[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W grobie Marlaski pochowany jest ktoś inny.- To pan tak mówi.Ale jeśli bardzo pan chce, abym sprofanowałgrób, musi mi pan dostarczyć solidniejszych argumentów, chyba tozrozumiałe? Nieprawdaż? Pozwoli pan jednak, że będę kontynuowałopowieść o mojej wędrówce śladami pańskiej historii.Przełknąłem ślinę.- Korzystając z tego, że byłem już w tych okolicach, udałem sięna plażę Bogatell, gdzie bez trudu napotkałem dziesięć osób gotowychza jednego reala wyjawić straszliwy sekret Wiedzmy z Somorrostro.Nie chciałem panu dziś rano psuć dramatyzmu opowieści, ale wrzeczywistości kobiecina, która chciała za ową wiedzmę uchodzić,zmarła wiele lat temu.Staruszka, którą dziś zobaczyłem, nieprzestraszyłaby nawet dziecka, nie mówiąc o tym, że przykuta jest dowózka.I jeszcze jeden detal, który niewątpliwie pana uraduje: jestniema.- Inspektorze.- Jeszcze nie skończyłem.Nie będzie mi mógł pan zarzucić, że niepodchodzę serio do swojej pracy.Tak więc stamtąd, proszę niemyśleć, udałem się do opisanej przez pana willi położonej przy parkuGuell, niezamieszkanej już od dziesięciu lat co najmniej, w której, przykro stwierdzić, nie było ani jednej fotografii czy też obrazka naścianach, nic prócz kociego gówna.Co pan na to?Nie odpowiedziałem.- A teraz niech pan postawi się na moim miejscu i powie, co bypan zrobił w tej sytuacji?- Poddałbym się chyba.- Otóż to, no ale ja to nie pan, wobec czego, jak ostatni idiota, potak owocnej wędrówce postanowiłem pójść za pańską radą i poszukaćstraszliwej Irene Sabino.- Odnalazł ją pan?- Proszę wykazać choć odrobinę zaufania do sił porządkowych.Oczywiście, że ją odnalezliśmy.Zdychającą z nudów w nędznympensjonacie na Ravalu, gdzie mieszka od lat.- Rozmawiał pan z nią?Grandes przytaknął.- Długo i wyczerpująco.- I co?- Nie ma pojęcia, kim pan jest.- Tak powiedziała?- Między innymi.- Między innymi? To znaczy?- Opowiedziała mi, że poznała Diega Marlascę podczas jednego zseansów organizowanych przez Rouresa w mieszkaniu na ulicyElisabets, gdzie w roku 1903 spotykało się StowarzyszenieSpirytystyczne "Przyszłość".%7łe mężczyzna, który schronił się w jej ramionach, był załamany po śmierci syna i spętany sidłamimałżeństwa pozbawionego już sensu.%7łe był człowiekiem dobregoserca, ale udręczonym przeróżnymi niepokojami.%7łył w przekonaniu,że coś przeniknęło w jego wnętrze, posiadło je.Nie opuszczała gomyśl, że niebawem umrze.Podobno przed śmiercią zostawił jakąś kwotę, żeby ona imężczyzna, którego rzuciła dla Marlaski, Juan Corbera, alias Jaco,mieli z czego żyć, kiedy jego zabraknie.Powiedziała, że Marlascaodebrał sobie życie, bo nie mógł znieść trawiącego go bólu.%7łe razemz Juanem Corberą żyli dzięki wspaniałomyślności Marlaski, pókipieniądze się nie skończyły i człowiek, którego nazywa pan Jaco,niebawem ją opuścił.Pózniej dowiedziała się, że zmarł w samotności, z przepicia,pracując jako stróż nocny w fabryce włókienniczej Casaramona.Owszem, zaprowadziła Marlascę do kobiety, którą nazywanoWiedzmą z Somorrostro, bo myślała, że tamta jakoś go pocieszy iwzbudzi w nim nadzieję na spotkanie z synem na tamtym świecie.Mam kontynuować?Rozpiąłem koszulę i pokazałem mu cięte rany, jakimi IrenęSabino naznaczyła mój tors w tę noc, kiedy razem z Marlascązaatakowała mnie na cmentarzu San Gervasio.- Sześcioramienna gwiazda.Niech mnie pan nie rozśmiesza.Tenacięcia mógł pan sam sobie zrobić.Nic nie znaczą.Irene Sabino niejest żadną wiedzmą; to biedna kobiecina zarabiająca na życie ciężkąharówką w pralni na ulicy Cadena. - A co słychać u Ricarda Salvadora?- Ricardo Salvador został wydalony z policji w 1906 roku, podwóch latach prób wyjaśnienia śmierci Diega Marlaski iutrzymywaniu w tym czasie nieprawych stosunków z wdową pozmarłym adwokacie.Ostatnie, co wiadomo na jego temat, to to, żepostanowił wsiąść na statek i odpłynąć do Ameryki, by tam rozpocząćnowe życie.Wobec ogromu relacjonowanego mi oszustwa wybuchnąłemśmiechem.- Panie inspektorze, czy nie zdaje pan sobie sprawy że wpada panw tę samą pułapkę, którą zastawił na mnie Marlasca?Grandes przyglądał mi się z politowaniem.- Osobą, która nie zdaje sobie sprawy z tego, co tu naprawdę siędzieje, jest pan, panie Martin.Czas płynie, a pan zamiast powiedziećmi, co pan zrobił z Cristiną Sagnier, uparcie usiłuje przekonać mniedo historii żywcem wziętej z Miasta przeklętych.Mamy do czynieniaz jedną tylko pułapką: tą, którą zastawił pan na samego siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •