[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiele znamsię na krawiectwie, ale moim zdaniem można byłoby całą mojąkreację poobszywać guzikami wszerz i wzdłuż w tym czasie, któ-ry spędziłam na czekaniu w salonie pani Grażyny.Wściekła, cokilka minut zerkałam na zegarek. Skończy się na tym Myślałam że zostanę na niedzielę nie uczesana.A mnie jest bardzo nie dotwarzy, kiedy mam rozczochrany łeb.Nie mogę przecież185przynieść wstydu panu inżynierowi.Spocona, mimo chłodnego powietrza, od szybkiego biegu idzwigania pakunków, wdarłam się wreszcie do pana Feliksa przemocą, bo jedna z panienek-uczennic właśnie przekręcałaklucz w drzwiach wejściowych. Już nikogo dziś nie czeszemy zapiszczało panniskoskrzekliwym dyszkantem.Faktycznie, salon fryzjerski pustoszał z minuty na minutę.Klientki opuszczały foteliki, przeglądały się kokieteryjnie w lu-strach od przodu, z boku i od tyłu, niewiele już nawet gryma-sząc, ubierały się pośpiesznie i znikały za szklanymi drzwiami,żegnane przez kłaniających się uprzejmie panów Bronisława,Zdzisława i mojego Feliksa.Wiadomo sobota.Na każdą z nasczekają domowe obowiązki albo ktoś, z kim się pójdzie do kina.Albo do cukierni.Albo z wizytą.Pan Zdzisław zdjął już biały fartuch i w cywilu sprawdzał li-stę zakupów, które poleciła zrobić mu tego dnia małżonka.Posklepach biegała oczywiście jedna z uczennic, ale zanieść do do-mu ciężką torbę musi już pan Zdzisław sam, osobiście i własno-ręcznie.W zakładzie bez litości pogania podległy mu personelkobiecy ale w domu pokornieje wiadomo w całym Zwierniku,że nie ma drugiego takiego pantoflarza.Pan Bronisław liczył kasę,zerkając raz po raz ku drzwiom.Wiedziałam czeka na narzeczo-ną.Miła dziewczyna, jedna z ekspedientek u Broni Wiśniewskiej.Bardzo wymagająca.Pan Bronisław musi wyglądać jak manekin zwitryny salonu mody inaczej nigdzie z nim nie pójdzie.Tylko mój pan Feliks miotał się jeszcze przy fryzurze jakiejśklientki.Uczesanie przypominało weselny tort u Hajduków, tylkosrebrnej róży pośrodku brakowało i lukrowanego napisu.Nie186mogłam się nadziwić, że pan Feliks skonstruował takie szkara-dzieństwo.Ma przecież dobry gust. Panie Feliksie! złożyłam błagalnie ręce. Litości dlakobiety, która ma jutro galowy obiad!Aypnął na mnie złym okiem. A litość dla mnie gdzie? Tyle godzin na nogach, że ledwożyję.No, trudno.Siostra Anna wie, że mam do niej słabość.Ola,umyj pani głowę!Ola o mało nie wydarła mi połowy czupryny.Nadąsana, burk-nęła niezbyt uprzejmie, oblewając mnie prawie lodowatym stru-mieniem wody: Ale już nie zostanę.Do kina idę na ósmą. A idz, idz mruknął pan Feliks. Ja już sobie sam pora-dzę.No i widzi pani perorował, kiedy za Olą zamknęły się ztrzaskiem drzwi jak to dziś jest z personelem.Nikomu robić sięnie chce.Kiedy ja uczyłem się fachu, po pracy jeszcze dzieci panipryncypałowej musiałem niańczyć.A pryncypał z małżonką uda-wał się do kina.Zostaliśmy z panem Feliksem we dwoje, sami w zakładzie.Zamontowane na przeciwległych ścianach lustra odbijały wielo-krotnie nasze postacie.Moją siedzącą, i pana Feliksa krążące-go dookoła mnie. Czy mogę być szczera, panie Feliksie? zagadnęłam go,gdy cisza w zakładzie, tak zwykle rojnym i gwarnym, wydała misię drażniąco nienaturalna. Ależ oczywiście! zakrzyknął entuzjastycznie. To uczesanie, które pan wykańczał przed chwilą.bardzobyło efektowne, ale nie podobało mi się. Koszmarne! potwierdził skwapliwie. Ale co robić, sio-stro droga, kiedy ona koniecznie takie właśnie chciała mieć.187Przepraszam, że tak powiem, ale na babskie fochy i fumy nie malekarstwa.A ta, z tą kopą siana na głowie, wyjątkowo wrednagrymaśnica. Nadokuczają panu te babki przez cały dzień powiedzia-łam współczująco. Co robić westchnął. Trzeba się było przyzwyczaić.Po męczącym dniu miałam ochotę na banalną, nie wymagającąfatygi pogawędkę, zauważyłam więc, nie siląc się na oryginal-ność: Jak do każdej pracy, razem z tym, co w niej przyjemne i coniedogodne.Czy myśli pan, że ja tak od razu przywykłam do mo-jego zajęcia?Pan Feliks obejrzał krytycznie stado wałków, w które uzbroiłjuż moją głowę.Coś mu się nie spodobało w tej konstrukcji.Roz-winął dwa wałki na samym czubku głowy i nadał im inny kieru-nek.Te manewry nie przeszkadzały mu jednak w podtrzymywaniuze mną ożywionej konwersacji.Uśmiechnął się przymilnie: Słyszałem o nowym sukcesie siostry.Kierowniczka kursu,ho, ho! Winszuję.Było mi miło, że i pan Feliks o tym słyszał.W dzielnicy Stawyotwarto nowy szpital, bo nasz dawny, choć spory i dobrze wypo-sażony, przestał już wystarczać na potrzeby rozrastającego sięmiasta.Szczególnie ważny był nowy, duży oddział pediatryczny.Brakowało tam pielęgniarek.Nasze władze zdecydowały, że do-szkolimy w tej specjalności we własnym zakresie część pracują-cego już pielęgniarskiego personelu.Mnie powierzono zorgani-zowanie i poprowadzenie tego kursu.Rozpoczynał się za dwa dnii miałam potężną tremę, choć wyróżnienie mile połechtało mojązawodową ambicję.Podzieliłam się tą satysfakcją i obawami z188panem Feliksem.Andrzej nie bardzo miał czas na wysłuchiwaniemoich histerycznych obiekcji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexMedicus 01 Medicus Gordon Noah
Noah Gordon Cykl Medicus 01 Medicus
[celtic mythology] Barbara Leonie Picard Celtic Tales
Philip Gordon, Jeremy Shapiro Allies At War, America, Europe and the Crisis Over Iraq (2004)
Quantum Touch The Power to Heal 2nd Edit by Richard Gordon
Gordon Alan Gildia błaznów 02 Błazen wkracza na scenę
§ Zatoka Aniołów 04 Ukryte wodospady Freethy Barbara
Freethy Barbara Zatoka Aniołów 05 Ogród tajemnic
Kaplan Andrew Zdrada Skorpiona
Cook Robin Czynnik krytyczny