[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko dlatego nie oderwaÅ‚ gÅ‚o-wy Twi lekianinowi, ¿e trudno byÅ‚o znalexæ dobrego kamerdyne-ra, przyzwyczajonego do ró¿nych jego humorów i zachcianek.Kwestionujesz nie tylko inteligencjê mojego syna, ale i jego lojal-noSæ.Zdajê sobie sprawê, ¿e czÅ‚onkowie twojej rasy maj¹ tylkomgliste pojêcie o znaczeniu tego sÅ‚owa.Ale Trandoszanie Cra-dossk uderzyÅ‚ piêSci¹ we wÅ‚asn¹ pierS maj¹ j¹ we krwi.Honori lojalnoSæ, i ta wiara, która Å‚¹czy czÅ‚onków rodziny a¿ po najdal-sze pokolenia, to zasady nie podlegaj¹ce dyskusji. Dopraszam siê o wybaczenie. ze zÅ‚o¿onymi bÅ‚agalniedÅ‚oñmi Twi lekianin kiwaÅ‚ siê w przód i w tyÅ‚ przed Cradosskiemna miêkkich ze zdenerwowania nogach. Nie miaÅ‚em zamiaru oka-zaæ braku szacunku. Dobrze, ju¿ dobrze. Cradossk odesÅ‚aÅ‚ sÅ‚u¿¹cego szybkim,pogardliwym gestem. Poniewa¿ jesteS idiot¹, pominê milczeniemtwoje obraxliwe uwagi. Ale ich nie zapomni.Pielêgnowanie przezcaÅ‚e lata peÅ‚nych urazy wspomnieñ byÅ‚o jeszcze jedn¹ z charakte-rystycznych cech Trandoszan. A teraz precz z moich oczu, za-nim znowu dasz mi powód, bym zgÅ‚odniaÅ‚.Twi lekianin wycofywaÅ‚ siê z komnaty zgiêty w pół w ukÅ‚o-nach.Mo¿e powinienem go po¿reæ, zastanawiaÅ‚ siê Cradossk, wkÅ‚a-daj¹c swobodny, domowy strój uszyty ze skór swoich byÅ‚ych127podwÅ‚adnych.Zachowanie pracowników wynajmowanych przezGildiê stawaÅ‚o siê coraz bardziej niedbaÅ‚e.Znalezienie odpowied-niego personelu byÅ‚o problemem od dziesiêcioleci; pod tym wzglê-dem Gildia miaÅ‚a te same problemy co Huttowie.Niewiele byÅ‚oistot w galaktyce na tyle zdesperowanych, by szukaæ zatrudnieniaw miejscach, gdzie zagro¿enie Smierci¹ nale¿aÅ‚o do codziennoSci.ZastanawiaÅ‚ siê, czy zdÅ‚awienie Republiki przez Imperatora Palpa-tine a poprawi tê sytuacjê, czy wrêcz przeciwnie.UstanowienieImperium zapowiadaÅ‚o zwiêkszenie odsetka nieszczêSników w ga-laktyce co bardzo odpowiadaÅ‚o Cradosskowi ale z drugiej stro-ny zapowiadaÅ‚o SciSlejsz¹ kontrolê nad mieszkañcami rozmaitychSwiatów.A to rokowaÅ‚o niedobrze.Jest nad czym mySleæ.Czuj¹c ciê¿ar wieku, Cradossk poczÅ‚a-paÅ‚ do komnaty koSci pamiêci poÅ‚¹czonej z bawialni¹.ZapaliÅ‚ jed-n¹ ze Swiec stoj¹cych we wnêce o okopconych Scianach, na gru-bej warstwie stê¿aÅ‚ego, Sciekaj¹cego wosku; peÅ‚gaj¹cy pÅ‚omyk posÅ‚aÅ‚dr¿¹c¹ mozaikê cieni na Sciany i wisz¹ce na nich skarby.Od dawna nie miaÅ‚ okazji powiêkszyæ swojej kolekcji o kolej-ne memento.Czas polowañ ju¿ dla mnie min¹Å‚, pomySlaÅ‚ Cra-dossk nie bez ¿alu.ZagÅ‚êbiaÅ‚ siê coraz bardziej w rozjaSniony bia-Å‚ymi koSæmi mrok komnaty, pozwalaj¹c pÅ‚yn¹æ wspomnieniomo pokonanych rywalach i gÅ‚upich, krn¹brnych jeñcach.A¿ doszedÅ‚ do najstarszych, najcieñszych koSci.Wygl¹daÅ‚y,jakby pochodziÅ‚y z gniazda ptaka, znalezionego na planecie, naktórej wszystkie formy ¿ycia wyginêÅ‚y przed wiekami.Cradosskwzi¹Å‚ kilka do rêki i przyjrzaÅ‚ siê im uwa¿nie.WidniaÅ‚y na nichSlady zêbów maleñkich, ostrych z¹bków pisklaka.Zêbów niestêpionych przez twarde ciaÅ‚a wrogów.To byÅ‚y Slady jego zêbów,zostawione w chwilê potem, jak wyszedÅ‚ z torby jajowej swojejmatki.KoSci nale¿aÅ‚y do jego braci, wyklutych z jaj o sekundypóxniej ni¿ on.Za póxno, jak dla nich.Cradossk westchn¹Å‚.ZastanawiaÅ‚ siê nad zagadk¹ wÅ‚asnej wro-dzonej m¹droSci, która zaprowadziÅ‚a go tak daleko.Ostro¿nie odÅ‚o¿yÅ‚koSci swoich braci na wypolerowan¹ nag¹ Scianê, gdzie je trzymaÅ‚.To byÅ‚o coS, czego istoty mniej znacz¹ce, takie jak ten skretyniaÅ‚yTwi lekianin, nigdy nie zrozumiej¹.Rodzina, lojalnoSæ i honor.LitowaÅ‚ siê nad takimi istotami.Nie miaÅ‚y ¿adnego poczuciatradycji.128Twi lekianin przymkn¹Å‚ drzwi do bawialni, pozostawiaj¹c szpa-rê.Tylko na tyle, by widzieæ, co stary Trandoszanin zamierza te-raz robiæ.Cradossk przeszedÅ‚ do komnaty ze swoj¹ makabryczn¹ ko-lekcj¹.PÅ‚omieñ Swiecy rysowaÅ‚ cieñ jego sylwetki wSród stosówkoSci.Rwietnie, pomySlaÅ‚ Twi lekianin.Jego szef zwykle przesia-dywaÅ‚ w tej komnacie godzinami, gÅ‚aszcz¹c koSci, wspominaj¹ci czasami zapadaj¹c w sen.RniÅ‚ wtedy pochrapuj¹c i poSwistuj¹c,tuliÅ‚ w pazurach czyj¹S rozszczepion¹ goleñ.MiaÅ‚ zatem mnóstwo czasu.Bezszelestnie domkn¹Å‚ drzwii szybko przeszedÅ‚ do innej czêSci kompleksu mieszkaniowego GildiiAowców Nagród.Do kwater Bosska. Doskonale podsumowaÅ‚ jego raport mÅ‚odszy Trandosza-nin. JesteS pewien? Ale¿ oczywiScie. Twi lekianin nawet nie próbowaÅ‚ ukryæzÅ‚oSliwoSci w uSmiechu. SÅ‚u¿ê twojemu ojcu ju¿ od dÅ‚u¿szegoczasu.DÅ‚u¿ej ni¿ którykolwiek z jego poprzednich kamerdyne-rów.Nie prze¿yÅ‚bym tak dÅ‚ugo, gdybym nie rozumiaÅ‚ jego proce-sów mySlowych.Umiem odgadn¹æ, co staremu chodzi po gÅ‚owie,tak samo dokÅ‚adnie, jakbym odczytywaÅ‚ wykresy z ekranu.I mogêci powiedzieæ jedno: ten stary gÅ‚upiec darzy ciê absolutnym zaufa-niem.Sam mi powiedziaÅ‚, ¿e wÅ‚aSnie dlatego posÅ‚aÅ‚ ciê na rozmo-wê z Bob¹ Fettem.Rozparty w zÅ‚oconym krzeSle Bossk z aprobat¹ kiwn¹Å‚ gÅ‚ow¹. Jestem pewien, ¿e mój ojciec miaÅ‚ wiele do powiedzenia.O lojalnoSci i honorze.I o innych rzeczach wartych tyle, co Å‚ajnonerfa. Jak zwykle. To musi byæ najtrudniejsze w twojej pracy zauwa¿yÅ‚Bossk. SÅ‚uchanie tego, co plot¹ gÅ‚upcy.Nawet sobie nie wyobra¿asz, jak bardzo, pomySlaÅ‚ Twi le-kianin. PrzyzwyczaiÅ‚em siê powiedziaÅ‚ na gÅ‚os.Bossk znowu pokiwaÅ‚ gÅ‚ow¹. Zbli¿a siê chwila, kiedy nie bêdziesz ju¿ musiaÅ‚ dÅ‚u¿ej wy-sÅ‚uchiwaæ tego akurat gÅ‚upca.Kiedy ja bêdê kierowaÅ‚ Gildi¹, spra-wy bêd¹ wygl¹daæ inaczej. Tego wÅ‚aSnie siê spodziewam przytakn¹Å‚ Twi lekianin,w duszy mówi¹c sobie: Akurat!.Uwa¿aÅ‚ jednak, by wyraz twa-rzy nie zdradziÅ‚ jego mySli. Do tego czasu zaS.9 Mandaloriañska zbroja 129 Do tego czasu na twoje prywatne konto wpÅ‚ynie okr¹gÅ‚asumka.Wyraz wdziêcznoSci za wszystkie usÅ‚ugi. Bossk odpra-wiÅ‚ go niedbaÅ‚ym gestem uniesionych pazurów. Mo¿esz odejSæ.Ten gÅ‚upiec ma racjê co do jednego, pomySlaÅ‚ Twi lekianin.Poczucie zadowolenia z siebie rozgrzewaÅ‚o go od wewn¹trz, kiedyszedÅ‚ w stronê swoich pokoi.OdwalaÅ‚ kawaÅ‚ dobrej roboty.dla siebie samego.Boba Fett usÅ‚yszaÅ‚ szczêkniêcie otwieranych drzwi.MusiaÅ‚zapanowaæ nad najgÅ‚êbiej zakodowanymi odruchami, dziêki któ-rym zdoÅ‚aÅ‚ prze¿yæ w tym twardym wszechSwiecie, by nie odwró-ciæ siê do nich przodem.Wiêcej Å‚owców straciÅ‚o ¿ycie od blasteraprzepalaj¹cego ich krêgosÅ‚up ni¿ w starciu z przeciwnikiem twarz¹w twarz.Fett wiedziaÅ‚ o tym lepiej ni¿ ktokolwiek inny samwypraktykowaÅ‚ ten sposób. Przepraszam. daÅ‚ siê sÅ‚yszeæ od drzwi ostro¿ny gÅ‚os.To dlatego staÅ‚ tyÅ‚em.¯eby tym, którzy przyjd¹ do tej wilgot-nej nory, aby z nim porozmawiaæ, daæ wra¿enie psychologicznejprzewagi.Niektórzy z czÅ‚onków Gildii Aowców Nagród byli co-kolwiek upoSledzeni, jeSli chodzi o odwagê.Trudno mu byÅ‚o wy-obraziæ sobie, dlaczego w takim razie uwierzyli, ¿e nadaj¹ siê dotego rzemiosÅ‚a.Gdyby wchodz¹c do pokoju zobaczyli wprost przedsob¹ czarny, w¹ski wizjer jego heÅ‚mu, pewnie czmychnêliby z po-wrotem, zanim zdoÅ‚aÅ‚by otworzyæ usta. Tak? Boba Fett odwróciÅ‚ siê powoli i na tyle niegroxnie,jak tylko byÅ‚o to mo¿liwe u kogoS o jego reputacji. O co chodzi? Tak sobie mySlaÅ‚em. w drzwiach staÅ‚ maÅ‚y Å‚owca nagródz du¿ymi owadzimi oczami i wtykami oddechowymi..czy mógÅ‚-bym zamieniæ z panem słówko.Jak on siê nazywaÅ‚? W oczach Boby Fetta nie ró¿nili siê ni-czym od siebie.Zuckuss, przypomniaÅ‚ sobie.Partner Bosska, przy-najmniej ostatnio, kiedy sprz¹tn¹Å‚ im sprzed nosa tego ksiêgowe-go, Nila Posonduma. OczywiScie, jeSli pan jest zajêty. Zuckuss zÅ‚¹czyÅ‚ dÅ‚onienerwowym gestem. Mogê przyjSæ kiedy indziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
Index01.Kenner Julie Trylogia Starka Uwolnij mnie
Moore Graham Sherlockista
Diana Palmer ÂŚlubne marzenia
Coulter Catherine PieÂśń 06 Klatwa Penwyth
Monroe Mary Alice Lato marzen
AJ Jarrett Warriors of the Light 2 Astrid's Wish
Sw. Tomasz z Akwinu 12. Suma Tom XII
Cherrie Lynn Do szaleństwa
Roberts Nora Zaklęte uczucia (Zniewolenie; Urzeczona)
Neil Strauss Gra ver.2