[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aadnie pachniała -inaczej niż ludzie w tramwaju.Jej włosy łaskotały mnie w nos, ale wytrzymałem.Kto towidział? Mieliśmy początek zimy, a ja zachowywałem się jak hutniczy piec: poczerwieniałemz gorąca.Potem ona runęła nagle na kolana, skupiła się i odleciałem na parę minut w kosmos.Na szczęście nikt w tym czasie nie zajrzał do agencji, bo mielibyśmy sprawę o nieobyczajnezachowanie w miejscu publicznym.Pół godziny pózniej byliśmy w drodze do policyjnegoaresztu.Susan kierowała, a ja obserwowałem światła w oknach domów i biur.Korek, w jakiwpadliśmy, denerwował mnie bardziej od podatków.Coś mi nie grało w sprawie porwania Nany Radwan.Kiedy zajechaliśmy przedkomendę, wiedziałem już, że mój klient dostał się w dobre ręce i nie zdążył wezwaćprawnika.Po odpowiednim telefonie zostałem wpuszczony i zaprowadzony do celi Radwana.Gość był zdenerwowany.Widać było, że chciałby stamtąd wyjść.Przyglądałem się jegoprzystojnej twarzy, zadbanej sylwetce i nie mogłem zrozumieć, dlaczego lubił dobierać się dodzieci.Metalowe łóżko, jedno krzesło i kilka innych fantastycznych sprzętów stanowiływyposażenie aresztu.Drzwi z judaszem nie różniły się od tych na filmach.Radwan przywitałmnie skinieniem ręki, pokazując na krzesło.Sam siedział na łóżku i patrzył w podłogę.Zakratowane okno w ogóle go nie interesowało.- Wierzy im pan? - zapytał sucho na przywitanie.- Nie wierzę - skłamałem, żeby mnie polubił.%7łałowałem, że nie miałem ośmiu lat -wtedy na pewno byłby dla mnie milszy i wszystko by się szybko wydało.- To dobrze - stwierdził z ironicznym wyrazem twarzy.- Jest pan uprzejmy, ale obajwiemy, że dowody są mocne.Mój komputer, mój twardy dysk, mój garaż i moja opona.Nadczym się tu zastanawiać.Trzeba zboczeńca natychmiast zapuszkować, zrobić mu pokazowyproces i zesłać do najgorszego więzienia w kraju.A tam już się nim zajmą spece odwięziennego pedalstwa.- cedził słowo po słowie.- Zapłacił pan porywaczowi - zmieniłem temat.- Oszukał pan policję i dał mu pieniądze, tak?- A co miałem zrobić? Czekać, aż przyślą mi córkę w kawałkach albo obejrzę serięfilmów pornograficznych z jej udziałem w Internecie? - odpowiedział, tracąc spokój.-Policja, jak widać, często się myli.Aresztowali mnie za nic.Tak się składa, że ja wiemnajlepiej, jakie mam upodobania seksualne.Proszę mi wierzyć, nie interesują mnie ani małedziewczynki, ani mali chłopcy.- Pana żona też jest zaskoczona.- podsunąłem mu oryginalną myśl.- Moja żona nie spała ze mną od trzech lat - wybuchnął.- Jest chora, wszystko możnajej wmówić.- Twierdzi, że Nana nie jest pańską biologiczną córką - powiedziałem, nie patrząc muw oczy.Odwalałem Marlona Brando w każdej sekundzie tej rozmowy.Jednak w celi było ojednego aktora za dużo i atmosfera coraz bardziej gęstniała.- Tak? - uśmiechnął się smutno.- Co nie oznacza, że jej nie kocham i niewychowałem.- I trzymał pan w komputerze jej nagie zdjęcia - dodałem.- Panie Radwan, czy pan nierozumie, że w pana prywatnej skrzynce było kilkadziesiąt zdjęć pornograficznych z udziałemmałych dzieci? W tym pana córki.Skąd się tam wzięły? Czyżby z pana komputera korzystaliludzie z ulicy?- W moim domu pojawia się dużo ludzi - przerwał mi wspaniałą serię pytań.-Niektórzy w nim mieszkają.- Sugeruje pan, że zdjęcia ściągnął ktoś z domowników?- A jest to niemożliwe? - odpowiedział, bestia, bardzo inteligentnie.Dawniej za takieriposty więzień trafiał na trzydzieści lat na galery i mógł sobie wszystko przemyśleć.Musiałem jednak przyznać, że Radwan miał rację.Postanowiłem, że ostatnia partia w tejrozgrywce będzie należała do mnie, a milion euro nie przesłoni mi jasności myślenia.- A zdjęcia nagiej córki? - wykonałem retoryczne salto nad jego głową.- Nie wiem, skąd się wzięły - odparł spokojnie.- Nigdy ich nie widziałem.- Ma pan dowody? - dobiłem go, bo wymykał mi się z rąk.- Kto mógł robić zdjęciapana córce w wannie, sypialni, szatni? Bywali tam jacyś obcy ludzie? - dodałem cynicznie.- Nie mam pojęcia - odpowiedział.- A jednak ktoś te zdjęcia zrobił.- No właśnie.Czy nasza umowa jest aktualna? - zapytałem.- Oczywiście - potwierdził.- Chcę odzyskać córkę.Zgodnie z umową zdeponowałemdla pana w banku milion euro.- Mimo że już pan milion wydał - zaznaczyłem z pewnym niepokojem. - To nie ma znaczenia.Jeden milion w tę czy w tamtą, nie robi mi różnicy - odparł.- Itak do końca życia nie wydam tego, co mam.Ja nie zbieram pieniędzy dla samego zbierania,panie Brandt.Ja je zarabiam i wydaję.Nie jestem biznesmenem inwestującym dla samegoinwestowania.Swoje już zarobiłem i teraz interes sam się kręci.- Przekonał mnie pan - pożegnałem go pełen ciepłych uczuć.Moja życzliwość dla tegoczłowieka była naprawdę szczera.Kiedy wsiadłem do subaru, a Susan włączyła silnik, zakręciło mi się w głowie imusiałem opuścić oparcie.Tym razem jechaliśmy powoli.Milczeliśmy.Mimo chłodnegoamerykańskiego wychowania, Susan potrafiła się zachować.Czekała, aż wrócą mi siły i samsię odezwę.Wiedziała, co robi.Orzeł mógł latać naprawdę wysoko.Przymknąłem oczy idelektowałem się dzwiękiem silnika.Kiedy położyłem się do łóżka i zamierzałem się zdrzemnąć, Susan postanowiła zrobićzakupy.Klasyczny, dobry podział ról.Ja śpię, a ona bobruje po półkach, wybierając cosmaczniejsze kąski.Potem siadamy razem do stołu i wzmacniamy więzi partnerskie.Popiętnastu minutach wiedziałem, że nie zasnę.Mimo zmęczenia i osłabienia po mojej głowietłukły się rozmaite myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl