[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Konkurenci pchali się tam drzwiami i oknami.Odwróciłem wzrok; nie chciałem zdradzać swych uczuć.Różyczka wyszła za mąż! Czas niewyleczył mnie z tęsknoty za nią.- Ona jest teraz wielką księżną, Laurent - usłyszałem głos Kapitana.Drażni się ze mną! - Jakwidzę, nie myślisz o niej z respektem!- Zgadza się, Kapitanie - przyznałem.Uśmiechnęliśmy się obaj, choć mnie wcale nie było dośmiechu.- Kapitanie, proszę wyświadczyć mi przysługę.Jeśli okaże się, że ona naprawdę jestjuż mężatką, nie mów mi o tym.Wolę nie wiedzieć.- To do ciebie niepodobne, Laurent.- Rzeczywiście.I nie mam pojęcia, dlaczego tak jest.Prawie jej nie znałem.W mojej pamięci odżyła mroczna kajuta pod pokładem, gdzie kochałem się z nią namiętnie,znowu widziałem jej drobną twarzyczkę pociemniałą od nabiegłej krwi, gdy szczytowała,podrzucając gwałtownie biodrami i unosząc mnie na sobie wysoko nad podłogę.OczywiścieKapitan nie wie o tym.A może jednak? Usiłowałem wymazać tę scenę z mojego umysłu.Mijały tygodnie, które w końcu przestałem liczyć.Nie chciałem wiedzieć, jak szybko upływaczas.Potem nadszedł wieczór, kiedy Tristan, roniąc łzy szczęścia, wyznał, że królowa zgodziła sięoddać go Nicolasowi, gdy roczna służba dobiegnie końca.Stanie się osobistym konikiemNicolasa i znowu będzie sypiał w jego komnacie.Nie posiadał się z radości.- Cieszę się, że będziesz szczęśliwy - powtórzyłem.Ale co spotka mnie, gdy ten rok się skończy? Czy znowu wystawią mnie na licytację? Możekupi mnie jakiś stary zdziwaczały szewc, bym zamiatał w jego warsztacie i patrzył zrozrzewnieniem na koniki, które w pełni krasy będą właśnie paradowały drogą? Ach!Wolałem o tym nie myśleć!Na dziedzińcu rekreacji pożerałem Jerarda zachłannie, jakby to były nasze ostatnie chwile.Apotem, pewnego wieczoru, kiedy właśnie skończyłem z nim, lecz chciałem wziąć goponownie w ramiona na ostatnie drobne uściski, ujrzałem przed sobą parę butów.Podniosłemwzrok: to był Kapitan Straży.W tym miejscu nie zjawiał się nigdy przedtem.Krew odpłynęła mi od głowy.- Wasza Wysokość - powiedział.- Proszę o powstanie.Przynoszę wiadomość niezwykłej wagi.Muszę prosić Waszą Wysokość o udanie się ze mną. - Nie! - zawołałem.Patrzyłem na niego przerażony, żałując, że nie mogę zamknąć mu ust, niedopuścić do wypowiedzenia tych straszliwych słów.- To niemożliwe, że nadeszła już pora!Mam tu do odsłużenia jeszcze trzy lata!Pamiętałem krzyki Różyczki, kiedy dowiedziała się o swoim powrocie do domu.Miałemchęć wrzeszczeć teraz tak samo głośno.- A jednak taka jest prawda, Wasza Wysokość  odparł Kapitan.Wyciągnął rękę i pomógł miwstać.To dziwne, ten nastrój zakłopotania, jaki nagle wytworzył się między nami.W stajni czekałojuż na mnie odzienie, stali też dwaj młodzieńcy, którzy skłonili głowy, aby nie widzieć mejnagości.Pomogli mi się odziać.- Czy to konieczne?! - krzyczałem wściekły.Starałem się jednak nie okazywać żalu anizdenerwowania.Patrzyłem na Garetha, kiedy młodzieńcy zapinali mi tunikę i sznurowalispodnie.Pełen cichej furii spoglądałem na buty i rękawiczki przeznaczone dla mnie.- Czy tendrobny rytuał nie mógł się odbyć na zamku? Nie można mnie było tam zawiezć?! Nigdyjeszcze nie widziałem, aby coś takiego odbywało się tu, na klepisku usłanym słomą!- Wybacz, Wasza Dostojność - powiedział Kapitan straży.- Ta wiadomość nie mogła czekać.Skierował wzrok na otwarte wrota.Ujrzałem tam dwóch głównych doradców królowej.Kiedyś używali mnie na zamku do woli, teraz jednak stali z kornie pochylonymi głowami.Azy nabiegły mi do oczu.Znowu spojrzałem na Garetha.On też z trudem panował nad sobą.- %7łegnaj, mój piękny książę - szepnął.Ukląkł na klepisku i ucałował mą dłoń.-  Książę" nie jest już stosownym określeniem naszego łaskawego sojusznika - sprostowałjeden z doradców, podchodząc bliżej.- Wasza Wysokość, przynoszę smutną nowinę: twójojciec zmarł i ty, panie, jesteś teraz nowym władcą swego królestwa.Umarł król, niech żyjekról!- Niech to diabli! - szepnąłem.- Zawsze był z niego nielichy szubrawiec! Ale sobie wybrałmoment na wydanie ostatniego tchnienia!CZAS PRAWDYNie było sensu marnować czasu na zamku.Musiałem wracać niezwłocznie do domu, aby niedopuścić do anarchii.Moi dwaj bracia byli idiotami, a Kapitan armii, choć oddany memuojcu, mógł pokusić się o próbę przejęcia władzy w państwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •