[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Whitney spojrzała na Burke a uważnie. Masz na myśli swoją córkę?  zapytała. Skinął głową.Taksówka zatrzymała się przed  Palace , lokalem zajmującym sale dawnego kinaw budynku o frontonie przyozdobionym potężnymi markizami zwisającymi nadchodnikiem.Dochodziła już północ, ale przed kasą ustawił się długi ogonek biegnącyCzternastą ulicą aż do następnej przecznicy.Wysiedli z taksówki i ruszyli w kierunkupoczątku kolejki.Wejście do dyskoteki zamknięte było z dala widocznymi linamii łańcuchami.Poza tą barykadą kręciło się kilku ochroniarzy o posturach zawodowychzapaśników.Jeden z osiłków zastąpił drogę Whitney i Burke owi.Billy wyciągnął kartę prasową.Zanim tu przyjechali, zadzwonił do właściciela  Palące i załatwił sprawę wejścia. William Burke i Whitney Morgan  powiedział do ochroniarza. Jesteśmy nawaszej liście.Burke przyglądał się oczekującym osobom.Tuż obok niego stała młoda dziewczyna o blond włosach tak mocno nalakierowanych, że stały dęba, a jej głowa przypominałasłoneczko otoczone promieniami z obrazka dla dzieci.Dziewczyna liczyła najwyżej dwadzieścia lat.Miała na sobie czarną minisukienkęwłaściwie niczego nie zasłaniającą i tak wąski biustonosz, że ukazywał brązową otokęsutków.Towarzysz blondynki, młodzieniec z gęstymi bokobrodami, ubrany byłw czarną, wizytową marynarkę włożoną na podkoszulek.Na jego czole tkwiły lotniczeokulary przeciwsłoneczne.Billy usłyszał, że Whitney zachichotała.Odwrócił głowę.Onarównież przyglądała się tej dziwacznej parze.Whitney pochyliła się w stronę Burke a i szepnęła: Podoba mi się ta kreacja.Znakomicie pokazuje się w niej cyce. Zachichotałaponownie. Popatrz, zaraz jej w ogóle wyskoczą na zewnątrz.Nie wydaje mi się jednak,by były tej klasy, jakiej się wymaga w  Palące. Jeszcze bardziej ściszyła głos. Onausiłuje oszukać Matkę Naturę  wyrecytowała powiedzonko ściągnięte z jednejz popularnych reklam telewizyjnych.Zaśmiała się raz jeszcze i dodała: Każdy jednakmoże mieć nadzieję, nawet taka siksa.Słyszałam, że stare studio telewizyjne na Pięćdziesiątej Czwartej Zachodniej chcąprzerobić na dyskotekę.Tam ta Panna Cyc powinna popróbować szczęścia.Whitney miała na sobie również czarny, choć zdecydowanie mniej wyzywający strójniż blondynka.Burke był w swoim tradycyjnym  uniformie , w sportowej marynarce,w dżinsach i bawełnianej koszuli.Obserwując tłumek, pomyślał, że powinien chociażwziąć przeciwsłoneczne okulary.Choć trochę by się upodobnił do resztyzgromadzonych. Panie Burke, proszę wejść  poinformował powracający ochroniarz.Rzeczywiściezostaliście oboje umieszczeni na liście naszych stałych gości.Burke usłyszał pomruki dolatujące od strony kolejki.Najprawdopodobniej w tensposób oczekujący wyrażali swoją zazdrość.Może też zauważono jego legitymacjęprasową.Billy pochylił się i szepnął Whitney do ucha: Ojej, chyba będę tu wpadał każdego wieczora.Dziewczyna parsknęła śmiechem. Możesz nawet wyciągnąć Pannę Cyc z ogonka i zabrać ze sobą.Bóg raczywiedzieć, co dostaniesz w zamian.Whitney powiedziała to półgłosem, tak że słowa doleciały do stojących w kolejce, boskąpo ubrana panienka nagle odezwała się: Hej, możecie się odpieprzyć. Wyciągnęła rękę i złapała Whitney za ramię. Niebądz taka ważna!Whitney strząsnęła dłoń blondynki i patrząc lodowatym wzrokiem, powiedziała ostro: Wcale nie jestem ważna, ale jako dziennikarka innych kreuję na ważniaków.Ty,słodka, nie masz jednak szans.Dziewczyna najwyrazniej zbaraniała, a oni odwrócili się i weszli do lokalu.Przeszli przez poczekalnię i wkroczyli do sali.Od razu runęła na nich wrzaskliwamuzyka i oślepiła ich fontanna różnokolorowych świateł.Po prawej mieli bar, przyktórym panował nieprawdopodobny ścisk.W ustawicznie zmieniającym się oświetleniumigotały różne kolory ludzkich twarzy, włosów, ubrań.Rozgadani, ożywieni i kolorowi ludzie przypominali Burke owi szalonegochudzielca spotkanego na ulicy.Wszyscy tu mieli takie miny, jakby byli zadowoleni, żewłaśnie zostali wypuszczeni ze szpitala.Burke uparł się, by Whitney poszła z nim na balkon, gdzie znajdował się drugi, nietak bardzo oblegany bar, i skąd mogli patrzeć na tańczących.Whitney początkowo byłanaburmuszona i oskarżała Burke a, że uciekał od parkietu.Potem się jednakrozchmurzyła, gdyż zrozumiała, że lepsze towarzystwo usadowiło się właśnie nabalkonie, by z góry patrzeć na rozbawione masy.Ku strapieniu Burke a i na balkonieznajdował się mniejszy parkiet, na który natychmiast zaciągnęła go Whitney.Podrygiwali więc w takt muzyki, ściśnięci przez spocone ciała innych tancerzy.Burkezorientował się jednak, że na ogół były to ciała ładnych, zgrabnych panienek, i o ile samtaniec nie sprawiał mu przyjemności, to z zainteresowaniem przyglądał się otoczeniu.Szczególnie damskiemu.Tuż obok nich pojawiła się jakaś dziewczyna w sukience z głębokim dekoltem naplecach, odsłaniającym początek rowka oddzielającego oba pośladki.Whitneyzauważyła, czemu się Billy przygląda, natychmiast ustawiła się pomiędzy nima częściowo roznegliżowaną osóbką i krzyknęła: Jeszcze raz spojrzysz na jej tyłek, a dam ci wycisk. Jestem zawodowym obserwatorem.Nic na to nie poradzę. Jeśli tak, to dzisiejszą noc spędzisz w swoim własnym łóżku. Burke zrobił przerażoną minę.Nie będziesz taka okrutna  rzucił i zwrócił oczy ku górze.Orkiestra zamilkła, a oni przecisnęli się do baru.W tym momencie spikerzapowiedział piosenkę Bruce a Springsteena. Nie wiem, czy ci mówiłam, że usiłuję z nim zrobić wywiad. Musiała krzyczeć, bymógł ją usłyszeć poprzez hałas robiony przez orkiestrę. Z kim? Z Bruce em Springsteenem. Billy pokręcił głową, by pokazać, że mu to zaimponowało.Springsteen znalazł siętego samego tygodnia na okładkach  Time a i  Newsweeka.Po raz pierwszy obamagazyny równocześnie wiodący materiał numeru poświęciły tej samej postaci. Poćwiartuję faceta na kawałki i zrobię z niego omlet. Dlaczego?Ponownie wyciągnęła Burke a do tańca, a gdy znalezli się w centrum podrygującegotłumu, krzyknęła mu prosto do ucha: Jest w nim coś, co mnie odrzuca.Kiedy oddalili się od siebie o pół kroku, Burke zobaczył, że Whitney śmieje się. Rozdział szesnastyO dziewiątej rano, następnego dnia, Lenny Twist wszedł do gabinetu prezesawydawnictwa.Jim McGowan siedział za ogromnym biurkiem i popijał kawę z wielkiegokubka, na którym widniał napis  Publikujemy wszystkie informacje, jakie namodpowiadają.Była to parodia sloganu  New York Timesa , szczególnie ulubiona przezMcGowana, jako że jego zdaniem doskonale wyznaczała różnicę pomiędzykonserwatywnym  Timesem a nowoczesnym i swawolnym  Globe.Zanim awansował na stanowisko prezesa, McGowan pracował jako szefwaszyngtońskiego biura  Globe i według opinii Twista nabył wszystkich złych cechkogoś nawykłego do ssania rządowego cycka.Tak więc McGowan przedkładał materiaływywodzące się z konferencji prasowych oraz oficjalnych komunikatów nad informacjezbierane przez reporterów. Aap się za fotel, Lenny.Aap  wrzasnął McGowan.Miał rubaszny sposób bycia, cozdecydowanie nie odpowiadało Twistowi.Prezes był zwalistym facetem, wysokim nametr osiemdziesiąt kilka centymetrów, czego Twist nie lubił jeszcze bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •