[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Towar umieściliście w skrytce pod kapliczką.Miał być odebrany w czwartek czternastegopazdziernika o godzinie dwudziestej drugiej.Aukasiak nie próbował zaprzeczać.Był zupełnieoszołomiony.Nawet przez myśl mu nie przeszło, że milicjamoże mieć tak dokładne informacje.ROZDZIAA VIIKończyła się ubierać.- No i co, panie doktorze?  spytała, zapinając guzikiszarej, sportowej sukienki.W zmęczonych oczach lekarza malował się wyraz szczerejtroski.Nie od razu odpowiedział.Wyjął z kieszeni długopis iprzez chwilę obracał go w palcach.- Widzi pani. powiedział z pewnym wahaniem.Mogę oczywiście zapisać jakieś środki uspokajające,relanium, bellacorn, nervosol czy jeszcze coś w tym rodzaju,ale to nie załatwia sprawy, to tylko półśrodki.Pani jest osobąnajzupełniej zdrową.Płuca w porządku, serce także nie budziżadnych obaw.Skrajne wyczerpanie nerwowe to wszystko, costwierdzam.Lekarstwa tu niewiele pomogą.Trzebazlikwidować przyczynę zdenerwowania.Leczenie samychobjawów nic nie da.Jeżeli pani chce, żebym pani naprawdępomógł, to proszę mi powiedzieć, co panią dręczy, w czymtkwi przyczyna tego zdenerwowania?Uśmiechnęła się blado i potrząsnęła głową.- Przyszłam do lekarza, panie doktorze, a nie dospowiednika.- Popełnia pani zasadniczy błąd, rozgraniczając te dwierzeczy.Lekarz powinien być zarazem spowiednikiem, aspowiednik lekarzem.Mówię oczywiście o rozsądnychlekarzach i o rozsądnych spowiednikach.- Więc co mi pan konkretnie radzi?  W głosie' młodejkobiety wyczuwało się zniecierpliwienie. - Tak jak powiedziałem.Radzę, żeby pani uświadomiłasobie, co jest przyczyną ciągłego zdenerwowania.Pani sięczegoś boi.To nie jest lęk przed czymś wyimaginowanym,abstrakcyjnym.Istnieje konkretna przyczyna, którą należyusunąć.- Trudno mi się ze wszystkiego zwierzać.Bezradnym ruchem rozłożył ręce.- Wobec tego nie mogę obiecać, że panią wyleczę.Zapiszęcoś na uspokojenie, ale powtarzam: to są tylko półśrodki.Sama pani musi sobie pomóc.I to możliwie szybko.Tegotypu stany nerwicowe pogłębiają się z każdym dniem i mogąpoważnie zagrozić ogólnej równowadze psychicznej.Narecepcie zaznaczyłem, jak należy zażywać leki.Proszę sięewentualnie pokazać za jakieś dwa, trzy tygodnie.Padał drobny deszcz zmieszany ze śniegiem.Podmuchywiatru uderzały wilgocią w twarze przechodniów.Byłomokro, zimno i bardzo nieprzyjemnie.Psia pogoda.Izabela nie zwracała jednak uwagi 'ani na deszcz, ani nawiatr.Minęła postój taksówek i przystanek tramwajowy.Szładługimi, szybkimi krokami.Czuła potrzebę ruchu.Policzki jąpaliły, w gardle wyschło tak, że z trudem przełykała ślinę.Wiedziała, że lekarz ma rację, ale nie mogła przecież.Stary sklerotyk  myślała ze złością. Co on sobiewyobraża, że będzie moim spowiednikiem? Idiota!  Szłacoraz prędzej, prawie biegła.- Gdzie się dzidzia tak spieszy?  posłyszała za sobąschrypnięty, przepity głos,  Jak kocha, to zaczeka, deszcznie deszcz, śnieg nie śnieg.W tej chwili nastąpiła reakcja.Ogarnęło ją ogromnezmęczenie, jakiś straszliwy bezwład.Wydało jej się, że niejest w stanie zrobić nawet jednego kroku.Weszła dopierwszej napotkanej kawiarni i ciężko opadła na krzesło.- Co pani podać?  spytała kelnerka.- Kawę.Proszę.dużą kawę i koniak. - Dwadzieścia pięć gram?- Pięćdziesiąt.Wyjęła z torebki paczkę  rothmansów , zapaliłapapierosa i głęboko zaciągnęła się dymem.Powoli zaczynałasię uspokajać.Co się ze mną dzieje? Co ja wyprawiam? Chyba naprawdęzwariowałam?  myślała, usiłując uśmiechnąć się sama dosiebie.Przecież nic się nie stało, absolutnie nic, więcwłaściwie dlaczego.? Skąd to całe zdenerwowanie? Zupełnieniepotrzebnie poszła do tego starego konowała. Relanium ibez niego może sobie przepisać.Naprawdę szkoda czasu nachodzenie po lekarzach.Jest przepracowana.Potrzebny jejodpoczynek, to wszystko.Musi gdzieś wyjechać, doZakopanego albo do Krynicy, a może do Nałęczowa.Starała się uspokoić, za wszelką cenę postanowiłaodzyskać swą dawną równowagę ducha.Wmawiała w siebie,że nic jej nie grozi, że wszystko jest w najlepszym porządku,że nie ma absolutnie żadnego powodu do niepokoju., Napróżno.Gdzieś bardzo głęboko, na samym dniepodświadomości, przysypany uspokajającą argumentacją,czaił się strach.Nie chciała sobie uzmysłowić, zdać sobiesprawę z tego, że się po prostu, zwyczajnie boi.Wypiła kawę, koniak, wypaliła papierosa i poczuła siętrochę lepiej.Nie wolno wpadać w obsesję, w panikę  powtarzała wmyśli. Nic się nie stało i nie się nie stanie.Wszystko jestjak dawniej.Nie ma żadnego niebezpieczeństwa.Tylkospokojnie, tylko bez histerii.Zapłaciła i wyszła.Mokry śnieg przestał padać, natomiastwiatr jakby przybrał na sile.Nogi grzęzły w gęstym, lepkimbłocie.Nie miała już ochoty na spacer.Zatrzymała taksówkę ipojechała do siebie.Pani Teodora, krzepka wdowa po kolejarzu, skończyławłaśnie masować żonę pewnego adwokata, która w żaden sposób nie potrafiła się wyrzec ptysiów oraz kremusułtańskiego, co było przyczyną stale wzrastającej nadwagi.- Jakaś dziewczyna do pani  powiedziała masażystka.- Do mnie? O co chodzi?- Nie wiem.Mówi, że sprawa osobista.Izabela zdjęła płaszcz, powiesiła go nawieszaku i weszła do małego hallu, spełniającego rolępoczekalni.Dziewczyna była młoda i ładna.Jasna blondynka ołagodnie zarysowanym owalu twarzy.Oczy duże, niebieskie,mogące znakomicie wytrzymać poetyczne porównanie zbłękitem letniego nieba albo z bławatkami.W oczach tychmalowała się dziewczęca naiwność i ufność do świata i ludzi.Jakaś prowincjonalna gęś  pomyślała Izabela.Spytała:- Pani do mnie?Wstała pośpiesznie i zaczerwieniła się.- Ja do pani Zalentowej.- Słucham? Czym mogę pani służyć?- Chciałabym z panią porozmawiać.Mam list.Izabela zaprowadziła dziewczynę do pokoju, w którymzazwyczaj przyjmowała swoje klientki.- Proszę, niech pani siada.O cóż to chodzi?- Ja od pana Aukasiaka.Izabela drgnęła.Musiała zmobilizować całą siłę woli, żebynie okazać wzruszenia.- Od Aukasiaka? Nie znam żadnego pana Aukasiaka.Tojakaś pomyłka.- Ależ on mi dał list do pani.Proszą.Adres się zgadza.Pani przecież nazywa się Zalentowa, Izabela Zalentowa.- Tak.Ale powtarzam, że nie znam żadnego Aukasiaka.Proszę mi nie zabierać czasu.- Może pani chociaż przeczyta ten list  nalegaładziewczyna. Przyjechałam tutaj aż spod Szczecina.Zależymi na pracy.Skończyłam kursy kosmetyczne.Niech mnie pani nie wypędza.Nie znam Warszawy.Nie mam gdzie siępodziać, nie mam gdzie mieszkać.Pan Aukasiak powiedział,że pani na pewno mi pomoże.- Moje dziecko  Izabela zaczynała tracić cierpliwość.Bardzo żałuję, ale nic nie mogę dla pani zrobić.To jakieśnieporozumienie.Jeszcze raz powtarzam,-że nie znam panaZenona Aukasiaka i nigdy go nie znałam.- I nie chce pani przeczytać listu od niego?- Nie interesuje mnie.Przepraszam panią, ale jestembardzo zajęta.Do widzenia.Dziewczyna wyszła ze smętnie zwieszoną głową.W komendzie czekał na nią niecierpliwie Nowacki.- Na miłość boską, Lucyna, co tak długo?! Już chciałemjechać po ciebie.Zacząłem się niepokoić.Zdziałałaś coś?- Niewiele. Usiadła i zapaliła papierosa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •