[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak mnie przygnębiła ta myśl, że przez dwa dni niewychodziłem z domu.Zapewne nie bez znaczenia był ideszcz, który lał od rana do wieczora.Już dawno miałem ochotę pociągnąć rybaka za język, żebysię czegoś dowiedzieć o mieszkańcach willi, ale jakoś się nieskładało, a chciałem, żeby to wypadło zupełnie naturalnie iżeby nie wzbudziło w nim żadnych podejrzeń.Okazjanadarzyła się owego deszczowego dnia.Siedzieliśmy przy obiedzie.%7łona rybaka postawiła przednami tradycyjny krupnik i talerz z kilkoma kawałkamichleba.- Ale leje - powiedziałem, siorbiąc gorącą zupę.Rybak podniósł głowę znad talerza i spojrzał na ociekającądeszczem szybę.- Ano faktycznie, że się rozpadało.Nad morzem to takczęsto.Miło tu posiedzieć jak pogoda, ale jak deszcz to nie daj Boże.- Ja to lubię patrzeć na fale czy deszcz, czy pogoda -powiedziałem.- Chętnie bym tu na stałe zamieszkał.- E, co też pan.- W zimie to by tu pana reumatyzm męczył - wtrąciła siężona rybaka.- Nie boję się reumatyzmu.Jakbym miał trochę pieniędzy,to bym tu sobie zaraz jaką chałupę kupił.Ciekawe ile tu możekosztować taka nieduża willa.Rybak skończył jeść krupnik i obejrzał się za smażoną rybą.- Różne są ceny.Zależy od tego kto sprzedaje i co sprzedaje.Jak się komu bardzo śpieszy to taniej odstąpi.Tutajniedaleko, zdaje się, chcą sprzedać ten dom z czerwonymdachem.Ale to piękna rzecz.Majątek kosztuje.Kawałogrodu, drzewka owocowe.- Widziałem ten dom - powiedziałem obojętnie.-Rzeczywiście ładny obiekt.A dlaczego chcą go sprzedać?- A bo ja wiem.Powiadają, że właściciel na stałe za granicęwyjeżdża.To jakiś cudzoziemiec.Widać mu się już w Polsceznudziło.- Cudzoziemiec?- Ano tak.Dyplomata, czy tam jaki.- Dyplomata siedziałby w Warszawie, a nie nad morzem otej porze roku.- Bo on podobno kiedyś był dyplomatą, w jakiejśambasadzie pracował, ale to było dawno.Spodobało mu sięw Polsce i kupił sobie dom nad morzem.Taki człowiek toforsy ma jak lodu.Na wszystko go stać.Mieszka stale zagranicą.Tutaj przyjeżdża na parę miesięcy.- Zawsze w tym czasie przyjeżdża?- Rozmaicie.Czasem w lecie, czasem w zimie.Powiadają, żeteraz to on już jest na emeryturze.Książki jakieś podobnopisze.Literat.Takiemu to dobrze.Postuka sobie trochę namaszynie i pieniądze zgarnia.Nie musi z sieciami na morzeruszać i sztormu się bać.- I on sam tak tu mieszka?- Przeważnie sam.Ale od czasu do czasu jakąś babkę sobie przywiezie, żeby mu się za bardzo nie przykrzyło.Teraz takżejakaś jest u niego.Widziałem ją kiedyś w wozie.Nawetniczego.On także postawny mężczyzna.Nie możnapowiedzieć.I w ten sposób zupełnie przypadkowo zdobyłem sporoinformacji o właścicielu willi z czerwonym dachem.Miałem oczym rozmyślać przez resztę, dnia i przez cały wieczór.Nazajutrz obudziłem się wcześniej niż zwykle.Wyskoczyłem z łóżka i podbiegłem do okna.Poranek byłszary ale dosyć jasny.Chmury rozrzedziły się znacznie ideszcz przestał padać.Można było mieć nadzieję, że okołopołudnia wypogodzi się zupełnie.Zrobiłem gimnastykę i zabrałem się do golenia.Czynność tazazwyczaj nastraja mnie optymistycznie.Jestem wtedyskłonny gwizdać, śpiewać, deklamować wiersze.Tego dniabyło inaczej.Mydląc twarz, zagłębiłem się nagle wmelancholijne rozważania.Bo właściwie co dalej? Czegozamierzałem dokonać, biwakując w chacie rybaka? Z dalekaobserwowałem Bożenę i innych mieszkańców tego domu,poznałem ich zwyczaje, mniej więcej zorientowałem się kimsą ci ludzie, a przede wszystkim kim jest  amant Bożeny.Ico? Jak długo ma trwać ta obserwacja? Na co czekałem? Naco liczyłem? Chciałem się rozmówić z Bożeną, to jasne.Alejak ten zamiar zrealizować, jeżeli nigdy nie wychodziła samaz domu.Zawsze ktoś jej towarzyszył.Czy taka okazja w ogólenadarzy się kiedykolwiek? Nie mogłem przecież tkwić bezkońca nad brzegiem morza i jeść krupnik.Przede wszystkimzaczynała mnie już nużyć i niecierpliwić ta sytuacja, a pozatym moje zasoby materialne były na wyczerpaniu.Coś tampowinno było wpłynąć na moje konto z radia, z telewizji, zjakiejś redakcji, ale żeby to podjąć, musiałem wrócić doWarszawy. Więc co? myślałem rozdrażniony. Czy mamzrezygnować z zobaczenia się z Bożeną? Czy wszystko to nanic?Skończyłem się golić, umyłem się i w nie najlepszymnastroju poszedłem na śniadanie.%7łona rybaka sama była wizbie. - O, to pan już wstał? - zdziwiła się.- Nie mogłem spać.- I pewnie chce pan śniadanie.- Jeżeli można [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •