[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Marek? Cześć, kochanie.- mówiła cicho, spokojnie.- Dzwonię zeszpitala.Nie, nic takiego, czuję się świetnie.Miałam mały wypadek, naprawdęgłupstwo.Jutro ci wszystko opowiem, teraz nie mogę, dzwonię z dyżurkilekarskiej, zaraz ktoś może wejść.Słuchaj, Marek, mam do ciebie prośbę.Wychodzę stąd jutro w południe.Zosia przygotuje mi jakieś kiecki.Czy mógłbyś35 Ewa wzywa 07.nr.7 Telefonował morderca.- Jan Bernardwpaść do niej jutro wpół do ósmej, wziąć te rzeczy i przynieść mi do szpitala?Nie bój się, Zosia nic nie powie.Bardzo cię proszę.Tak? To świetnie.Tylkopamiętaj - punktualnie wpół do ósmej.Pięć po wpół wychodzimy zwykle zdomu, a przedtem Zosia się myje i w ogóle.jak to rano.Bardzo ci jestemwdzięczna.No to do jutra, pa.Ja też cię całuję.Pamiętaj.Odłożyła słuchawkę iodetchnęła z ulgą.W korytarzu spotkała nadchodzącą naprzeciw swoją sąsiadkęw niebieskiej pidżamie.Kulski drgnął.Dzwonek telefonu zabrzmiał mu tuż nad uchem.Bula odstawił kieliszek, wstał i podniósł słuchawkę.- Obywatelu kapitanie - funkcjonariusz czuwający na posterunku przeddomem Smaczyk mówił przez nos, zachrypniętym głosem - przed chwiląwróciła.- Sama?- Tak jest.Wyglądała.- głos zawahał się - jakby trochę zalana albo chora.Szła tak jakoś nieprzytomnie.Bula spojrzał na zegarek.Dochodziła jedenasta.Nie - postanowił.- Na dzisiajdosyć.- Dziękuję wam.Za godzinę przyjdą was zmienić.- Tak jest, obywatelu kapitanie - Buli wydało się, że głos zabrzmiał terazrazniej.Kulski podniósł się z westchnieniem.- No, trzeba iść, pomieszkać.Kapitan odprowadził go do drzwi.%7łegnającsię, powiedział:- Będę cię prosił, żebyś poszedł ze mną do jednego gościa.- Do kogo?- Znasz go.Zbiera znaczki.ROZDZIAA IVMężczyzna w zielonym, nieprzemakalnym płaszczu rozejrzał się niepewnie.Klatka schodowa była pusta.Za sąsiednimi drzwiami płakało dziecko.Po chwilizawtórował mu gniewny głos kobiety.Spojrzał na zegarek.Była minuta po wpółdo ósmej.Zadzwonił powtórnie.Czekał chwilę, znowu na próżno.Pokręcił zpowątpiewaniem głową i postąpił kilka kroków w stronę schodów.Zatrzymał sięna pierwszym stopniu, odwrócił, jakby tknięty nową myślą, i wrócił pod drzwi.Przełożył do lewej ręki dużą, żółtą teczkę i nacisnął klamkę.Drzwi otworzyły siębez oporu.Rzucił spojrzenie za siebie, w stronę sąsiedniego mieszkania, iuspokojony wszedł powoli do przedpokoju.- Halo? - zawołał półgłosem.W mieszkaniu panowała głucha cisza.Ostrożnie zamknął za sobą drzwi,położył teczkę na podłodze i zajrzał do pokoju.Szybko cofnął głowę.Zapukał w36 Ewa wzywa 07.nr.7 Telefonował morderca.- Jan Bernarduchylone drzwi i powiedział głośno:- Pobudka.Goście.Ktoś, kto był w pokoju, nie zareagował najlżejszym poruszeniem.Mężczyznapo krótkim wahaniu ponownie zajrzał do wnętrza.Dłuższą chwilę przyglądał sięleżącej na łóżku postaci, szczelnie nakrytej kołdrą.Coś go uderzyło.Podszedł dołóżka i pochylił się.Delikatnie odsłonił głowę leżącej.W ułamku sekundy puściłkołdrę, cofnął się gwałtownie i znieruchomiał.Spod zmierzwionych, potarganych włosów patrzyły na niego szeroko otwarte,nieruchome oczy Zofii Smaczyk.Jej twarz, zastygła w rozpaczliwym grymasiewysiłku i strachu, wyglądała jak koszmarna maska.Nie można było mieć wątpliwości, że dziewczyna nie żyje.Zmięte rogi ciasnoopasującej jej szyję czerwonej apaszki zdawały się jeszcze nosić ślady palcówmordercy.Mężczyzna, do głębi wstrząśnięty, nie mógł oderwać oczu od tej chustki,wyglądającej jak plama krwi na tle białej pościeli.Po dłuższej chwili drgnął inieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po pokoju.Szukał potłuczonych naczyń,śladów walki.W mieszkaniu panował jednak idealny ład.Podszedł do łóżka iprzezwyciężając lęk dotknął końcami palców czoła zamordowanej.Ciało byłojeszcze ciepłe.Musiała zginąć bardzo niedawno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl