[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas kiedy wchodziliśmy do sklepów które tak pachniały.Zatrudniających licealistów w fartuchach którzy usiłowali nałożyć twarde lody.Wtedy wydawałysię okrutnie twarde.Po co trzymać je tak zmrożone? Chude dziewczyny które odrzucały włosyw tył i traktowały każdy rożek jak odwiecznego wroga.Moje ulubione rumowo-rodzynkowe.Melissy pistacjowe.Albo jakiekolwiek z kawałkami toffi.Ale uwielbiałem lodowy deserkarmelowy.Zlina napływa mi do ust przy drzewie.Teraz pewnie bym za niego zabił, możedosłownie.Jasper jest cierpliwy.Siada, potem się kładzie.Dawniej puściłby się do przodu i obiegłnasze flanki, szeroko, przecinając szlak raz za razem, idąc za węchem, wietrząc zdobycz, pełenenergii, ale teraz z przyjemnością odpoczywa.Ja też.Nigdzie nam się nie spieszy.Na lotniskujest mnóstwo zapasów jedzenia a Bangley poradzi sobie beze mnie przez kilka dni, chociaż mamnadzieję że niezbyt dobrze.Zawsze ten niepokój kiedy idziemy w góry, że tak spodoba mu siębardziej.W samotności.Chociaż jest na tyle mądry, na tyle dobrym strategiem żeby wiedzieć żena dłuższą metę jego szanse maleją.Poza tym nie jest rolnikiem.Jasper przechodził to już zbytwiele razy i ma dość taktu żeby nie okazywać zażenowania.Obejmowanie drzewa, mamrotanie.Tej nocy wciąż trwa noc, choć już niedługo nie mówię ani słowa bo tej nocy trochę siępilnuję i zawsze gardziłem sentymentalizmem, może dlatego że sam cierpię na tę przypadłość.Ale teraz to drzewo pachnie niemal słodziej niż cokolwiek innego w naszym świecie i pachnieprzeszłością.Dawniej jedną z najsłodszych rzeczy były jabłka.W Ameryce Północnej.Dlatego byłytakim przysmakiem, dlatego uczniowie zostawiali je na biurku nauczyciela żeby się przypodobać.Miód i jabłka.Melasa.Cukier klonowy w północnych lasach.Słodycze w Boże Narodzenie.Sensłodki, pyszny, łakomy.Czasem jesienią wracając z patrolu lądujemy w sadzie na północ odLongmont.Niezliczone akry jabłek, odmian których nazw nie znam, większość drzew od dawnamartwa z braku wody, te żywe wzdłuż starych niewyschniętych jeszcze kanałów zarosły, pokryłysię nowymi pędami, na powrót zdziczały, jabłka skarlałe, napoczęte, toczone przez robaki alesłodkie.Słodsze niż wcześniej.Cokolwiek pozostało z tego co destylują ma teraz większestężenie dzięki ich bezgranicznej i groznej wolności.Biorę głęboki oddech, ręce rozciągnięte wokół, wnętrza dłoni na szorstkiej powierzchniktóra jakimś sposobem jest cieplejsza od powietrza, palce trzymają spękany sztruks kory niemalz tą samą sympatią, tym samym poczuciem spełnienia, z jakim trzymałyby krągłości kobiety.Te małe co? Przyjemności.A zapach to zawsze zapach sam w sobie i jeszcze pamięć, niewiem dlaczego.Wspinamy się wzdłuż strumienia a ziarnista szarość sączy się między wysokimiszkieletami drzew, wyniszczonymi przez chrząszcze sosnami żółtymi i wydmowymi, o gałęziachpozbawionych igieł, z pustymi rękoma w obliczu śmierci. Nadal nie lubię tego miejsca.Martwego lasu.Który zaczął umierać wielkimi połaciamidwadzieścia lat przed.Wspinamy się.Schodzimy na kamienisty brzeg, na głazy zaokrąglone jakjajka.%7łeby odpocząć, napić się, potem wspinać się dalej.Wyżej między świerki i jodły którewciąż są wonne i gęste jeszcze od głębokiej ciemności.Jasper.No chodz.Zostajesz w tyle piesku.Kiepsko się czujesz?Przeczesuję jego gęstą krótką sierść wzdłuż guzkowatego grzbietu kręgosłupa aż po luznąskórę na karku i drapię.Drapię.Uwielbia to.Odwraca głowę w drugą stronę żeby napiąć skórę.Następnym razem muszę zabrać aspirynę.Mamy mnóstwo aspiryny.Bangley mówi, żepowinniśmy ją zażywać codziennie żeby nie dostać Alzheimera.%7łebyśmy nie zapomnieli co my tu kurwa robimy! woła, bliski radości jak nigdy.%7łebyś ty nie zapomniał.Dla ciebie to chyba ważniejsze niż dla mnie, Hig.Pamiętaćo różnych pierdołach.Bierz tą cholerną aspirynę.Bangley na swój sposób spostrzegawczy, znawca charakterów.Odpoczywamy.Ja siadam na kamieniu nad stawem a Jasper układa mi się na stopach.Robi tak kiedy nie czuje się dobrze.Już rano, szarość nasycona kolorem.Nikło.Odpoczywamydopóki słońce nie zaczyna przeświecać prosto przez drzewa, delikatnie brzęcząc, przysięgam, jakpoluzowane struny banjo.Strumień odpowiada, pluśnięcie i brzeg.Zeszłej jesieni widziałem ślady łosia.Jeden rząd który prowadził od ciemnego świerkuodcisnął się w szlamie w miejscu gdzie latem płynął strumień i urywał się na gładkichzakurzonych kamykach żwirowej łachy.Jeden.Duża klępa.Duch.Podobno odeszły, wszystkie.Pisk.Zimorodek.Czasem towarzystwa dotrzymuje nam zimorodek.Zpiewa w górzestrumienia przed nami.Jego pikujący lot przypomina mi przewody telefoniczne obciążonelodem, ten sam łuk raz po raz po raz.Przysiada na martwym konarze nad strumieniem, piszczy,znów się podrywa.Jakby kazał nam za sobą nadążać.Całe mile.Może samotny, pozbawionytowarzystwa.Czasem pluszcz podskakujący na kamieniach nad brzegiem wody.Może razw roku widujemy rybołowa.Lubimy te ptaki, co Jasp?Na chwilę otwiera oko, nie podnosi łba z mojego buta.Jeśli powiem coś jeszcze, znam gona tyle: podniesie łeb żeby spojrzeć na mnie i sprawdzić czy ten temat faktycznie go dotyczy, czynie potrzebuję jego rady, a wtedy nie spuści ze mnie wzroku dopóki nie zorientuje się w sytuacjiczy może to nic takiego, więc nic już nie mówię.Niech sobie odpocznie.*Budzimy się i ruszamy.Strome podejście, kręta ścieżka na pierwszy bastion wzgórz.W południe przechodzimy przez starą autostradę stanową.Nawet nie dotykamyspękanego makadamu, idziemy pod dużym przepustem z blachy falistej, teraz suchym, bopowódz wymyła wszelkie ślady życia i zawróciła strumień.Pusta przestrzeń.Myślę o Jonaszui brzuchu wieloryba.Dawniej krzyczałem i śpiewałem w środku żeby usłyszeć swojespotęgowane echo, ale teraz już nie.Jasper tego nie lubił.Przechodzimy przez autostradę i idziemy w górę wzdłuż strumienia.Czekam aż Jaspermnie dogoni.Sztywno porusza biodrami, urywany oddech, zadyszka.Pierwszy długi spacerw tym roku, pewnie jest w kiepskiej formie tak jak ja, to ten zimowy tłuszczyk.*Dwa wilki.Dwa rzędy śladów pojawiają się i znikają w miałkim błocie na samym skrajuwody, szybkie tempo.Zwracają uwagę Jaspera.Na moment
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexPeter Berling Dzieci Graala 01 Dzieci Graala
Blatty William Peter Egzorcysta 01 Egzorcysta(1)
Hamilton Peter Œwit nocy 03 Nagi Bóg 03 Wiara
Peter Richardson American Prophet, The Life and Work of Carey McWilliams (2005)
Peter Duncan Russian Messianism, Third Rome, Holy Revolution, Communism and After (2000)
Peter Stearns Consumerism in World History, The Global Transformation of Desire (2006)
Kellerman Faye Peter Decker & Rina Lazarus 12 PrzeÂœladowca
Peter de Rose Namiesticy Chrystusa ciemna strona papiestwa
Peter de Rosa Namiestnicy Chrystusa Ciemna strona papiestwa
Chadwick Elizabeth Córki Graala