[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziony podświadomym nakazem, wyciągnął do połowy klingęi ucałował.Następnie zapiął pas i chwycił za ramiona klęczącą wciąż rusałkę.- Wstań - powiedział łagodnie.Posłusznie wstała, jednak wciąż nie podnosiła nań swoich oczu.Co znowu, do diabła?- spytał w myślach.W jego głowie zrodziło się podejrzenie, że to miecz jest powodem całejcelebracji.- Czy wiesz, co to za broń? - spytał.Skinęła głową i wreszcie uniosła na niego wzrok.- To Styrr - odrzekła.- Zwięty miecz Rycerzy Zwiatłości.Mogą nim władać tylkowybrańcy.Gdybyś nim nie był, miecz sam by cię zabił.On zabija wszystkich, którzy odeszliod światła prawdy i sprawiedliwości.Sam wydaje wyrok na tych, którzy, nie powołani,wyciągają po niego rękę.To straszna broń, przybyszu.Nosząc ją, jesteś dla nas nietykalny;biorąc ją w posiadanie, stałeś się Rycerzem Zwiatłości.Było dla mnie wielkim zaszczytemopiekować się tobą w chorobie.- Znów skłoniła głowę.- Eee - mruknął - skończmy z tymi grzecznościami.Mówisz tak, jakbyś chciała odemnie odejść.- Uczyniłam wszystko, co do mnie należało.Teraz Ojciec Przeznaczenia chce z tobąmówić.- Kto? - zdziwił się.- Ojciec Przeznaczenia.- Bezradnie wzruszyła ramionami.Nie bardzo wiedziała, jakmu objaśnić coś, co dla niej było tak oczywiste, a równocześnie tak trudne do objaśnienia.-On jest nieskończonością.Był zawsze i zawsze będzie.Był tutaj, kiedy nikogo z nas nie było.Jest wszystkim, wie wszystko i wszystko widzi.Nawet Synowie Ciemności respektują jegoobecność, mimo że jest mało spraw i rzeczy, które potrafią uszanować.- Mówisz o tych w szarych zbrojach i pelerynach?Skinęła głową, a jej zielone oczy znów wypełnił smutek.- Boją się go - powiedział.- To nie lęk.Nie wiem, jak to wyjaśnić.Ojciec Przeznaczenia jest ponad wszystkim, niezbędny jak czas, który płynie, jak los.który nas czeka, jak przyszłość, która musi sięzdarzyć.Niewiele mu to mówiło, ale machnął ręką.- Prowadz!Powiodła go do groty, którą w całości wypełniała różowa mgła.W jej opalizującejgęstwinie nie było niczego widać.- Zanurz się w tej mgle, Rycerzu Zwiatłości, i czekaj - pochyliła się w ukłonie, chcącodejść.- Jedną chwilę - chwycił ją za ramię.- Być może nie zobaczymy się nigdy.Chciałbymwięc podziękować za wszystko.Jeśli będę żył, a ty będziesz potrzebowała pomocy, wezwijmnie.Spojrzała na niego poruszona.- To dla mnie wielkie wyróżnienie.Rozgarnął jej długie włosy i palcami dotknął smagłego czoła.- A to, o czym mówiłaś przedtem.Myślę, że się jednak mylisz.Zawsze są jacyśludzie, którzy potrzebują piękna nie dla jego ceny.A teraz idz już, rusałko.Słyszę wołanieswojego przeznaczenia.Gdy odeszła, pomyślał nie bez zdziwienia, że bardzo się zmienił w ostatnim czasie.Kiedy się nad tym zastanawiał, doszedł do wniosku, że właściwie niewiele zostało w nimz dawnego Artura.Może jeszcze kilka prymitywnych odruchów, kilka prostackich słów,skłonność do szyderstwa, nad którą łatwo było zapanować.Ale w przygniatającej części byłjuż innym człowiekiem.Jeszcze nie miał pewności, czy powinien się z tego cieszyć.I nieulegało wątpliwości, że nie jest to jeszcze koniec przemian.Bez wahania wszedł w różowy opar i zastygł w bezruchu.Coś na podobieństwo wirupowietrza porwało go i uniosło.Było to tak nagłe, że aż z przestrachu zamknął oczy.Kiedy jeotworzył, mgła znikła bez śladu.Stał pośrodku wielkiej sali, a naprzeciw niego, narzezbionym tronie, siedział starzec o czterech twarzach, które patrzyły w cztery strony świata.Surowy wzrok siwych oczu był tak przenikliwy, że aż obezwładniał.Art przestąpił z nogi nanogę, po czym schylił się i klęknął na jedno kolano.- Zwiatło z tobą, ojcze - wypowiedział formułkę, która w sposób dlań niepojęty samamu przyszła do głowy.- Zwiatło z tobą, synu - szorstko odpowiedział potężny głos, jakby pomnożony przez czworo ust, z których się wydobywał.- Wstań i zbliż się do mnie.Nie wypada, aby RycerzZwiatłości klęczał.To oznaka słabości.Twoim przeznaczeniem są nieśmiertelne czyny,o których będą śpiewali wędrowni bardowie.Twoim losem jest samotna walka ze złem.Wkroczyłeś na najjaśniejszą z dróg.Zwiatłość jest z tobą.- Starzec przygładził jednąz czterech siwych bród.Art zbliżył się i zatrzymał w pełnej szacunku pozie.- Usiądz!W milczeniu spełnił polecenie.Czuł wokół siebie coś dziwnego, coś na podobieństwoatmosfery najodleglejszych wieków - owego czasu, kiedy wszechświat stanowił jeszczegorące skupisko materii, kiedy nie było galaktyk i gwiazd, pustki przestrzeni i wielkichmgławic, planet i ich satelitów, nie mówiąc już o życiu.Wiele pytań kłębiło się w jego głowie, wiele niepewności.Od Ojca Przeznaczeniaspodziewał się odpowiedzi i wsparcia.Czekał na to, cały aż drżał ze zniecierpliwienia.Pierścień na jego palcu płonął barwami tęczy.Napływ Mocy był tak wielki, że nieomalobezwładniał.Od twarzy starca tchnęło rozważną mądrością wszystkowiedzącego.- Rozumiem twój niepokój - odezwał się Ojciec Przeznaczenia.- Rozumiem też twojąniecierpliwość.Młody wiek, gorąca krew.Z czasem nauczysz się wsłuchiwać w innychi rozumieć nawet ich milczenie.Ale wiedz jedno, że chociaż przywołałem cię tutaj, by wielespraw wyjaśnić, to przecież nie odsłonię przed tobą wszystkiego, bo wtedy życie twojestraciłoby sens.- A twoje, ojcze? Przecież wszystko wiesz - wyrwało mu się.Starzec uśmiechnął sięi znów przygładził brodę.- Ja nie stanowię istnienia, jestem tylko sumą wielu przeznaczeń, wielką księgą historiiwszechświata - od prapoczątku aż po jego kres.W twoim rozumieniu nie ma mnie, nieistnieję jako coś odrębnego.Zmaterializowałem się tylko po to, aby nam łatwiej byłorozmawiać.W tej postaci pojawiłem się w świecie, w którym żyłeś; pojawiłem się, aby daćnadzieję tym, którzy jej potrzebowali.Było mi ich żal, choć wiedziałem, że i tak zhardzieją,odwrócą się od wszystkiego, mniemając, że czas miniony jest dla nich bez znaczenia.-Starzec zamyślił się.Art starał się mu nie przerywać, choć pytania same cisnęły mu się nausta.Po chwili Ojciec Przeznaczenia spojrzał na niego i uśmiechnął się wyrozumiale.- Przybyłeś z planet światła i ciemności, gdzie noc następuje po dniu, a potem znówprzychodzi dzień.Przybyłeś do świata, który zawsze był w tobie, tkwił niczym ziarno w glebie czekające odpowiedniego momentu, by zakiełkować.A kiedy tak się stało, kiedy jużświat ten puścił w tobie pędy, zacząłeś za nim tęsknić, nie wiedząc jeszcze, jak on naprawdęwygląda.A i teraz nie wiesz, bo świat, który zobaczyłeś, był kiedyś całkiem inny. IV Aur w języku Vitarów znaczy to samo co  Planeta Wiecznego Dnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •