[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo oczywiście: jeśli o tym wie, to może wieteż o napadzie na bank.I może ironia losu: dowie się od Soili tego, co na próżno próbowałwydusić z jej męża, czyli dwie pieczenie na jednym ogniu.- Robiliśmy wtedy różne głupstwa - powiedział.- Mogę sobie wyobrazić.To brzmiało tak, jakby nie wiedziała.- Niektóre z tych rzeczy, które robiliśmy, były takie, że dzisiaj bym powiedział: to niebyło rozsądne. - No tak, wszyscy robiliśmy takie rzeczy - powiedziała Soili.- Ach tak?- Ja też mam swoje grzechy młodości na sumieniu - uśmiechnęła się.I właśnie w tej chwili, kiedy Brenner już myślał, no, teraz się do siebie zbliżymy,drzwi pokoju się uchylają, przez szparę wsuwa się brązowa torba na zakupy, rękawbrązowego płaszcza wsuwa się przez szparę, przez półotwarte drzwi dochodzi nerwowepokasływanie i szelest, zapach cytryn dociera przez drzwi, drugi rękaw płaszcza z parasolkąwsuwa się przez szparę w drzwiach, człapanie i szuranie dochodzi przez szparę w drzwiach,siwa głowa kobiety wsuwa się przez drzwi, no i wreszcie, i ostatecznie, pół godziny odpierwszego przeciągu, pojawia się w pokoju cała starsza pani.Brenner pomyślał, że to ciotka albo siostra Aschenbrennera.Bo matkaAschenbrennera umarła, jak jeszcze był w szkole policyjnej.Wiedział o tym dlatego, że mniejwięcej w tym samym czasie umarła w Berlinie jego matka, bo po śmierci męża zaczęłazupełnie nowe życie, mówię ci, sprzątaczka na pływalni, no i mówiło się, że ta para napływalni była powodem, że zmarła już w wieku pięćdziesięciu trzech lat.- Ależ mamo! - wyrwał go z rozmyślań podrażniony głos Soili.- Przecież ci mówiłam,nie musisz przychodzić codziennie.No i teraz mama - zawsze niedobrze.Zwłaszcza jak taki Brenner ma właśnie ważnąnaradę z córką.Szczególnie jak mama tak bardzo sympatyzuje z kwękającym mężem, że gocodziennie odwiedza w pokoju dla beznadziejnie chorych, a kolegi Brennera w ogóle niezauważa.- To jest pan Brenner, kolega Erwina.Moja matka - przedstawiła ich sobie Soili.- Pochwalony, Brenner, bardzo mi miło - powiedział Brenner, wyciągając rękę.Powiesz,  bardzo mi miło to raczej nietypowy zwrot w ustach Brennera.Coś takiego wymyka się oczywiście człowiekowi zwykle w chwilach wewnętrznego rozdarcia.Bo zjednej strony wcale nie było mu miło, że mu przeszkodziła, jasna sprawa.Ale znowu to ztymi uczuciami.%7łe w środku jednego uczucia masz inne uczucie.Bo w środku prywatnego bardzo mi niemiło Brennera kryło się jednak maleńkie detektywistyczne  miło , nibynadzieja: może matce wypsnie się coś na temat zięcia.- Pochwalony, Maric - przedstawiła się starsza pani i zaraz poszukała w nimsprzymierzeńca przeciwko własnej córce: - Moja córka nie chce, żebym odwiedzała zięcia.Soili przewróciła oczami, zupełnie jak pensjonarka.- Ale co też pani mówi.Im więcej odwiedzin, tym lepiej dla niego.Coś takiego czujesię nawet w śpiączce.Jestem tego pewien - dodał Brenner, mrugając do Soili, niby: nieprzejmuj się tym.- Przyniosłam mu parę pomarańczy - szeptała nerwowa matka, teraz znów do Soili.-Upiekłam też ciasto i przyniosłam mu herbatniki.- Ale przecież wiesz, że jest sztucznie odżywiany.- No właśnie - powiedziała matka.-Musi chociaż mieć obok siebie prawdziwe jedzenie, żeby nabrał apetytu.Soili znowu przewróciła oczami, pewnie już miała taki odruch.Było jej oczywiściegłupio wobec Brennera i z całą pewnością bawiłoby go jej zakłopotanie, ale jak na ironięjemu samemu było jeszcze bardziej głupio niż jej.Bo ta matka wypiekająca ciasta była mniejwięcej w jego wieku, a na dobitkę powiedziała jeszcze:- Wydaje mi się, jakbym pana skądś znała.Soili znów oczy do sufitu, to wyglądało strasznie fajnie, jak tak nerwowo przewracałaoczami, no i teraz Brenner przynajmniej miał odrobinę przyjemności, widzisz, to znowu takiemaleńkie dodatkowe uczucie w morzu nieprzyjemności.- Mamo, tobie każdy mężczyzna wydaje się znajomy. Pani Maric uśmiechnęła się.- Moja córka ciągle się mnie wstydzi.Ale nic na to nie poradzę, naprawdę wydaje misię, jakbym pana skądś znała.- Pan Brenner dopiero pół roku temu sprowadził się do Grazu.- Właśnie, skąd pan pochodzi?- Z Wiednia - skłamał Brenner, niby: samobójstwo dobrego imienia.Ale zrobił to, bo sobie pomyślał: Soili będzie miała u mnie dług wdzięczności, skorodla niej posunąłem się tak daleko.- Już wiem dlaczego - rozpromieniła się pani Maric.- Pan mi trochę przypomina ojcaSoili.- Mamo!- Ale nie musi pan się obawiać - zachichotała pani Maric.- On już dawno nie żyje.Brenner zwrócił uwagę, że cytrynowy zapach, jaki roztaczała pani Maric, mocnoprzypomina zapach likieru cytrynowego, i pewnie dlatego była taka rozmowna, że jej córkaskręcała się z zakłopotania.- Erwin na pewno się ucieszy, jeśli mu jeszcze przez chwilę dotrzymasz towarzystwa -powiedziała Soili do matki, wkładając płaszcz i łapiąc torebkę.- Jestem już spózniona.Posłuchaj, to naprawdę ciekawe.Mężczyzni tego nie potrafią, a kobiety tak.W takisposób wstać, wziąć torebkę i ruszyć do drzwi, że będąc mężczyzną, od razu wiesz: jak sięnatychmiast nie poderwę, przegrałem.Na dworze Soili tysiąc razy usprawiedliwiała się z powodu natręctwa matki. - To nie do wiary - wyjaśniała zażenowana.- Ostatnio moja matka bajeruje wszystkichmężczyzn, jacy jej się nawiną pod rękę.I zawsze to samo, że są podobni do mojego zmarłegoojca.- O swoich grzechach młodości będzie mi pani musiała niestety opowiedziećnastępnym razem - powiedział Brenner.Soili zaproponowała, żeby wpadł wieczorem do jej lokalu.Nie uwierzysz, ale należałdo niej najlepszy bar w całym Grazu - Bar Pasoliniego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl