swój stan wymownie wielce i do serca przemawiająco, że mu z chęcią dałemdwa czerwone złote, dług dawny ad feliciora prolongującWedług opowieści jego, wszystkie nieszczęścia jakim popadł, na sumieniu miała strażnikowa,która mu słowo była dała za niego iść; ale do tego się nie przyznawał, iż przed niąpułkownikiem się głosił i o fortunie mówił, której bodaj nigdy nie miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •