[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.‒ Loretta była oczarowana panem, powiedziała, że jest pan wspaniałym człowiekiem.‒ Nieporozumienie.Loretta była wspaniałą dziewczyną, panie Flynn.Takie dziewczęta są trochę egzaltowane i przesadzają w ocenie ludzi, widzą w nich własne cechy.‒ Kazać pana odwieźć? Nie zauważyłem pańskiego wozu na dole.‒ Zaparkowałem go na sąsiedniej ulicy.Koło mojego studebackera krążył podejrzany typ.Miał bardzo jasne włosy i cerę albinosa.Kiedy wyjąłem klucz od stacyjki, podszedł do mnie.‒ Czy to pański wóz? ‒ zapytał.‒ Po numerze rejestracyjnym poznaję, że mój.‒ Bo ja, jeżeli pan pozwoli.‒ Chciał pan kupić? Niech pan się wstrzyma.Jak wygram na loterii trochę forsy, dam go panu za darmo.Zaśmiał się, sucho strzelił palcami.Zauważyłem, że ma przekrwione białka oczu.‒ Myślałem ‒ powiedział ‒ że pozwoli pan umyć i oczyścić wóz, ja się znam na takiej robocie.‒ Dziękuję panu, sam się tym zajmuję.A pech chce ‒ zażartowałem, bo już domyśliłem się, że facet zna się nie tylko na myciu wozów ‒ że nie mam czasu, bo właśnie żona rodzi w szpitalu i jadę się dowiedzieć, czy mamy chłopca czy dziewczynkę.Może pięcioraczki?Podałem mu dolara, nie przyjął.‒ Nie jestem żebrakiem, proszę pana.Chciałem sobie zarobić, ale to mi nie wychodzi.Dobra, teraz go mam, pomyślałem.Teraz będzie mój.‒ Niech mi pan zostawi adres, może znajdę robotę dla pana, dałbym znać.Na stacji benzynowej albo.Albo w jakimś garażu ‒ dodałem z naciskiem.Nie był speszony, kiedy odpowiedział:‒ Nie mam adresu.Wie pan, jak jest: w dzień muszę coś zarobić, a nocuję czasem u znajomych, czasem w domu noclegowym, pod mostem albo w parku.Ale za kilka dni mógłbym do pana zadzwonić i zapytać, czy pan coś znalazł.Ustawił mnie, pomyślałem.I podałem mu naprędce wymyślony numer, z literami Brooklynu.Powtórzył go kilkakrotnie.Ponownie podsunąłem mu banknot dolarowy, tym razem przyjął.‒ Zapamiętam ‒ powiedział.‒ Dziękuję panu.Nazywam się Roney.Życzę panu chłopca, z chłopcami jest mniej kłopotów.Odjeżdżając, nie wiedziałem, co o tym myśleć.Przypadek jakich wiele czy świadoma inscenizacja? Trzeba zapamiętać tego Roneya.W domu oczekiwała mnie depesza.Od Harriet Claire.Pisała, że nie może mnie zastać, kiedy telefonuje, więc wysyła depeszę.Chciała, żebym się z nią zobaczył, podała nazwę swojego hotelu i adres.Pytała, czy mam ochotę na spotkanie, czy nie zapomniałem o niej.I na końcu: „Całuję ‒ Harriet".Nie zapomniałem, ale nie miałem ochoty na spotkanie z panną Claire.25.Oliveira wprowadził ich do pokoju, w którym czekał Abbez.Pułkownik Abbez miał twarz zniszczoną i okrutną, o drapieżnych rysach.Zimne i wąskie oczy utkwił w Murphym i przypatrywał mu się przez minutę, nim kordialnym gestem wyciągnął rękę w jego stronę.Jego basowy głos zadudnił:‒ Witam pana, Murphy.Dziękuję za pomoc.Jest pan dzielny pilot, bardzo dzielny.Nie miał pan kłopotów? Brawo, brawo.‒ Dziękuję, panie pułkowniku.Wszystko było w porządku.‒ Moje nazwisko Abbez.Dzielny, dzielny młody człowiek.Pytanie było, czy kłopotu nie miał, czy dobrze leciał? ‒ mówił Abbez łamaną angielszczyzną.‒ Dobrze, panie pułkowniku ‒ odparł Murphy.‒ Wszystko odbyło się zgodnie z planem.To ja dziękuję za powierzenie mi tego lotu.‒ Ładnie.A co takiego przywiózł nam do kraju dzielny pilot? Co za towar? Co za pasażer?Murphy był zaskoczony.Chyba ten niesamowity gość dobrze wiedział, co przewieziono na pokładzie samolotu.‒ Miałem pasażera.Chorego pasażera.‒ Dobrze miał podróż? Chory człowiek zadowolony?‒ Ja?Octavio pochylił się ku niemu.‒ Pan pułkownik pytał, czy pasażer jest zadowolony z podróży.‒ Ach, tak! Bardzo zadowolony.Pogoda była dobra i nie cierpiał od wstrząsów.‒ Ładnie.Ja zadowolony ‒ powiedział Abbez.‒ Dziękuję.‒ Sięgnął po kopertę leżącą na biurku.‒ Tu pieniądze, pilot uczciwie zarobił.Nie dolary, ale nasz pieniądz.Pesos.Jeden peso to jeden dolar, całkiem równy.Dobry pieniądz.Murphy schował kopertę do kieszeni kombinezonu.‒ Czy pan pułkownik pozwoli, żebym tu został kilka dni? To by mi pasowało.Abbez nie zrozumiał o co prosi Murphy.‒ Kilka dni? Co kilka dni? ‒ Spojrzał na Octavia.‒ Gdzie on chce zostać? ‒ I dodał tonem usprawiedliwienia: ‒ No he comprendido.‒ Chciałbym poznać Ciudad Trujillo ‒ wyjaśnił Murphy.‒ Słyszałem, że to piękne miasto.Abbez uśmiechnął się.‒ Piękne, bardzo piękne.Generalissimus doktor Rafael Leonidas Trujillo y Molina sam zaplanował budowanie miasta.Jemu zawdzięczamy miasto.‒ Nie wiedziałem nawet, że generalissimus jest także architektem ‒ powiedział Murphy.Abbez zapytał Octavia:‒ Co on powiedział?‒ Że generalissimus jest na pewno wielkim architektem ‒ szybko podrzucił Oliveira i natychmiast zwrócił się do Geralda: ‒ Generalissimus Trujillo jest genialnym człowiekiem i zna się na wszystkim.To największy i najmądrzejszy człowiek wszystkich czasów.Od kiedy rządzi generalissimus, rozpoczął się najważniejszy rozdział w dziejach całej ludzkości, Era Trujillo.‒ Si, si, es verdad ‒ rzekł z aprobatą Abbez ‒ tak, to prawda.Dzielny pilot przyjść do mnie jutro przedpołudnie do ministerstwa.Tam rozmawiać przyjacielsko jedna godzina.Zapytał Octavia po hiszpańsku:‒ Kapitanie, czy pan już przygotował tego człowieka? Czy on orientuje się w sytuacji.I czy wie, jak wygląda sprawa jego odlotu?Octavio pospiesznie przechylił głowę w stronę Murphy'ego, jakby ostrzegał Abbeza, że Murphy zna hiszpański.Pułkownik skinął głową i szybko zbliżył się do Murphy'ego.‒ Habla Ud.espańol! ‒ zapytał.‒ Czy mówi pan po hiszpańsku?‒ Se un poco.el espańol.‒ znam trochę hiszpański ‒ mówił powoli Murphy.Se un poco ‒ powtórzył pułkownik, nie przejęty bynajmniej popełnioną omyłką.Murphy jest przecież w ich rękach i mogą z nim zrobić, co chcą.‒ Se un poco ‒ jeszcze raz powtórzył.‒ Ładnie.Po chwili.De dénde es natural Ud.? ‒ Skąd pan pochodzi?‒ Urodziłem się.‒ zaczął Murphy po angielsku, ale zaraz poprawił: ‒ He nacido en Trenton, New Jersey [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl