[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyprostował lewą nogę, sięgnął ręką do futerału przy bucie i wyciągnął nóż bojowy.Przeciął nogawkę spodni od kolana do buta.Kolano, które Cletus odsłonił, było straszliwie spuchnięte i nie wyglądało zbyt ładnie.Sięgnął do pasa po pakiet pierwszej pomocy i wyjął tiosiarczan sodowy w sprayu.Przytknął stępiony wylot rozpylacza do nadgarstka i nacisnął spust.Chłodne uderzenie wstrzykniętego przez skórę bezpośrednio do krwiobiegu płynu podziałało jak uspokajające dotknięcie ręki.–Chryste, pułkowniku – wyjąkał Jarnki gapiąc się z pobladłą twarzą na kolano.Cletus oparł się z ulgą o głaz i pozwolił, aby miękkie fale narkotyku pozbawiły go świadomości.–Zgadzam się z tobą – powiedział.I ogarnęła go ciemność.Rozdział IXLeżąc na plecach w szpitalnym łóżku, Cletus spoglądał w zamyśleniu na sztywny, zalany słońcem kształt własnej lewej nogi zawieszonej na wyciągu.–Tak – zauważył z szatańskim chichotem oficer medyczny, czterdziestoletni major o okrągłej twarzy, kiedy przywieziono Cletusa – jest pan typem człowieka, który nie lubi tracić czasu na to, by dać swemu organizmowi szansę na wyzdrowienie, czyż nie, pułkowniku? – Następną rzeczą, którą Cletus zapamiętał, było łóżko i unieruchomiona na wyciągu przymocowanym do sufitu noga.–Minęły już trzy dni – powiedział Cletus do Arvida, który właśnie przyjechał przywożąc, zgodnie z rozkazami, miejscowy almanach – a on obiecał, że trzeciego dnia uwolni mnie od tego.Wyjrzyj na korytarz i zobacz, czy nie ma go w którymś z pokoi.Arvid posłuchał.Wrócił po minucie, potrząsając przecząco głową.–Niestety – rzekł.– Ale generał Traynor jest już w drodze tutaj, pułkowniku.Pielęgniarka powiedziała, że telefonowano właśnie z jego biura, aby sprawdzić, czy pan jeszcze tutaj jest.–Ach tak? – powiedział Cletus.– Racja.Przyjedzie, oczywiście.– Wyciągnął rękę i nacisnął guzik, za pomocą którego przechylał łóżko, i uniósł się do pozycji siedzącej.– Wiesz, co ci powiem, Arv.Zajrzyj do innych pokoi i sprawdź, czy nie uda ci się zwędzić dla mnie kilka kopert poczty kosmicznej.–Koperty poczty kosmicznej? – powtórzył spokojnie Arvid.– Dobrze.Wrócę za minutę.Wyszedł z pokoju.Zajęło mu to nieco więcej niż minutę; ale kiedy wrócił, miał pięć żółtych kopert, w jakich zwykle wysyłano korespondencję przewożoną przez statki kosmiczne.Znaczek pocztowy Ziemskiego Portu Kosmicznego był kwadratowy i czarny od spodu.Cletus wziął koperty i położył je razem na stoliku obok łóżka, wierzchnią stroną do spodu.Arvid przyglądał się Cletusowi.–Czy znalazł pan w almanachu to, czego pan szukał, pułkowniku? – zapytał.–Tak – odparł Cletus.Widząc, że Arvid nadal patrzy na niego ze zdziwieniem, dodał: – Dzisiaj jest nów księżyca.–Ach – westchnął Arvid.–Tak.A teraz, kiedy przyjdzie generał, Arv – rzekł Cletus – zostań na korytarzu i trzymaj oczy otwarte.Nie chcę, aby ten doktor wyśliznął mi się z rąk tylko dlatego, że rozmawia ze mną generał, i zostawił mnie tak do następnego dnia.O której jestem umówiony z tym oficerem ze Służby Bezpieczeństwa?–O jedenastej – odpowiedział Arvid.–A jest już wpół do dziesiątej – stwierdził Cletus, spoglądając na zegarek.– Arv, idź do łazienki, z jej okna powinieneś mieć widok na bramę wjazdową do szpitala.Jeśli generał przyjedzie samochodem, winieneś zobaczyć, jak wysiada.Czy mógłbyś teraz wyjrzeć?Arvid posłusznie zniknął w małej kabinie kąpielowej przylegającej do szpitalnego pokoju Cletusa.–Nikogo nie widać – dobiegł stamtąd jego głos.–Obserwuj dalej – powiedział Cletus.Oparł się wygodnie plecami o uniesioną część łóżka, na pół przymykając oczy.Spodziewał się generała, istotnie.Bat miał być ostatnim z długiej listy odwiedzających go, wśród których znaleźli się Mondar, Eachan Khan, Melissa, Wefer Linet, a nawet Ed Jarnki.Młody podoficer przyszedł do Cletusa, aby mu pokazać nowe naszywki sierżanta na rękawie i podziękować za wszystko.–W swoim raporcie porucznik Athyer próbował przypisać sobie całą zasługę – powiedział Jarnki.– Dowiedzieliśmy się o tym od kompanijnego kancelisty.Ale reszta oddziału i ja wszędzie opowiadamy prawdziwą historię.Być może, w Klubie Oficerskim nie wiedzą, jak było naprawdę, ale wiedzą o tym w koszarach.–Dziękuję – powiedział Cletus.–Psiakrew… – zaczął Jarnki i przerwał, najwidoczniej nie znajdując słów, które wyraziłyby jego uczucia.Zmienił temat.– Czy nie mógłbym się panu na coś przydać, pułkowniku? Nie chodziłem do szkoły dla urzędników, ale może wziąłby mnie pan na kierowcę czy coś w tym rodzaju?Cletus uśmiechnął się.– Chętnie wziąłbym cię do siebie, Ed – powiedział – ale nie sądzę, aby się na to zgodzono.Poza tym jesteś żołnierzem liniowym.–Domyślam się więc, że nie – stwierdził Jarnki rozczarowany.Poszedł sobie, ale najpierw wyciągnął od Cletusa obietnicę, że przyjmie go do siebie, jeśli będzie to tylko możliwe.Jarnki mylił się jednak sądząc, że raport Athyera zostanie wśród oficerów dobrze przyjęty.Najwyraźniej koledzy wiedzieli, jakim dowódcą jest porucznik, podobnie jak oczywiste było to, iż Bat nie przypadkiem wybrał takiego właśnie oficera, by sprawdzić przewidywania Cletusa co do partyzanckiej akcji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •